środa, 28 lutego 2018

Mróz, mróz, mróz!!


Podobno niska temperatura niszczy wirusy i bakterie.
Więc postanowiłam poniszczyć trochę.
Ulubiony serwis pogodowy poinformował mnie, że jest -9 stopni C, a odczuwalna temperatura wynosi stopni -16. 
Słonecznie, częściowe zachmurzenie. 
Powietrze lekko zanieczyszczone.
Warunki dla biegaczy "fatalne, lepiej nie wychodź z domu"
Za to dla astmatyków i reumatyków wyśmienite.
Ponieważ nie jestem ani jedno, ani drugie, ani trzecie, wyciągnęłam średnią arytmetyczna i wyszło mi, że mogę się przejść.

Warstw ubraniowych : 5
Warstw na twarz : 2
Czapka : jedna, szalik: jeden.
Kije: dwa. 
Chciałoby się rzec - kije w dłoń!

 
...Łuki w juki, a łupy wziąć w troki.
Hajda na koń! Hajda na koń! Okażemy się godni epoki, ach epoki.
Ruszamy w bój, aby Baśkę uwolnić od zbója.
Tatarzyn zbój, okrutny zbój, nie zwycięży nas nigdy...tralala!

No i mróz, okrutny zbój, nie zwycięży nas nigdy,  hu hu ha!

Przechodnie zakutani.
Ptaki się pochowały.
Pasażerowie na przystankach tupią i chuchają w ręce.

W parku pusto, jak w sklepach w 81͐ 
Idę, idę , idę! 
Nawet trochę mi gorąco.

Kaczki przycupnęły na zboczu małego wzniesienia, po słonecznej stronie.  Usiłują się rozgrzać.
Biedne kaczki.

Zdejmuję rękawiczki, żeby zrobić zdjęcie i palce natychmiast mi kostnieją.
Mróz, mróz, mróz!!




Z drugiej strony mostka... pan sika do rzeczki, a właściwie do lodu, w który rzeczka się zamieniła!!!!
O nie!  O NIE!!!!

Hajda na koń! Okażemy się godni epoki....

A w słonecznej Barcelonie deszcz ze śniegiem.
No, i dokąd ten świat zmierza?

wtorek, 6 lutego 2018

Z serii: kupiłam sobie...

Kupiłam sobie maszynę do szycia. 
Sama oczywiście.
Albowiem stara moja maszyna, choć do niedawna jeszcze szyła, nagle szyć przestała.
Po trzydziestu latach pracy odchodzi się na emeryturę.
Zasłużoną zresztą.
Zatem, chyląc czoła przed starym, sięgnęłam po nowe.
W ulubionym sklepie na "C" wypatrzyłam fajną, nie za wielką nie za małą,  zacnej firmy, z namalowanymi kwiatkami na tułowiu.
Na oko oceniłam, że maszyna razem z pudełkiem zmieści się do mojej magicznej wózko - torby.
Ale!
Jak wiadomo, "na oko chłop w śpitalu umarł"
Nabyta i opłacona maszyna do wózko - torby zmieścić się nie chciała.
Ani tak, a ni siak. Ani wspak.
Próbowałam ją wyłuskać z pudła,  bez skutku.
Otulona styropianową wytłoczką trzymała się mocno. 
Jako te "Chińcyki" w wiadomym dziele.
Próbowałam wsadzić ją pod pachę, na co mój kręgosłup wysłał ostrzegawczego maila do rozumu.
Maszyna niby nieduża, lecz swoje, to znaczy około 6,5 kilo z pudłem, ważyła.
Porwałam się na czyn prawie przestępczy - zwędziłam wózek sklepowy i pojechałam nim do domu.
Wózek landara, nie przystosowany do jazdy crossowej po nawierzchniach chojeńskich.
Telepał się, zacinał na krawężnikach, podskakiwał, dudnił i walił mnie po goleniach. 
A para ze mnie buch!
Aż przyszła pora (nie para)  wniesienia,  tak pochopnie poczynionego zakupu, na czwarte piętro.
Maszynę umieściłam na wierzchu  wózko - torby i zgięta w pałąk, przytrzymując pudło, stopień po stopniu wciągać zaczęłam.

I nagle....!

- A co też sąsiadka sobie nakupiła? - zapytał mój zbawiciel, czyli słusznej budowy Sąsiad z Naprzeciwka, mijający mnie w drodze na szczyt.
- A maszynę sobie kupiłam, tylko do wózka się nie zmieściła - zeznałam.
- Mam wnieść?

I wniósł, lekko, z gracją niemalże. 
I powiedział " nie ma za co" na me podziękowanie.

I tak sobie teraz myślę, że los, albo inne zawirowanie , czasem mi sprzyja.
"Jak dobrze mieć sąsiada..." Słusznej budowy, zresztą.