czwartek, 30 października 2014

Kiedy?



Może to się nazywa
światełko w tunelu?








Ciągle coś odkładam na później.
Spacery, gimnastykowanie się, basen.
Pewną rozmowę. 
Pewną lekturę.
Wizytę u przyjaciółki.
Kontrolne badania.
Kilka zakupów.
Film, który zawsze chciałam obejrzeć.
Porządek w szafce.
Gazety, które miałam przeczytać.
Robótkę na drutach, która leży w szufladzie od zeszłej jesieni...


Jeśli nie teraz, to kiedy?
Czas nie zwraca uwagi na moje plany.
Kiedy mija złota godzina popołudnia, kiedy mija dzień, tydzień, miesiąc, myślę, że znowu tego nie zrobiłam.
A to znaczy także, że nie przeżyłam pewnych rzeczy. 
Ciągle odkładam na później. 

Dziś miałam sen, który można by zatytułować: "sami nie wiemy, co posiadamy".
Myślałam, że nie mam czegoś, a miałam i to więcej niż się mogłam  spodziewać.
Dary losu?



 
 
 

środa, 29 października 2014

A może jednak drugie...?


Drugie dziecko???? Ale dlaczego????

- Bo tak się umawialiśmy - to argument Męża mojego i pewnie innych też.

Bo tak sobie zaplanował.
Bo fajnie mieć więcej dzieci (bo on miał rodzeństwo i wie, albo nie miał i też wie!) 
Bo koledzy  mają już dwoje (troje nawet) 
Bo chce mieć córkę (albo synka, albo drugą córkę, albo drugiego synka)
Bo dzieci lepiej się chowają, są mniej egoistyczne, uczą się od siebie różnych rzeczy
Bo jak jedno już "wyfrunie " z domu, to jest jeszcze drugie na pociechę (!?)
Bo taki jest właściwy model rodziny (żeby przyrost naturalny nie malał)
Bo w dorosłym życiu będą się wspierać

Takie tam...

Więc powiedziałam, że znam wielu zadowolonych z życia jedynaków.
Że na dwoje  potrzeba dwa razy więcej butów (rajstop, majtek, swetrów, bułek, czekolad, składek w szkole, opłat za wycieczki, zielone szkoły, wyjazdy na kolonie, lekarstwa, bilety tramwajowe i bilety do kina......)
Że dwoje robi więcej hałasu niż jedno.
Że się kłócą i biją.
Że są zazdrosne o siebie.
Że się nawzajem zarażają katarem, świnką i wiatrówką...
Że trzeba organizować dwa razy w roku urodziny (podwójne chrzciny, komunie, wesela, matury, osiemnastki...)
Że znowu mnie coś ominie w pracy.
Że znowu mi się popsują oczy, zęby, włosy i cera...

- OBIECAŁAŚ! 

Obiecałam. 
Ale nie wiedziałam wtedy, jak to jest, kiedy się kocha to DZIECKO najbardziej na świecie i wydaje się, że już nie ma miejsca na żadną inną miłość. 
Bałam się, że zranię to moje Pierwsze Dziecko, że coś mu odbiorę, że je zdradzę!
No i, że znowu będzie tak samo, od nowa, ciąża, pieluchy, kolki, wózki, bekanie po jedzeniu, niewyspanie i obwisły biust.
 *
Miałam rację.
Było tak samo. 
Padałam na nos, chodziłam całe dnie w szlafroku, leczyłam powikłania po cięciu, nie patrzyłam w lustro.
Małe żarło za dwoje i rosło we wszystkie strony.
Pierwsze Dziecko było zazdrosne. O mój czas, moje ramiona, moje piersi z mlekiem, o pieluchy, o te wszystkie pieszczotliwe "gli, gli".

Potem też było tak, jak przewidywałam.
Bili się, kłócili, skarżyli i krzyczeli.
Zarazili się nawzajem trzydniówką i wiatrówką. 
I dziesiątkami katarów.
Koleżanki w pracy jeździły beze mnie na kursy i integracyjne pikniki.
Dwa razy częściej denerwowałam się, gdy dzieci długo nie wracały do domu.
Dwa razy przeżywałam pierwsze tygodnie w przedszkolu, w szkole. I dwie matury.

Było też tak, że karmiąc to Drugie Dziecko, poczułam nagle wielkie spełnienie, olbrzymią radość, jaką daje moc tworzenia.

Patrzyłam, jak rosną, wyrastają na całkiem nowych, niezwykłych, indywidualnych i jedynych w swoim rodzaju LUDZI.
Patrzyłam, jak się  bawią w szkołę, w dom i w studio nagrań.
Jak sobie nawzajem pomagają.
Jak się sobą opiekują.
Jak za sobą tęsknią.
Jak się dzielą czekoladą i wrażeniami.
Jak się śmieją z tych samych rzeczy.
Jak tworzy się między nimi WIĘŹ.

Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy dobrze mieć jedno dziecko, czy dwoje. Czy lepiej troje. 
To pytanie z gatunku "co by było, gdyby?"- nie ma na nie wiarygodnej odpowiedzi.
Moja dwójka mnie uszczęśliwia.

Wiem natomiast, że nie należy rodzić dzieci dla zaspokojenia własnych potrzeb.
One też nie rodzą się dla siostry, ani dla brata. 
Ani dla dziadków. 
Ani dla uszczęśliwienia demografów.
Są same dla siebie.

My tylko napinamy ten łuk, nie niesiemy strzały do celu.

 P.S. Córka mnie zapytała na "fejsie"- co Ty tak ciągle o tym drugim dziecku?
A, bo tak!

poniedziałek, 27 października 2014

Drugie dziecko

Dziecko. 
Jeżeli w ogóle chce się je mieć...

Pierwsze jest cudem świata. 
Czasem zaplanowane, ale często samowolnie się usadza, gdzie jego miejsce.
Czasem wyczekane i wymodlone.
- Jestem w ciąży...  Chyba jestem w ciąży...Będziemy mieli dziecko... - oznajmia drżącym głosem przyszła Matka, a informowany przyszły Ojciec ściska ją, unosi w objęciach, tańczy, kupuje kwiaty, dzwoni do przyszłej Babci i idzie z kolegami na piwo.
Potem, cóż, mdłości poranne (czasem też wieczorne), wymioty, zachcianki (ach, te hormony!), trzeba biec po sok z kiszonej kapusty dla żony (konkubiny, narzeczonej), albo po śledzie, koniecznie w sosie musztardowym. 

Następnie, cóż, brzuch rośnie, spodnie za ciasne, rozstępy, nie można się schylić swobodnie, kolejne badania krwi, dziecko naciska na wątrobę, albo na pęcherz. 
Wszyscy dookoła podekscytowani (dziadkowie, sąsiadki, koleżanki w pracy, znajome babci, ciotki), chcą WIEDZIEĆ, chcą dotknąć brzucha, okazać swoją radość i życzliwość wielką. 
Uf, to przecież normalne, no wszyscy się cieszą na to przyszłe DZIECKO.

A potem rodzimy. 
To znaczy Matka rodzi, ale skoro razem "byliśmy w ciąży", to razem rodzimy.
W szpitalu, ta WYJĄTKOWA, JEDYNA, NAJUKOCHAŃSZA Matka dziecka, staje się jedną z wielu. 
Rodzących.
Jęczących.
Grubych.
Upierdliwych.
Histerycznych... (itd)

Nikt się nie cacka.
A tu skurcze. No, nic uśmiech na twarz.
Skurcze. Znowu skurcze.
Skurcze, skurcze, skurcze!!!!
Cholera, to ból jest!
- Oddychaj! - mówi mąż (jeżeli jest, a nie stoi w korkach w drodze do szpitala, nie wisi zdenerwowany do granic na telefonie, nie zarabia akurat na chleb i pampersy)
- Oddychaj, oddychaj! 

A co niby robi przyszła matka? Nurkuje???
Wkładają jej ręce między nogi, grzebią, gmerają. Za małe rozwarcie. To potrwa.

- Oddychaj mama, oddychaj! - zachęca położna. Idzie na herbatę. Bo to jeszcze potrwa.
Trwa. 
(Q...rwa!!!)

Nareszcie się rodzi.  
Po parciu, albo po wyciskaniu przez dwie krzepkie siostry, albo po cięciu...

Tatuś robi zdjęcia i rozsyła do rodziny i znajomych...
 **************************************************
Dziesiątki telefonów z gratulacjami później:

Małe je trzy razy w nocy. 
Sika. Robi kupę. Sika, sika, ulewa mleko, sika...
Płacze, nie wiadomo dlaczego.
Ma kolkę.
Miał jeść z jednej piersi naraz, a chce z dwóch. 
- Za dużo - mówi położna.
Za dużo, bo je i ulewa. Ale, jak nie zje, to ryczy, no głodne jest.
- Za dużo - mówi pediatra.
Ono ma to gdzieś, chce z dwóch i koniec. Ulewa.

Brodawki pękają, bolą jak cholera! 
Z piersi cieknie co dwie godziny. Wszystkie koszule w praniu, mąż daje swoją. W sam raz jest!
Brzuch jeszcze boli. 
Macica się obkurcza i krwawi...
Brzuch obwisły. Rozstępy dodatkowo na piersiach.
A, hemoroidy...
Włosy i zęby  ucierpiały. Cera fatalna. 
Nastrój leci na łeb na szyję.
( "To przez hormony"- pociesza ginekolog, mąż i doświadczona matka.)
Ciągle niewyspana. Pod  oczami wory.
Spodnie w dalszym ciągu się nie dopinają.
Nie może się odchudzać, bo karmi.
Nie może jeść  czekolady gorzkiej, orzechów, truskawek, pomarańczy, wina pić nie może, ani soku pomarańczowego - bo karmi.
Czosnku też nie, choć lubi. Bo karmi.




