czwartek, 31 stycznia 2013

Świnka






Rozmawiałam dziś z małym chłopcem. Ma 9 lat. Kiedy miał 4, zginął w katastrofie lotniczej jego Tata, pilot. 
- Czy wiesz, dlaczego mama cię tu do mnie przyprowadziła? - zapytałam go.
- Nie, ale nie chciałem przyjść.
- Dlaczego?
- Bo znowu ktoś będzie  chciał  ze mną rozmawiać o tacie, a ja już mam tego dosyć!
Zastanowiłam się.
- Właściwie, to cię rozumiem. 
Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
Rozmawialiśmy o pierdołach.
Potem rzucał piłką tenisową do różowej świnki, która miała uosabiać jednego niegodziwego Kacpra, co się lubi wyśmiewać z innych. Świnka się mocno trzymała, ale w końcu zaliczyła podłogę.
- Yes! - wrzasnęliśmy oboje.
- Jak się czujesz teraz? - zapytałam go na koniec.
- Ulżyło mi - odparł z szerokim uśmiechem.

Muszę sobie znaleźć jakąś świnkę.

wtorek, 29 stycznia 2013

Rok przestępny.

 
 A kuku!














Człowiek uczy się całe życie. I całe życie się dziwi.
Siedmiolatek. Rzęsy, jak firanki. Wada wymowy powalająca.
- Wiesz, co to jest rok przestępny? - pytam go, pewna, że odpowie "nie".
- O, tak! - woła z entuzjazmem - To, jak ktoś, jakiś przestępca siedzi rok w więzieniu i potem go wypuszczają, bo już swoje odsiedział.
Wiecie, że wymyślił to na poczekaniu?
Jak i to, że słońce wieczorem jest "gdziesz w Amejiycze . Ma pani golbus? Bym pani pokażał"
Poza tym dom z drewna może być zjedzony przez "korniszony" (!?)
- To takie jobaki, co jedżą djewno.
Powiedział mi jeszcze, że w jego mieszkaniu mieszkał kiedyś jakiś "Dzientelmen". 
- To taki pan miły, co może stajuszkę przez jezdnię przepjowadzić.
Aha!
Na koniec, kiedy już obleciał wszystkie kąty, łącznie z gabinetem dyrektora, życzył mi miłego dnia.
Dzięki! Miłego !

czwartek, 24 stycznia 2013

Nasza zima zła...

















Miałam dziś umówioną wizytę u lekarza o 16.40. Lekarz niedaleko, 10 minut jazdy tramwajem. 
Wyszłam z domu piętnaście po czwartej. Zdążyłam na tramwaj, który ruszał o 16.21. Ucieszyłam się, że nie będę tam w ostatniej chwili.
Cieszyłam się przez dwa i pół przystanka. Bo właśnie w połowie trzeciego tramwaj się zatrzymał. Przed nim stał inny, także "zatrzymany" tramwaj. 
Pan motorniczy po kilku minutach miło poinformował, że jest jakiś wypadek na skrzyżowaniu przed nami, że zaraz przyjedzie policja i za jakieś 10 minut ruszymy. Pomyślałam, że trudno, trochę się spóźnię.
Po kolejnym kwadransie, cały czas miły pan motorniczy powiedział, że może wypuścić pasażerów , "tylko proszę państwa, proszę uważać" .
Taaa...
Na stopniach tego tramwaju poczułam się, jakbym miała skoczyć we wzburzoną otchłań morską.
Ci, którzy skoczyli przede mną wylądowali  po kolana w brudnej śniegowej brei, piętrzącej się wzdłuż torów. Tuż obok śmigały samochody. Po obu stronach jezdni ściana, bez żadnego chodnika, zatrzymaliśmy się bowiem pod wiaduktem kolejowym. 
Wycofałam się do bezpiecznego, cieplutkiego wagonu. Niektórzy też zawrócili. Niektórzy stali zdezorientowani na skraju torowiska, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Była godzina 17.10. Zadzwoniłam do lekarza. Przełożyłam wizytę. Na 28-go lutego zresztą.
Dziesięć minut później tramwaj ruszył. Na najbliższym przystanku wysiadłam i przeszłam na ten, w kierunku powrotnym. Kolejny, miły zresztą, pan motorniczy  oznajmił - "Nie ma prądu, proszę państwa, nie wiem, kiedy ruszymy"
Przekleństw rzucanych pod adresem MPK nie będę cytować. Współtowarzysze niedoli wymieniali się uwagami, że to już trzecia awaria w ciągu tej ich podroży.
W domu byłam już o 17.50.
Spędziłam w drodze półtorej godziny.
Ludzie, przecież to tylko zima!

