czwartek, 31 grudnia 2015

Oby nam się!

Koniec roku obfituje zwykle w życzenia, składane "wszem i wobec".
Jak to w tej piosence, gdzie wszyscy wszystkim...
Tradycjonaliści optują za wysyłaniem kartek przy pomocy Poczty Polskiej.
Hedoniści wolą spotykać się osobiście, przy śledziku, et cetera.
Dobrze wychowani dzwonią telefonami i przy okazji odbierają życzenia "nawzajem".  
Skomputeryzowani ślą maile, z załącznikiem w postaci e-kartki.
Nowocześni  tradycjonaliści (cóż za paradoks!), składają, mniej lub bardziej mozolnie, SMS-y personalne.
Nowocześni leniwi, wykorzystują gotowe szablony i rozsyłają je przy pomocy opcji "wyślij do wielu"
Życzenia być muszą.

Życzymy sobie:
  • wszystkiego najlepszego (!)
  • zdrowia (bo to najważniejsze)
  • miłości bliźnich
  • pogody ducha
  • braku zmartwień
  • poprawy sytuacji materialnej (niezależnie od zastanej)
  • pociechy z dzieci (wnuków, mężów, narzeczonych, żon, szefów ewentualnie podwładnych)
  • radości i szczęścia
  • spełnienia marzeń
  • i tak dalej
  • i tak dalej
Za każdym razem myślę sobie przy takich okazjach, że gdyby życzenia te, niewątpliwie szczere, spełniały się, świat powinien być coraz to piękniejszy i doskonalszy.
A tymczasem...
No, właśnie!
Cholerka!

Szukając w Google informacji o tym, skąd się wziął ten zwyczaj (nie znalazłam), natknęłam się na artykuł Jamesa Stokes'a, angielskiego felietonisty, mieszkającego w Polsce.
James Stokes pisze o różnicy między zwyczajami angielskimi i polskimi.

"Angielski sposób składania życzeń stawia na krótkość i brak zaangażowania.
Podziwiam polski zwyczaj wymagający od wszystkich umiejętności wymyślenia pięknych i serdecznych życzeń przy każdej okazji. Tłumaczy to prawdopodobnie imponującą i długą tradycję literacką tego kraju. Jedyne, co mnie dziwi, to ubieranie w formalność okazje, które w moim kraju traktuje się z jak najmniejszą formalnością"

A tymczasem w portalu mjakmama24.pl takie oto porady:

Życzenia świąteczne – sposób składania życzeń

  • Jeśli wysyłamy tradycyjną kartkę z życzeniami, pamiętajmy, by przemyśleć treść życzeń i zadbać o formę samej kartki: możemy wysłać gotową, kupioną w kiosku czy sklepie lub pokusić się o zrobienie własnej. Świetnym pomysłem jest przygotowywanie kartek świątecznych z dzieckiem – będzie to znakomita okazja do wspólnej twórczej zabawy.
  • Coraz częściej zamiast tradycyjnych papierowych kartek świątecznych wysyłamy za pomocą poczty elektronicznej e-kartki z życzeniami. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie, zwłaszcza że w większości domów są już komputery. Do tych, którzy nie mają internetu trzeba wysyłać kartki zwykłą pocztą albo sms-y.  Te ostatnie są obecnie chyba najpopularniejszym sposobem przesyłania świątecznych życzeń. W sieci krążą tysiące mniej lub bardziej udanych wierszyków, które można skopiować i wysłać, ambitniejsi sami próbują tworzyć własne lub po prostu piszą tradycyjne życzenia.
  • Zamiast kartki z życzeniami możemy przesłać pocztą lub przez posłańca upominek kojarzący się ze świętami lub sylwestrem, np. stroik, bombonierkę albo butelkę szampana ozdobioną wstążkami. Nietypowym sposobem składania życzeń jest wysłanie posłańca,  który dociera pod wskazany adres i odśpiewuje wedle uznania: życzenia, wybraną piosenkę albo kolędę – taką usługę oferują niektóre prywatne firmy.

Niezależnie od tego, jaką formę składania życzeń wybierzemy, pamiętajmy, że wysyłając je, dajemy adresatowi życzeń dowód, że pamiętamy, tęsknimy i życzymy mu wszystkiego najlepszego.
 