Obraz nędzy i rozpaczy, 
czyli MATKA.













Mąż wraca do pracy. 
Musi zarabiać na te pampersy, na raty kredytu, na benzynę, na wózek, na chleb z serem, na te podpaski...

Wszyscy wracają do pracy, do swoich spraw, do domów wolnych od zapachu zużytych pieluch, olejków do pupy, schnących śpiochów. Do domów cichych i posprzątanych - dziadkowie, koleżanki, ciocie, kuzynki i sąsiadki.

Małym zajmuje się Matka.
W końcu jest na urlopie.

**************************************************

Wreszcie:
- małe odczepia się od cycka i można nie wracać do domu przez dwie godziny nawet
- przestaje sikać w pieluchy
- potrafi powiedzieć, co je boli i że chce kupę
- żegna się z wózkiem 
- daje się odstawić do żłobka, a potem do przedszkola
- zostaje na noc u babci
- można je nakarmić pizzą i frytkami

Można założyć buty na obcasach i wrócić do pracy. Słuchać pochwał przełożonych, zarabiać sobie trochę pieniędzy i nawet dołożyć się do tych rat.
Można sobie kupić nowe, węższe spodnie. 
Iść na kawę z kuzynką. 

Dziecko mówi "kocham cię bardzo maminko" - i to jest absolutnie cudowne!

"Jest cudowne" myśli Matka, przyglądając się, jak jej Dziecko śpi.
Szczególnie, że nie woła wtedy "piciu, siku, pobaw się ze mną, daj, chodź tu, chcę baję"

- Jest cudny! - mówi Matka do Męża swego, który przytakuje i odpowiada wtedy:
- Chciałbym mieć drugie dziecko. 

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
??????????????????????????????

P.S. Jeżeli komuś się zdaje, że ten post jest długi, to nie ma racji.
Życie o wiele dłuższe jest. I mniej śmieszne (o ile ktoś się uśmiechnął powyżej, co podejrzewam)



niedziela, 26 października 2014

Pod skórą


Już nie ma Cię tyle lat
na przemian w mroku 
i w śpiewie.
Może to już jest osiem lat...
Nie wiem...




To dwa lata dopiero. Aż.
Dwa lata Cię nie ma.
Jesteś.

Płaczę, kiedy o Tobie myślę.
Kiedy o Tobie mówię, nie płaczę. Bo tak, jakby to było wczoraj...
Albo przed tygodniem.

Zasypiam ze wspomnieniami - 
palisz
przynosisz mi kwiaty
oblizujesz sos z wąsów
mówisz "kocham cię grubasie"
głaszczesz kota
płaczesz...

Śnię  o Twoim ciele, o uśmiechu, o tym, że jesteś...

Budzę się i mam Cię pod skórą.



 


czwartek, 2 października 2014

Biała magia

Biała magia

 
Barbara 
z Drapczyńskich 
Baczyńska 
 
Stojąc przed lustrem ciszy 
Barbara z rękami u włosów
nalewa w szklane ciało 
srebrne kropelki głosu. 

I wtedy jak dzban - światłem 
zapełnia się i szkląca 
przejmuje w siebie gwiazdy 
i biały pył miesiąca. 

Przez ciała drżący pryzmat 
w muzyce białych iskier 
łasice się prześlizną 
jak snu puszyste listki.

Oszronią się w nim niedźwiedzie,
jasne od gwiazd polarnych,
i myszy się strumień przewiedzie
płynąc lawiną gwarną.

Aż napełniona mlecznie,
w sen się powoli zapadnie,
a czas melodyjnie osiądzie
kaskadą blasku na dnie.

Więc ma Barbara srebrne
ciało. W nim pręży się miękko
biała łasica milczenia
pod niewidzialną ręką.

                        4 I 1942 
 
Kiedy po raz pierwszy czytałam ten wiersz, wlało się we mnie słodkie marzenie o kimś, kto takimi oczyma spojrzy na mnie, kto się tym światłem zachłyśnie.
I stało się.

Wierszy nie pisał. 
Ale..
Patrzył na mnie, jakbym  nosiła w sobie gwiazdy.
I głaskał, jak głaszcze się dziecko, albo kota.
Odnajdywał na moich wargach smak koniaku...
Mówił do mnie "miśku".

Więc biorę sobie te strofy, może dla wszystkich Barbar przeznaczone, może tylko dla dwóch.
Może dla mnie.