środa, 12 stycznia 2011

Życie jak w Madrycie...














Ciekawe, skąd się wzięło to powiedzenie? Może tylko dla rymu powstało.

W ostatnich dniach chodzi mi po głowie frazes, że życie jest cudem.
Był czas Bożego Narodzenia i cuda miały prawo się zdarzać.
Mój kochany mąż, po poważnej operacji neurochirurgicznej wstał następnego dnia (spionizował się, jak brzmi diagnoza na karcie wypisu). W czwartej dobie wyszedł do domu.
Powtarzane w serialach i filmach familijnych truizmy, że należy się cieszyć każdym dniem, nagle nabierają rzeczywistego wymiaru.
Każdym dniem. Każdym przedpołudniem. Każdym wieczorem.
Każda nocą przespaną we własnym łóżku.
Godziną trzymania się za rękę.
Ciepłem drugiej osoby.
Po czasie mrocznej niepewności i lęku wróciłam z poczuciem SZCZĘŚCIA do nudnej, powtarzalnej,
doskonale przewidywalnej codzienności.
Szczęście bowiem ma wiele twarzy.
Nie przegap go...