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Nakarmcie swoją Miłość

 

Ta piosenka przejmowała mnie dreszczem.
Patrzyłam na Niego. Miał smutną twarz i zamyślone oczy. Zranione.
A wcześniej powiedział, że nie wierzy w dobre małżeństwa. Że zna tylko jedno, jego siostry Inki.
Czułam wielki smutek. Chciałam, żeby dał nam szansę. 
Daliśmy oboje szansę tej Miłości

Różnie jej było u nas. 
Czasem siedziała w kącie, niedożywiona. Marzła.
Czasem płakała, zraniona.
Dotknęły ją  też myśli samobójcze.






Już tak nas ta nasza, nasza miłość,
już tak dzisiaj,
już nas wcale, tak nie obchodzi.
Już nie tak z wszystkiego pierwsza,
może ona nas też nie chce,
może myśmy,
może myśmy,
może myśmy nie tak dla niej,
już jak przedtem młodzi.

Przyjdzie, siedzi godzinami, 
niby z nami, a nie z nami,
potem weźmie się gdzieś wlecze,
nic po sobie nie posprząta,
smutku pełno po niej w kątach!

Wciąż by chciała gdzieś do rana 
i poskakać, i szampana,
godzinami jak ci młodzi, 
jak ci młodzi stać po bramach!
 
Po co  nam wystawać w bramie, 
my już mamy to mieszkanie,
nie rozumiem co się dąsa, 
czego chce i o co jej się tak rozchodzi!?

Ja tu nic nie mówię głośno wcale, 
ale gdy ci w oczy patrzę, no przecież widzę.
Myślisz, może ciemną nocą, 
wywlec by ją, zepchnąć z mostu,
byłby wreszcie święty spokój! 
Jakoś człowiek jeszcze wszystko sobie by ułożył!

Już nam już, no jakoś ostatecznie, 
jakoś nam się, jakoś dzisiaj już się powodzi. 
Jemy już to lepsze masło, 
stać nas w końcu na taksówkę,
a ta zobacz, jak ta chodzi! 
Zróbmy z nią co, kupmy jej co,
niech nie mówią że ostatnia
że, że już dziadówka!

Moglibyśmy ostatecznie 
coś obiecać na pociechę, 
może weźmy ją do kina!
Ale nam się i do kina, 
ale nam się nic z nią nie chce!
 
Może trzeba by z nią było, 
siąść gdzieś chwilę, powspominać, 
coś jej napleść, coś powzdychać, 
może wiersze jej poczytać.
Kupić kwiatków na osłodę,
niech się cieszy, jak ta młoda. 
Ale co nas w końcu ona,
ale co nas w końcu ona dziś obchodzi?!

Ale z nas niedobre takie ludzie,
nic tak serca widać dla niej już nie mamy.
Ja ci mówię raz ostatni, 
zobacz tylko, jak ta patrzy,
weźmie, pójdzie nie na żarty!
 
Na tych gratach, na tych szmatach,
na tych kwitach i w tych ratach,
i po tylu, tylu latach,
zostaniemy, zostaniemy,
zostaniemy całkiem sami! 
 
 
Nie pozwoliliśmy jej odejść.
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
Napoiliśmy ją herbatą z cytryną i wermutem. 
"Twoje zdrowie!" - mówił.
"Twoje" - odpowiadałam.
"Nasze" -  stukał kieliszkiem o mój kieliszek.
Nakarmiliśmy ją pomidorową i pocałunkami.
Ochuchaliśmy jej dłonie.
Nie pozwoliliśmy jej odejść. 
Jest przy mnie i teraz, wypełnia pustkę...
 
Karmcie swoją MIŁOŚĆ.
Póki czas.

teksty.org




sobota, 19 stycznia 2013

Jaka szkoda...

