niedziela, 10 listopada 2013

Strata





















W piątek ktoś włamał się do naszej piwnicy.
Zginął rower, na którym Mąż jeździł. 
Drzwi i zamek zostały zniszczone.
Rower był stary, jak mumia egipska. Miał dla nas wartość sentymentalną. 
Sąsiad, który włamanie zauważył, postraszył nas jako pierwszy:
- Mnie się do mieszkania włamali, uczulony jestem. A będzie tego więcej...
"Tego", czyli bezkarnych kradzieży.
Zadzwoniłam na policję, bo nie wiedziałam, co właściwie powinnam zrobić.
Policja przyjechała w postaci młodego funkcjonariusza  z plikiem przeróżnych formularzy. Nie miał munduru ani latarki - kazał wziąć własną.
Obejrzał drzwi i wyłamany zamek. Zapytał, co zginęło. 
- Ja mogę przyjąć to zgłoszenie - powiedział - ale, czy to się pani opłaca? Co najmniej dwie godziny pisania i jeszcze na komendę panią wezwą. Sprawę umorzą, bo mała szkodliwość. Rower stary, więc żadnych rachunków za niego nie ma. Strata materialna (czyli drzwi), poniżej 200 złotych - ubezpieczenie nie łapie...
Zastanowiłam się. No faktycznie, więcej kłopotu niż pożytku.
- No! - przynaglił mnie - Szkoda czasu pani i mojego, bo jeszcze do morderstwa muszę jechać...
Dzięki! Moja strata wydała mi się nagle moją winą - zawracam głowę organom  ścigania. Zrezygnowałam z protokołu.
Na odchodnym, rzucając wzrokiem na nasze drzwi do mieszkania, zauważył:
- A zamki Gerda to już nic nie warte, taki płyn teraz wlewają i wszystko puszcza. (???!!!) A ten drugi za bardzo wystaje, tylko podważyć wystarczy i wyskoczy. Miłego dnia!
I poszedł. 
Na końcu dołożył mi stolarz z administracji, który za marną stówę założył nowy zamek i naprawił drzwi.
- Trzeba było naopowiadać, że pani miała różne rzeczy w piwnicy i ukradli! - pouczył z przyganą - A rachunki od jakichś znajomych pobrać!
Potem długo i obszernie opowiadał o różnych napaściach i kradzieżach, które dotknęły jego krewnych i znajomych i jak, sprytnie lub mniej sprytnie, oszukiwali organa i ubezpieczycieli.
Wszystko to sprawiło, że moje poczucie bezpieczeństwa spadło na ryj. W panice podjęłam decyzję o nowych drzwiach - połowa sąsiadów na klatce już takie ma. 
Przez ponad trzydzieści lat mamiliśmy się przekonaniem, że "u nas nie ma co kraść" . Jak widać, ukraść można wszystko. W pierwszej kolejności  spokój.