sobota, 21 lutego 2009

Józek

Józek, Halina, Rysio i Danusia. Piasek nad Odrą.Ok.1954r.

Józek był najmłodszym z braci. Urodzony w 1923 roku. 
Antosia była już dorosła. Janek miał 11 lat i pracował przy gospodarstwie. 
Czasami opiekował się Władkiem i Józkiem. Józek miewał rozmaite pomysły. Niestety, nie zostało mi w pamięci nic z taty opowieści na ten temat.
Kiedy wybuchła wojna, Józek miał 16 lat. Jako 18-latek pracował już w Niemczech jako robotnik rolny. W jego historii jest dużo awantur. Uciekł z jakiegoś transportu, ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. Po wojnie wędrował po Polsce. Pracował w milicji.
Nie wiem, gdzie poznał Halinę. Jej rodzina mieszkała w Aleksandrowie. Pobrali się, a w 1947 roku w listopadzie, urodził się Rysio. Zresztą do Józka Halina też mówiła Rysiek. Musiało to imię mieć jakieś znaczenie dla nich. Mieszkali w Krakowie, potem w Sieradzu. Rok po Rysiu urodziła się Danusia, dokładnie w tym samym dniu listopada, co brat!
Józek zabrał całą rodzinę i wyjechali na zachód Polski, nad samą granicę. Został leśniczym czy gajowym...
Mieszkali w środku lasu, leśniczówka nazywała się Wrzos. Do najbliższej wsi Piasek były 3 kilometry. Wieś leżała na południe od Szczecina. Patrzę teraz na mapę. Las nazywa się Puszcza Piaskowa
a okoliczne większe miejscowości to Chojna i Cedynia.
Leśniczówka Wrzos była urocza, zresztą jak jej nazwa. Odwiedziłam ją w 1965 roku ,w wakacje. Pojechałyśmy z Mamą i ciocią Józią. Pociąg był potwornie zatłoczony. Siedziałyśmy przy kiblu na walizkach. Ciotka przeżegnała się, gdy pociąg ruszył - za szczęśliwą podróż. Jechałyśmy całą noc do Szczecina. Być może koło Stargardu rozluźniło się. Pamiętam szary świt w zimnym wagonie na twardych, drewnianych ławkach. Udało mi się zasnąć. W Szczecinie poszłyśmy na Wały Chrobrego. Przypominam sobie stare mury, zalew, statki, słony wilgotny wiatr. Karmiłyśmy mewy resztkami kanapek. Wysłałyśmy kartkę pocztową do Taty. Później trzeba było jechać dalej PKS-em.
Leśniczówka Wrzos była stara. Pamiętam ciemne pokoje z oknami na las. Na podłogach leżały skóry dzików i jeleni, na ścianach wisiały poroża. Nie było elektryczności. Wieczorem zapalało się lampę naftową.
Podwórko było duże, ogrodzone od strony drogi. Chodziły po nim kury.Wskakiwały po specjalnej drabince do wysokiego kurnika. Rano wybiegałam w piżamie i szukałam jajek poukrywanych w różnych kątach. Ciocia Halina robiła mi słodki, pachnący kogel-mogel. Na śniadanie smażyła jajecznicę.
Była też krowa i mleko od niej. Piłam duszkiem z dużego kubka, jeszcze ciepłe, spienione po udoju. Może były też inne zwierzęta gospodarskie, nie pamiętam. Na pewno był pies i kot. Od strony lasu podchodziły do zagrody sarny i jelonki. Tuż obok miały wodopój.
Kiedy szliśmy do wsi szeroką, słoneczną drogą przez las, oglądałam kolorowe błyszczące żuki. Kiedyś przebiegły nam drogę warchlaki i bardzo się przestraszyłam. Wszyscy się ze mnie śmiali.
Danusia zabierała mnie do wsi, do sklepu, do znajomych, do szkoły, do której chodziła kiedyś. Zabrała mnie też do fotografa, który zrobił nam zdjęcie w "naturze", czyli na swoim podwórku, na tle skrzynek z pelargoniami.
Któregoś dnia przyjechali do Józka jacyś faceci i pojechali wszyscy na polowanie. Zabili daniela. Strasznie mi go było żal. Nie mogłam potem jeść zachwalanej przez ciotkę dziczyzny, a wyprawiona skóra z daniela budziła we mnie odrazę. 

Blisko była granica i na pewno ludzie po kryjomu ją przekraczali. Mówili o tym "zielona granica" i wyobrażałam sobie, że po obu jej stronach jest las.

sobota, 7 lutego 2009

Władek

Niederrodenbach, 23,02.1941r.
Kazik i Władek

Władek urodził się w roku 1920. Właściwie wiem o nim bardzo mało. Na pewno w czasie wojny też był w Niemczech na robotach. Później nie wrócił do Łodzi. Zatrzymał się gdzieś na zachodzie kraju. 
Ożenił się z kobietą z dzieckiem. Synem. 
Jego żona miała na imię Stefania. Zmarła w latach 60-tych.
Władek nie miał dzieci. 

W drugiej połowie lat 70-tych Władek ożenił się po raz drugi. Maryla jest od niego o 16 lat młodsza. 