"Lubię Długosza" - powiedział.
To było jesienią. W 1980. 
Byliśmy sami. Miałam bluzkę w czerwone  kropki.
Tańczyliśmy. Czułam ciepłe dłonie na plecach i oddech na karku.
Czułam zapach tytoniu. I zapach Jego skóry.
Tańczyliśmy.
Długosz śpiewał. Ja płakałam. 
Te melodie, te słowa, ten głos, ten nastrój...
Może już wtedy przeczuwałam, że wszystko ma swój koniec.




Potem zawsze przy Długoszu płakałam. 
Śmiał się ze mnie. 
"Powiedz, że wszystko będzie dobrze" - wtulałam  się w jego ramiona.
"Oczywiście" - mówił - "Wszystko będzie dobrze".
Całował mnie we włosy.

A teraz znowu płaczę. 
A kiedy nie płaczę, to i tak nie jest dobrze.

"Lecz nie ma mnie i nie ma mnie,
I nigdy w życiu mnie nie będzie.
Zostanę w liście, zostanę w śnie,
W tkliwej, śnieżnej legendzie..."




niedziela, 6 stycznia 2013

Pada śnieg

 
pada śnieg puszysty, biały, miękki
pada śnieg, srebrzysty niby len
w bieli szat królewskie śnią Łazienki
chwały swej i swej przeszłości sen

pada śnieg, mkną płatki jak motyle
ziemia jest jak biały nieba brzeg
podaj dłoń w tę cichą, jasną chwilę 
 wszystko zło przysypie dobry śnieg 




















Pada śnieg. Świat okryty białym puchem wygląda, jak w bajce. Płatki opadają wolno, spokojnie. 
Piję herbatę o smaku wanilii, pogryzam pierniczkiem. 
Spokój niedzielnego popołudnia, w ciszy ciepłego pokoju i z białym krajobrazem za oknem...
Sycę się tym spokojem, bo bardzo mi go trzeba...

Patrzcie mili, jak śnieg pada!



piątek, 4 stycznia 2013

Śpieszmy się

Wędrówką jedną życie jest człowieka;
Idzie wciąż,
Dalej wciąż,
Dokąd? Skąd?
Dokąd! Skąd!
Dokąd! Skąd!
















Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego




To słowa księdza Twardowskiego. Każdy je zna.
Ja też je znałam.
Teraz stały się dojmująco prawdziwe.
Zostały po Nim buty i telefon głuchy...
Zostały koszule, swetry, ulubiona czapka.
Książki. Notatki. Długopisy. Kalendarze. Listy.
Ulubiony nożyk do owoców, którego szukał niecierpliwie, bo zawsze kładłam go nie tam, gdzie trzeba.
Nieprzeczytane gazety. 
Wynik EEG.
Niezapełniona przestrzeń między dłonią a futerkiem kota.
Rzeczy. 
Wbity przez  Niego gwóźdź pod obraz na ścianie.
Przepis na chleb.
Obrączka na serdecznym palcu. U lewej ręki.


Jak zjawa senna życie jest człowieka;
Zjawia się,
Dotknąć chcesz,
Lecz ucieka?
Lecz ucieka !
Lecz ucieka !

To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił
Jednak iść! Przecież iść!
Będę iść!

To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił,
Będę szedł! Będę biegł!
Nie dam się!

Wędrówką jedną życie jest człowieka;
Idzie tam,
Idzie tu,
Brak mu tchu ?
Brak mu tchu !
Brak mu tchu !

Stachura jednak nie dał rady. 
Mnie czasami brakuje tchu.
 

środa, 2 stycznia 2013

Tego nie robi się nikomu

 

 

 

 

 

 

 

Kot w pustym mieszkaniu

                                       Wisława Szymborska
Umrzeć - tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś sie tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf sie zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek.

wtorek, 1 stycznia 2013

Czary mary

Własciwie cały poprzedni post zniknął.
Nie chce mi się go odtwarzać.
Może tak miało właśnie być.
Może ten Nowy Rok, nieprzywitany godnie przeze mnie, daje mi kopa w tyłek.
Może zmiany są nieuniknione.
Coś być musi, do cholery, za zakrętem...