No, właśnie.
 
- Wszystkiego najlepszego! - powiedział Syn, wybierając się w trzygodzinną podróż do Wybranki.
- Wszystkiego najlepszego! - odpowiedziałam mu.
I to było naprawdę szczere.

A zatem:
Happy New Year!

poniedziałek, 28 grudnia 2015

...i po...

...oczywiście po świętach!
Ulubione powiedzenie Sabinki: "święta, święta i po świętach"
Ano tak. 
Czasami myślę, że święta (oraz wszelkie inne ważne wydarzenia), nie po to są, aby "być", ale aby "nadchodzić".
Bycie TU i TERAZ jest bardzo krótkie. 

 Przy sprzątaniu poprezentowych opakowań w czasie Wigilii, Córka westchnęła:
- Jakoś mi żal tych papierów...
Ach!- pomyślałam- już to ją dotknęło.
Ta nostalgia, ten smutek przemijania.
Ta refleksja, że "po co to wszystko?"
Prezenty, dobieranie opakowań, papierów pod kolor choinki, wstążeczek pod kolor papieru,  kokardek mniejszych i większych, nalepeczek pod kolor kokardek i koloru długopisu...
A potem w parę chwil zamienia się to wszystko w kupkę śmieci, szeleszczącą stertę, porozwłóczone przez koty resztki.
A te potrawy! 
Te kilogramy śledzików, talerze rybek w galarecie, wazy barszczyku, smażone rybki, pierożki, fasolki, kapustki rozmaite, sałatki tudzież.
Te ciasta i ciasteczka, pierniki i pierniczki.
Makowczyki i serniczki.
Kompocik z suszu.
I jeszcze może po orzeszku, mandarynki cząsteczkę, lubo pomarańczy.
Kawa, herbata. 
Po kieliszeczku nalewki, koniaczku. Kryształowym kielichu wina...
Oczywiście, że nie da się tego wszystkiego zjeść.
Zatem przez kolejne kilka (kilkanaście) dni, witają nas zapchane lodówki i zamrażalniki, wychodzą bokiem (i tworzą boczki) resztki bigosu, makiełek i wysychającej powoli szyneczki z polędwiczką. 

Tak, święta "mają być", albo "już były". 
Ich OBECNOŚĆ trudno zauważyć.


Jezus malusieńki leży wśród stajenki
Płacze z zimna nie dała mu matula sukienki.
Płacze z zimna nie dała mu matula sukienki.
Bo uboga była, rąbek z głowy zdjęła,
w który Dziecię owinąwszy, siankiem go okryła
w który Dziecię owinąwszy, siankiem go okryła
Nie ma kolebeczki, ani poduszeczki,
We żłobie Mu położyła siana pod główeczki.
We żłobie Mu położyła siana pod główeczki.



 

sobota, 26 grudnia 2015

Puste miejsca przy stole...

A nadzieja znów wstąpi w nas.
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.


Daj nam wiarę, że to ma sens.
Że nie trzeba żałować przyjaciół.
Że gdziekolwiek są - dobrze im jest,
Bo są z nami choć w innej postaci.
I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze.
Że odeszli po to by żyć,
I tym razem będą żyć wiecznie



Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole.

 

A nadzieja znów wstąpi w nas.
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie .
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu. 





Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole.


Kolęda dla nieobecnych
Autor tekstu:Szymon Mucha
Kompozytor:Zbigniew Preisner

wtorek, 22 grudnia 2015

Zimę poproszę!

Nie ma śniegu. 
Nie ma mrozu.
A wirusy szaleją, szaleją...
Bywa deszcz.
Wieje. 
Chmury pędzą, słońce wyskakuje zza nich co i rusz, kładąc jaskrawe plamy w sąsiedztwie strzępiastych cieni drzew. 
Wiatr zmiótł z balkonu wszystkie okruchy i resztki ziarna wysypanego dla ptaków.
No, wiosna, panie dzieju.
A cholerna Barbara była " po wodzie"! 
Gdzie ten lód, ja się pytam! 
Przysłowia nie działają, jakiś spisek, czy co?
Czy, Wiadomo Kto, wypuścił jakieś gazy, albo inne Substancje, żeby nam te święta popsuć?
A jeżeli wypuścił, to dlaczego CI Inni (Wiadomo Którzy), nie podejmą kroków, nie upomną się, o interwencję, Wiadomo Gdzie, nie poproszą?
To przecież Białe Święta są! 