Był pewnie rok 1976, gdy przywiózł ją do Łodzi. 
Maryla miała 40 lat, ale bardzo się starała wyglądać na mniej. Tlenione włosy, staranny makijaż, podkreślona sylwetka. Oczywiście nie pozwoliła do siebie mówić "ciociu". Mówiłam do niej po imieniu.
Nocowali u nas. Maryla miała olbrzymią kosmetyczkę, z którą na długo znikała w łazience. Była umalowana, wytapirowana już od rana. Szczebiotała. Do wujka mówiła Włodek, co mnie irytowało, bo nie wiem, czemu Włodek jest lepszy od Władka...

W wakacje pojechałam do nich z Tatą, do Miłkowic, gdzie mieszkali w dużym mieszkaniu w blokach. 
Zabrała mnie do Świdnicy na zakupy. Mówiła ze wschodnim akcentem, zaciągając. Nie wiem dlaczego, bo jej rodzina mieszkała koło Zielonej Góry. Pewnie byli napływową ludnością ze wschodu, po drugiej wojnie. 
Potem jakiś czas kontaktowała się ze mną, posłałam jej elastyczne bluzki z golfem, którymi się zachwyciła, kiedy była w Łodzi. Przyjechali też w czasie, gdy Polskę odwiedzał Kazik z Gertrudą. Maryla mało się zmieniała. Władek się starzał.
Ostatni raz widziałam ich na pogrzebie Taty, to znaczy 13 lat temu. 

Wujek był tak podobny do mojego ojca, aż dreszcz przechodził. 
Maryla szeptała mi do ucha, że "Włodek słabo słyszy" . Trzeba było głośno do niego mówić. Chorował też na cukrzycę. Mimo to jakiś czas temu Maryla zadzwoniła z wiadomością, że przeprowadzili się do Legnicy, żeby mieć bliżej lekarzy, mieć więcej wygód.
Władek ma teraz 89 lat, żyje najdłużej ze swojego rodzeństwa. Kiedy Maryla dzwoniła do Jurka z życzeniami świątecznymi w zeszłym roku, powiedziała , że "Włodek czuje się lepiej od niej"!!! Czasami wysyłamy sobie jeszcze kartki świąteczne.

niedziela, 1 lutego 2009

Moi australijscy kuzyni...

Bratu i rodzinie na pamiątkę z Australii. 12.10 1965r.
Rosemarie ma na tym zdjęciu 18 lat. W tym samym roku wyszła za mąż. Jej mąż ma na imię Noel. Był pastorem.
Kazik nigdy nie lubił Noela, nie wiem, dlaczego. Nie wiem też, czym się zajmowała Rosemarie, pewnie była po prostu żoną pastora. 
W krótkich odstępach czasu urodziła trzech synów, Paula, Adama i Mateusza. W 1979 roku urodziła jeszcze córkę, Sarę. Mieszkali w Adelajdzie. 
Paul i Adam związali się z jakimiś kobietami, Paul z Tracy, Adam z Idą, ale nie słyszałam o ślubach. Mateusz ma z Sarah córkę Madeline. Catherine, młodsza ode mnie o rok, przysyłała mi zdjęcia i krótkie liściki. Jurek tłumaczył tę korespondencję.
Najwięcej czasu Cathy poświęcała pływaniu, ciągle pisała o jakichś zawodach i nagrodach. Skończyła szkołę o kierunku handlowym, ale po przeprowadzce do Temory pracowała w szkole z dziećmi. W 1975 roku wyszła za mąż za Colina. Urodził się Mark i Craig, a w 1983 roku córka Andrea.
Z Cathy korespondowałam długo. 

Wysyłałyśmy sobie zdjęcia i kartki na święta. Czasem jakiś drobiazg w upominku - dostałam chusteczki, apaszkę, łańcuszek z wisiorkiem z zielonym oczkiem. 
Jej córka Andrea korespondowała potem z moją córką Kasią. 
Listy od Cathy były podobne do listów wujka - relacjonowała mi sukcesy i osiągnięcia dzieci, pisała o ilości hodowanych przez Colina owiec i markach nowych samochodów. Po śmierci Kazika napisała jeszcze kilka razy i umilkła. Nie wiem, co się u nich dzieje teraz, żadnych wieści.
Rudolfa Kazik adoptował i dał mu swoje nazwisko - Dobron, bo tak oni się tam nazywali. 

Rudolf studiował nauki humanistyczne, być może nawet psychologię. Ożenił się z Dianą, krótko po Rosemarie. 
 Z obu ślubów oczywiście dostaliśmy zdjęcia. Panny młode w bieli a wokół druhny w identycznych sukienkach. Catherine też występowała jako druhna. Pamiętam, że bardzo zazdrościłam jej różowej, długiej sukienki i "dorosłej" fryzury z natapirowanych włosów.
W 1968 roku Rudolfowi i Dianie urodziła się córka Carlene, a w 1969 syn Ralph.
Z nieznanych mi powodów Rudolf i Diana rozstali się. Dzieci były jeszcze małe, miały 9-10 lat. Rudolf wyjechał do Sydney. Mieszkał tam z jakąś kobietą. Carlene wyszła za mąż za Iana i urodziła córkę Rachael. Ślub był w 1995 roku, może do tej pory mają więcej dzieci. O Ralphie nie wiem nic.
P.S.
Właśnie się dowiedziałam, że Gertruda zmarła w styczniu tego roku, a Rudolf zmarł w listopadzie 2007roku na raka krtani:(((