
Znacie taki stan? Nie wiadomo, za co się zabrać. Nie z nadmiaru obowiązków, ale raczej z braku zdecydowania. Ekscytująca książka się skończyła, żadna następna nie ciągnie. Biorę kolejne, czytam kilka pierwszych stron i odkładam. Wszystko nie to. Mdło...
Obejrzałam głupie strony w necie. Zawracanie głowy.
Kolejna krzyżówka - łatwizna, nuda.
Może porobię porządki po lecie? Nie... Nie chce mi się. Jeszcze zdążę.
Kolejna opinia do napisania. Odkładam na ostatnią chwilę, mam czas do wtorku.
65-ty odcinek Monka? Może później... Jest monotonnie przewidywalny!
Nieprzeczytane gazety, jak wyrzut sumienia.
Przeglądam. Znowu nie zatrzymuję się dłużej na niczym. Artykuły za długie, albo pisane zbyt drobną czcionką zniechęcają. W innych same truizmy. Albo przepisy kulinarne.
... " Przygotować 12 malutkich cukinii...Ściąć wierzch i wydrążyć środek gałkarką do melona. Miąższ drobno posiekać i usmażyć na oliwie z cebulą i czosnkiem..." O tym, że cebulę i czosnek też trzeba drobniutko posiekać już nie napisali, bo to się rozumie samo przez się! Jezu! Już od samego wyobrażania sobie tych dwunastu malutkich cukinii, które leżą rządkiem na stole i czekają w kolejce do wydrążania robi mi się źle. Tyle paprania, żeby zjeść potem trzy malutkie, faszerowane cukinie. A! One są jeszcze faszerowane kaszą! I jajkiem (drobniutko posiekanym!), i jeszcze parmezanem (startym na drobnej tarce - wiecie jak łatwo sobie zetrzeć palce razem z parmezanem?).
Odkładam "Wysokie obcasy" razem z uroczym przepisem.
Może by tak na spacer... Jeszcze się nie umyłam. Zanim mi włosy wyschną....
No mdło, mdło, jak cholera!
Wchodzę na stronę Gazeta.pl. Serce zamiera mi na chwilę. W oczy biją wielkie litery i zdjęcia pełne płomieni, dymu i gruzów. CZY TO ZNOWU..????
Nie. Minęło dziesięć lat od 11-tego września.
11-ty września. To jak symbol. Wszyscy wiedzą, o co chodzi.
W Gazecie rekonstrukcja zdarzeń. Minuta po minucie.
Obejrzałam głupie strony w necie. Zawracanie głowy.
Kolejna krzyżówka - łatwizna, nuda.
Może porobię porządki po lecie? Nie... Nie chce mi się. Jeszcze zdążę.
Kolejna opinia do napisania. Odkładam na ostatnią chwilę, mam czas do wtorku.
65-ty odcinek Monka? Może później... Jest monotonnie przewidywalny!
Nieprzeczytane gazety, jak wyrzut sumienia.
Przeglądam. Znowu nie zatrzymuję się dłużej na niczym. Artykuły za długie, albo pisane zbyt drobną czcionką zniechęcają. W innych same truizmy. Albo przepisy kulinarne.
... " Przygotować 12 malutkich cukinii...Ściąć wierzch i wydrążyć środek gałkarką do melona. Miąższ drobno posiekać i usmażyć na oliwie z cebulą i czosnkiem..." O tym, że cebulę i czosnek też trzeba drobniutko posiekać już nie napisali, bo to się rozumie samo przez się! Jezu! Już od samego wyobrażania sobie tych dwunastu malutkich cukinii, które leżą rządkiem na stole i czekają w kolejce do wydrążania robi mi się źle. Tyle paprania, żeby zjeść potem trzy malutkie, faszerowane cukinie. A! One są jeszcze faszerowane kaszą! I jajkiem (drobniutko posiekanym!), i jeszcze parmezanem (startym na drobnej tarce - wiecie jak łatwo sobie zetrzeć palce razem z parmezanem?).
Odkładam "Wysokie obcasy" razem z uroczym przepisem.
Może by tak na spacer... Jeszcze się nie umyłam. Zanim mi włosy wyschną....
No mdło, mdło, jak cholera!
Wchodzę na stronę Gazeta.pl. Serce zamiera mi na chwilę. W oczy biją wielkie litery i zdjęcia pełne płomieni, dymu i gruzów. CZY TO ZNOWU..????
Nie. Minęło dziesięć lat od 11-tego września.
11-ty września. To jak symbol. Wszyscy wiedzą, o co chodzi.
W Gazecie rekonstrukcja zdarzeń. Minuta po minucie.