I'm dreaming of a white christmas...

Marzę o białych świętach
O takich do których przywykłam.
Gdzie drzewko lśni.
A dzieci nasłuchują.
Żeby usłyszeć dźwięk dzwonków w śniegu...

Dlaczego dawniej, Wiadomo Kiedy, to wszystko było  możliwe?
Komu to przeszkadzało?
I kiedy to się ZMIENI???

czwartek, 17 grudnia 2015

Zlikwidowałam tytuł, bo nabijał statystyki



Coraz bliżej święta...
Ciężarówki wiozły Coca-Colę i natrętny refren przypominał "coraz bliżej święta!"
Cóż, nie mogę powiedzieć, że to była moja ulubiona reklama, ale..
Ale! Przynajmniej wiedzieliśmy wszyscy, że święta coraz bliżej!
Śnieg oczywiście skrzył się i skrzypiał. 
Mróz szczypał w nos i w policzki. 
Nogi marzły. Palce w rękawiczkach sztywniały z zimna.
Wychodziłam z pracy w rozświetlony świątecznymi neonami wieczór, przytupywałam na przystankach.
Wychuchiwałam na zamarzniętych szybach tramwajów kółka, wdychałam zapach roztapiającego się śniegu i mokrych futer i ciągle goniły mnie słowa tej piosenki. Coraz bliżej ...
Układałam w głowie listy zakupów.
Planowałam potrawy świąteczne.
Od początku mojego  małżeńskiego życia urządzanie świąt trochę mnie przerażało, było jak sztuka wymagająca dodatkowych umiejętności.
Czy o wszystkim pamiętam, czy wszystko kupię, czy ze wszystkim zdążę.
W kalendarzu notowałam przy kolejnych dniach: sprzątanie dużego pokoju, sprzątanie sypialni, kuchnia, okna, pokój dzieci.
O, pokój dzieci to było wyzwanie!
Trzeba było przeznaczyć na niego całe popołudnie. 
A najlepiej całą sobotę.
Dziesiątki przedmiotów do posortowania, poupychania w pudłach, na pólkach, w szafkach.
Dziesiątki przedmiotów do przedyskutowania i wynegocjowania - co można wyrzucić, co MUSI zostać, co się może przydać, co jest "na pamiątkę", co "niezbędnie potrzebne".
Klocki, lalki, przytulanki, resoraki, kredki, ołówki, karteczki, śrubki, pudełka po zapałkach, koraliki, gumki do włosów, kawałki domina, pojedyncze bierki, rozsypane puzzle, kolorowanki, stare rysunki, kasztany, ludziki z plasteliny, wyschnięte korale z jarzębiny, kawałki kolorowych szmatek, druciki, płytki stalowe, naddarte plakaty z Michelem Jacksonem i Roxette, niekompletne talie od Piotrusia, połamane pudełka od kaset magnetofonowych, kolekcje flakoników po perfumach...
Tony kurzu i "kotów".
Zapomniane kubki po herbacie.
Brudne kostiumy gimnastyczne.
Wyżute gumy, zawinięte w papierek...

Po pokoju dzieci potrzebny mi był zwykle dzień odpoczynku.
Wtedy wieszałam firanki i powlekałam nową pościel, delektując się jej świeżym, krochmalnym i maglanym zapachem. 

Robiłam w głowie przegląd prezentów, tych, które już miałam kupione i pochowane po szufladach i na półkach z ręcznikami i tych jeszcze do kupienia.
Na lodówce od połowy grudnia wisiała lista z życzeniami do Mikołaja.
"Kochany Mikołaju, przynieś mi  Barbie i Kena, mebelki dla Barbie, autko, koszulkę z Jacksonem, płytę Gawlińskiego, karty Magic, nowego walkmana, fajny dezodorant, nową książkę Sapkowskiego..."
Kochany Mikołaj przynosił.

