niedziela, 13 lutego 2011

Dziś są moje urodziny...


Zawsze wierzyłam, że 13-ty to dobra data na urodziny.
Nie mogę narzekać. Od pewnego czasu przyglądam się swojemu życiu i dziękuję losowi, Bogu lub układowi gwiazd za wszystko, co mi się przytrafiło.
Teraz biegnę już z górki.
I jak to z górki, lżej, łatwiej i żal, że niedługo koniec wycieczki.
Ale na razie jeszcze miłe widoki, zioła pachną, czasem skubnę jagodę z krzaka i cieszę się chwilą.
Schodzenie ma swoje uroki i zalety.
Siódme poty już za nami. Zapasy w plecaku nie ciążą. Mamy już pewność, że osiągnęliśmy szczyt i nie zgubiliśmy drogi. Do wieczora został kawał czasu i możemy go przeznaczyć na miły relaks i zasłużony odpoczynek.
Możemy bezkarnie zjeść trochę ulubionej czekolady, poczytać, pogłaskać kota.
Albo opowiedzieć wnukowi bajkę.
A słońce o zachodzie tak pięknie barwi niebo na złoty kolor.
I cóż z tego, że ledwo dwa życia temu był wiek XIX...
Wszystkiego najlepszego Basiuniu:)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Czas odnajdywania


Proust szukał swojego utraconego czasu przez sześć tomów. Odnalazł go wreszcie...
Ten rok być może też jest rokiem rzeczy odnalezionych.
Pani Małgosia, z którą spotykam się czasem na terapii, odnalazła zagubioną w śniegu obrączkę ślubną. Zgubiła ją przed Sylwestrem, gdy odgarniała zaspy z podjazdu. Obrączka zsunęła się z palca i przepadła. Pani Małgosia płakała. Małżeństwo sypało się od dawna, więc może to znak, taka zagubiona obrączka?
Znalazła ją nieoczekiwanie tydzień później, gdy przyszła odwilż. Nomen omen...
W styczniu odnalazła się też zagubiona na ulicy rękawiczka małego chłopca. Ktoś podniósł ją z ziemi i pieczołowicie odłożył na murek przy bramie. Taki drobny gest, który nic nie kosztuje. Chłopiec się ucieszył, bo lubił swoje rękawiczki i mama nie musiała się na niego denerwować i zarzucać mu gapiostwa.
Wczoraj, po prawie 30-stu latach, odnalazł się indeks studencki mojego męża. Byliśmy przekonani, że zginął bezpowrotnie podczas przeprowadzki do nowego mieszkania. Od czasu do czasu mąż wspominał ten przykry fakt z żalem. Indeks był pełen piątek i można by go było "wnukom pokazywać". Wszystkie miejsca podejrzane o ukrycie indeksu w domu rodzinnym męża zostały przeszukane po kilka razy. Po śmierci mojej teściowej wszystkie szuflady i szafki opróżniono. Indeksu nie było. Wczoraj moja szwagierka jak dobra wróżka sięgnęła do torebki i wyjęła z niej.. . indeks w czerwonej okładce. Przeleżał przez 30 lat za szafą, którą wreszcie zdecydowano się rozmontować. No i stało się. Jest wnuk, jest indeks do pokazywania:)
Dopiero luty. Co jeszcze znajdziemy w nadchodzących porach roku?
Proust odnalazł wreszcie swój czas,
ale całkiem już inny, niż ten utracony.
Odnalazł czas zużyty. Naruszony zębem. Pokryty patyną.
Czasami warto szukać, a niekiedy może trzeba odpuścić i napisać nową opowieść...