5:45 Mohamed Atta (P) i Abdulaziz al-Omari (L) przechodzą odprawę na lotnisku w Portland (stan Maine). Z Portland mają lecieć do Bostonu, tam dopiero wsiądą na pokład lotu 11, który uderzy w World Trade Center.
Dwóch z dziewiętnastu zamachowców. Ze zdjęć patrzą twarze młodych ludzi. Mają po 20-30 lat. Niektórzy się uśmiechają. Wszyscy wiedzieli, że zginą. Dlaczego to zrobili????
Ameryka powoli budziła się ze snu. Ci, co wybierali się od pracy w World Trade Center, szykowali śniadania, pili kawę.
6:31 Prezydent Bush rozpoczyna poranny jogging - przebiega 4 mile wokół pól golfowych.
Wieże górują nad Manhattanem. Dzień jest bezchmurny, pogodny.
7:35 Atta i al-Omari wchodzą na pokład lotu 11 American Airlines.
Razem z nimi wsiada 81 innych pasażerów, 11-stu członków załogi i jeszcze trzech innych terrorystów.
08:14 Lot 175 United Airlines, całkowicie zatankowany Boeing 767, wyrusza z portu lotniczego Boston Logan i kieruje się do Los Angeles. Na pokładzie 56 pasażerów (w tym 5 terrorystów)
08:20 Lot 77 American Airlines, Boeing 757 startuje z Washington Dulles International Airport w kierunku Los Angeles. Na pokładzie 58 pasażerów (w tym 5 terrorystów)
Biura linii American Airlines już wiedzą, że coś się dzieje. Dostali informację z pokładu lotu numer 11. Kontrolerzy z centrum lotów w Bostonie ostrzegają inne centra kontroli. Podejrzewają porwanie.
8:26: Lot 11 skręca 100 stopni na południe kierując się w stronę Nowego Jorku.
Urzędnicy i petenci biur w World Trade Center niedawno rozpoczęli swój dzień pracy. Piją kawę, odpalają komputery, wysyłają maile. Windy kursują w górę i w dół.
8:42 Lot 93 United Airlines, Boeing 757, startuje z Newark International Airport w Newark w stanie New Jersey, w kierunku San Francisco International Airport. Na pokładzie jest z 37 pasażerów (w tym 4 terrorystów)
Pasażerowie tego lotu nic nie wiedzą o porwaniu. Zajęci swoimi sprawami, prawdopodobnie ostatnie kilkadziesiąt minut zajęła im odprawa bagażowa.
8:44 Stewardessa Amy Sweeney z pokładu lotu 11 donosi przez telefon Michaelowi Woodwardowi z American Airlines Flight Services Office w Bostonie: "Coś jest nie tak. Bardzo szybko obniżamy lot". Minutę później opisuje, co widzi przez okno: "Widzę wodę. widzę budynki. Widzę budynki". Po krótkiej pauzie dodaje: "Lecimy nisko, lecimy bardzo, bardzo nisko". Kilka sekund później mówi: "O mój Boże, jesteśmy zdecydowanie na nisko". Rozmowa kończy się bardzo głośnym dźwiękiem.
8:46:26 Lot 11 uderza w północną ścianę północnej wieży World Trade Center. Z szybkością 790 km/godz samolot wbija się między piętrami 93 i 99 ...
W Polsce była 14:46. Wracałam z zakupów. Cieszyłam się ładnym dniem. Niedaleko domu zaczepił mnie chłopiec z sąsiedniej klatki. Wyprowadzał na spacer psa.
- Wie pani, że samolot uderzył w wieżowiec?
Zbyłam go uśmiechem. Pomyślałam, że obejrzał właśnie jakiś film grozy. Kasia siedziała przed włączonym telewizorem. W pierwszej chwili nie wiedziałam, na co patrzę, nie rozumiałam. Bo to było nie do zrozumienia!
Później zamarliśmy w jakimś stuporze. Ciągle pokazywali ten sam fragment filmu. I kolejne samoloty rujnujące poczucie bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. I nasze.
Dzisiaj mija 10 lat. W Nowym Jorku uroczystości, przemówienia, kwiaty.
W Łodzi, na Chojnach, znowu ładny, słoneczny dzień. Poszliśmy na spacer. Niedługo zaczniemy zbierać kasztany, bo już pękają ich kolczaste skorupki.
Niedziela chyli się ku wieczorowi.
Zza okna dobiegają znajome odgłosy - nasz sąsiad "Broda" peroruje coś z zapałem, dzieci się nawołują, parkują samochody.
Piję herbatę. Zaraz pójdę dokończyć zupę na jutro.
Może mdło, to też dobry stan?