Coraz bliżej święta...! 
Zza okna dobiegały odgłosy trzepanych dywanów.
Na klatce schodowej roznosił się zapach bigosu i drożdżowego ciasta.
Mąż wracał z zakupami zmarznięty i otrzepywał buty ze śniegu, głośno tupiąc.
Na ramionach topiły mu się przezroczyste  śnieżynki.

Rany! Jeszcze choinka, jeszcze jemioła, jeszcze karp, barszczyk, grzyby namoczyć, wyprasować obrus, zadzwonić z życzeniami.
Kapusta, sernik, makowiec. Może jeszcze keks.
Mak na makiełki.
Kompot. 
Pierniczki, pochowane do blaszanych puszek, czekały już od dwóch tygodni, aby zacząć roztaczać swój boski, korzenny zapach.
Za chwilę pierwsza gwiazdka.

*

Dawno nie słyszałam już tej upierdliwej melodyjki.
Śniegu nie ma i nie będzie.
Firanek nie wieszam, bo nie mam już karniszy. 
Pokój dziecinny został tylko we wspomnieniach.
Mikołaj zapytał mnie:
- Co chcesz dostać na gwiazdkę?

Brakuje  życzeń na mojej liście.
W pewnym momencie już się wszystko ma.

czwartek, 10 grudnia 2015

Dlaczego było fajnie

 Lecco zostało uhonorowane tytułem Alpejskiego Miasta Roku 2013.

Syn wrócił z podróży.
Podróż trwała cztery doby.
- Fajnie było - powiedział już od drzwi.
- A konkretniej?
- Bardzo fajnie. 
Aha!
Się dowiedziałam:
  • przylecieli do Bergamo wieczorem i zjedli pyszną pizzę
  • z okna mieli piękny widok
  • wypili pyszną kawę i pojechali do Lecco 
  • kolejka linowa na górę jechała prawie pionowo po jednej linie, więc poszli pieszo
  • szli trzy godziny, szlak był kiepsko oznakowany
  • na wysokości 1440  zjedli kanapki
  • kolejka dalej jechała na jednej linie, tym razem  prawie pionowo w dół, więc znowu poszli pieszo
  • szlak był ciągle źle oznakowany, chodzili godzinę w kółko
  • potem schodzili bardzo stromo w dół, zjeżdżali na tyłkach i zeskakiwali z kamorów wielkich
  • autobus uciekł
  • poszli pieszo 
  • w mieście pozamykane już były restauracje, więc zrobili sobie makaron z niedobrym pesto
  • w pokoju było na zmianę upiornie gorąco albo zimno, bo kaloryfery były nieregulowalne
  • ale z okna nadal był piękny widok
  • poszli na baaaardzo wysoką wieżę kościelną z agorafobią i czterema dzwonami
  • dzwony dzwoniły im do uszu o wpół do piątej, cztery i pół raza
  • widoki ciągle piękne, albo nawet i bardziej, bo z góry
  • nie załapali się już na spaghetti carbonara, bo kuchnię w knajpie zamykali o 15-stej
  • wszystko ciągle im zamykali, bo był weekend i Święto Niepokalanego Poczęcia NMP
  • M. w samolocie źle się czuła 
  • (ale widoki jak sadzę dalej piękne!)
  • z lotniska w Poznaniu musieli jeszcze dojechać do domu POD Poznaniem - "tak ze 40 kilometrów"
W ciągu pięciu dni pokonał trasę ok.  2500 kilometrów w poziomie i ze 40 w pionie, licząc starty i lądowania. Plus te marne paręset metrów na górę i z powrotem oraz ze 450 kilometrów w te i wewte, do Domu Wybranki.
Ufff!
- Fajnie było! - powtarza po raz kolejny z entuzjazmem
Jedno jest pewne - WIDOKI były zachwycające.

P.S. Relacja moja jest subiektywna i mogę się mylić, co do szczegółów. Zainteresowanych odsyłam do Źródła. 

 

wtorek, 8 grudnia 2015

Światło świec

 

Rorate, caeli, desuper, et nubes pluant iustum: aperiatur terra, et germinet Sal-vatorem.
Spuśćcie rosę, niebiosa z góry, a obłoki niech spuszczą  z deszczem Sprawiedliwego.  Niech się otworzy ziemia,  niech się otworzy ziemia i zrodzi Zbawiciela. (z Antyfony  na Wejście)



Zachęcona opisem tej mszy przez miłą naszemu sercu (mojemu i Córki) Autorkę, wybrałam się dziś na roraty.
W opisie śnieg ładnie  chrzęścił i się skrzył, a zewsząd bieżały sznureczki dzieci, opatulonych i niosących w dłoniach lampioniki z chwiejącymi  się na wietrze ognikami świec.
Msza roratna w kościele naszym, Wojciechowym, zaczyna się o 6.30
Migających światełek po drodze nie spotkałam. Jedynie działająca na fotokomórkę lampa nad schodami kościelnymi rozbłysnęła usłużnie. Ot, znak czasów.
Mrozu oczywiście też nie było. Za to w środku zimno, że para z ust szła. Nie wiem, czy to dla pokuty, czy z oszczędności.
Ludzi owszem, było całkiem dużo.  
I, w ciemnym na początku kościele, płonęło wiele świec, przyniesionych, jak podejrzałam w siatkach plastikowych i zapalanych już na miejscu.
Niektóre dzieciaki dzierżyły lampioniki z żaróweczkami ledowymi.
Też ładnie. 
Ksiądz  mszę odprawiający  przypomniał, że właśnie  rozpoczął się Rok Miłosierdzia, ogłoszony przez Papieża Franciszka:
 "Drodzy bracia i siostry. Często myślałem o tym, jak Kościół może uczynić jeszcze bardziej oczywistym swe posłannictwo bycia świadkiem miłosierdzia. Jest to droga, która rozpoczyna się od nawrócenia duchowego. I dlatego postanowiłem ogłosić Jubileusz Nadzwyczajny, którego ośrodkiem będzie miłosierdzie Boże. Będzie to Rok Święty Miłosierdzia Chcemy przeżywać go w świetle słów Pana: (Łk 6, 36)" 
Jak by ktoś chciał wiedzieć, to słowa te brzmią tak:

"Stawajcie się miłosierni, jak wasz Ojciec jest miłosierny.  Nie osądzajcie, a nie będziecie osądzeni. Nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni. Przebaczajcie, a będzie wam przebaczone.  Dawajcie, a wam będzie dane. Dadzą wam w wasz fartuch miarą dobrą, ubitą, potrząśniętą, przelewającą się. Jaką miarą mierzycie, podobnie wam zostanie wymierzone."

Kiedy sobie o tym wszystkim poczytałam, już po powrocie do domu, tym bardziej poruszona byłam słowami usłyszanego kazania, opartego na historii z Księgi Rodzaju:

 A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: «Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?»  

 Niewiasta odpowiedziała wężowi: «Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli».  

Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło».

Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł.  

A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski.

Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu.  

Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?»  

On odpowiedział: «Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się». Rzekł Bóg: «Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?» Mężczyzna odpowiedział: «Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem». Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: «Dlaczego to uczyniłaś?»

 Niewiasta odpowiedziała: «Wąż mnie zwiódł i zjadłam».  

Wtedy Pan Bóg rzekł do węża:

«Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia.Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę,a ty zmiażdżysz mu piętę».

Do niewiasty powiedział: «Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą».

Do mężczyzny zaś rzekł: «Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść - przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. 


Cóż, nie wygląda to na miłosierdzie. 
Ale, ja oczywiście jestem grzesznie wątpiącą.
Myślę, że pójdę jeszcze na roraty.
Uświadomiłam sobie, że stojąc w kościele, zawsze z lewej strony, która kiedyś była "stroną męską", myślę często o swoim Ojcu, który mnie na msze niedzielne zabierał. 
O moim Ojcu, który był naprawdę dobrym i miłosiernym człowiekiem. 

















poniedziałek, 7 grudnia 2015

Co u mnie ?

Zapytał mnie ktoś dzisiaj: - Co u ciebie?
Co u mnie?
Czasami czuję się, jak bohater Dnia Świstaka.
Albo pan Nalberczak w "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" 

"– Ja to, proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano..."

Wstaję rano.
Jem śniadanie.
Zajmuję się toaletą swoją i kocią.
Potem normalnie:
zmywanie, odkurzanie, zamiatanie, pranie, kupowanie, gotowanie.
I zmywanie. Znowu.
Ogarnianie.
Krzątanie.
Wszystko na "nie"!
Chwil parę (paręnaście, parędziesiąt) na zasłużony internet.

"- a potem to już mam z górki..."

Wieczór, ścielenie oraz kładzenie (się).

Charles Bukowski: 
"Ludzie czekają przez całe życie.
Czekają na lepsze czasy, czekają na śmierć.
Czekają w kolejce, żeby kupić papier toaletowy.
Czekają w kolejce po pieniądze. 
A jak nie mają szmalu, to czekają w jeszcze dłuższych kolejkach po zasiłek. 
Człowiek czeka, żeby położyć się spać, i czeka, żeby się obudzić. 
Czeka, żeby się ożenić, i czeka, żeby się rozwieść.
Czeka na deszcz, czeka, aż przestanie padać. 
Czeka na posiłek, a kiedy go zje, czeka na następny. 
Czeka w poczekalni u psychiatry razem z bandą pomyleńców i sam nie wie, czy jest jednym z nich."

Dziś w poczekalni u psychiatry uświadomiłam sobie, że nie czekam na nic.
Ani na emeryturę ani na urlop.
Ani na wielką wygraną.
Ani na sukces i karierę.
Ani na miłość. 

Co najwyżej na autobus linii 68, w czwartki o godzinie 14.09

sobota, 5 grudnia 2015

Posty nienapisane

Zapiski z pewnego zebrania, o którym nikt już nie pamięta... 
Wszystko przemija. Zostają tylko rzeczy utrwalone na piśmie:)
(koty, rysowane na moją prośbę, przez koleżankę Justynę.)



Postów nienapisanych jest naprawdę sporo.
Powstają tylko w mojej głowie i tam zostają, na półkach z "zapomnianym".
Dlaczego ich nie zapisuję? 
Bo nie mam pod ręką laptopa.
Bo tracą aktualność.
Bo wydają się nagle nieważne, albo  niestosowne.
Albo zbyt smutne.
Albo zbyt nudne.
Albo niedokończone.
Powstają najczęściej w czasie wędrówek. 
W drodze do sklepu,  albo w czasie długiej podróży do Wnuka, albo podczas marszu z kijami  (które zresztą od miesiąca bezczynnie czekają w kącie i  tylko wielkimi literami wołają: RUSZ WRESZCIE swoje cztery litery)
Albo przed snem. 
A czasem tuż po obudzeniu, gdy  zastanawiam się, dlaczego przyśniły mi się dziurawe adidasy, lub: dlaczego tak strasznie krzyczałam, usiłując dowiedzieć się od Mamy, czy mam iść prosto, aby trafić do mojego Męża. Było tak wiele dróg, tyle skrzyżowań, nieznanych ulic, a czas uciekał i bałam się, że nie zdążę...
Z okazji wczorajszych imienin dostałam dużo życzeń, wśród których przewijał się motyw sprawiania sobie przyjemności.
- Spraw sobie przyjemność dziś - zaproponowała serdecznie Miła Bratowa.
- Życzę, aby los dostarczał ci wielu miłych okazji do wykorzystania - to przesłanie  od Pana (nie mojego już) Dyrektora.
- Jaką przyjemność sobie dziś sprawisz? - zapytała Szwagierka z odległości setek kilometrów.
Bratanica życzyła mi wielu miłych zaskoczeń, a Droga B. napisała dla mnie wiersz z życzeniami wielu miłych myśli. 
Postanowiłam napisać o tym posta, o tych przyjemnościach, miłym rozpieszczaniu duszy i ciała, o czerpanej z życia radości.
I tak sobie rozmyślałam o tych miłych przyjemnościach, które mam sobie sprawić i kurde nie mogłam nic wymyślić.
Niestety, post znowu został wśród nienapisanych.
A potem  przypomniałam sobie, co doradziła mi Mądra Córka.
- Nic na siłę!
Więc poszłam spać.

P.S. 
Obiecywałam kijom, że je zabiorę dziś na spacer, bo ładna pogoda jest, ale znów nie wyszło.