Dwóch z dziewiętnastu zamachowców. Ze zdjęć patrzą twarze młodych ludzi. Mają po 20-30 lat. Niektórzy się uśmiechają. Wszyscy wiedzieli, że zginą. Dlaczego to zrobili????
Ameryka powoli budziła się ze snu. Ci, co wybierali się od pracy w World Trade Center, szykowali śniadania, pili kawę.
6:31 Prezydent Bush rozpoczyna poranny jogging - przebiega 4 mile wokół pól golfowych.
Wieże górują nad Manhattanem. Dzień jest bezchmurny, pogodny.
7:35 Atta i al-Omari wchodzą na pokład lotu 11 American Airlines.
Razem z nimi wsiada 81 innych pasażerów, 11-stu członków załogi i jeszcze trzech innych terrorystów.
08:14 Lot 175 United Airlines, całkowicie zatankowany Boeing 767, wyrusza z portu lotniczego Boston Logan i kieruje się do Los Angeles. Na pokładzie 56 pasażerów (w tym 5 terrorystów)
08:20 Lot 77 American Airlines, Boeing 757 startuje z Washington Dulles International Airport w kierunku Los Angeles. Na pokładzie 58 pasażerów (w tym 5 terrorystów)
Biura linii American Airlines już wiedzą, że coś się dzieje. Dostali informację z pokładu lotu numer 11. Kontrolerzy z centrum lotów w Bostonie ostrzegają inne centra kontroli. Podejrzewają porwanie.
8:26: Lot 11 skręca 100 stopni na południe kierując się w stronę Nowego Jorku.
Urzędnicy i petenci biur w World Trade Center niedawno rozpoczęli swój dzień pracy. Piją kawę, odpalają komputery, wysyłają maile. Windy kursują w górę i w dół.
8:42 Lot 93 United Airlines, Boeing 757, startuje z Newark International Airport w Newark w stanie New Jersey, w kierunku San Francisco International Airport. Na pokładzie jest z 37 pasażerów (w tym 4 terrorystów)
Pasażerowie tego lotu nic nie wiedzą o porwaniu. Zajęci swoimi sprawami, prawdopodobnie ostatnie kilkadziesiąt minut zajęła im odprawa bagażowa.
8:44 Stewardessa Amy Sweeney z pokładu lotu 11 donosi przez telefon Michaelowi Woodwardowi z American Airlines Flight Services Office w Bostonie: "Coś jest nie tak. Bardzo szybko obniżamy lot". Minutę później opisuje, co widzi przez okno: "Widzę wodę. widzę budynki. Widzę budynki". Po krótkiej pauzie dodaje: "Lecimy nisko, lecimy bardzo, bardzo nisko". Kilka sekund później mówi: "O mój Boże, jesteśmy zdecydowanie na nisko". Rozmowa kończy się bardzo głośnym dźwiękiem.
8:46:26 Lot 11 uderza w północną ścianę północnej wieży World Trade Center. Z szybkością 790 km/godz samolot wbija się między piętrami 93 i 99 ...
W Polsce była 14:46. Wracałam z zakupów. Cieszyłam się ładnym dniem. Niedaleko domu zaczepił mnie chłopiec z sąsiedniej klatki. Wyprowadzał na spacer psa.
- Wie pani, że samolot uderzył w wieżowiec?
Zbyłam go uśmiechem. Pomyślałam, że obejrzał właśnie jakiś film grozy. Kasia siedziała przed włączonym telewizorem. W pierwszej chwili nie wiedziałam, na co patrzę, nie rozumiałam. Bo to było nie do zrozumienia!
Później zamarliśmy w jakimś stuporze. Ciągle pokazywali ten sam fragment filmu. I kolejne samoloty rujnujące poczucie bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. I nasze.
Dzisiaj mija 10 lat. W Nowym Jorku uroczystości, przemówienia, kwiaty.
W Łodzi, na Chojnach, znowu ładny, słoneczny dzień. Poszliśmy na spacer. Niedługo zaczniemy zbierać kasztany, bo już pękają ich kolczaste skorupki.
Niedziela chyli się ku wieczorowi.
Zza okna dobiegają znajome odgłosy - nasz sąsiad "Broda" peroruje coś z zapałem, dzieci się nawołują, parkują samochody.
Piję herbatę. Zaraz pójdę dokończyć zupę na jutro.
Może mdło, to też dobry stan?
Czasem bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńJa pamiętam najbardziej ten lakier do paznokci, który mi wtedy kupiłaś, w kolorze bakłażana...
Myślę, że coś jeszcze pamiętasz z tego dnia.Ciągle siedzieliśmy przed telewizorem.
OdpowiedzUsuńTak, oczywiście. I że dzwoniłaś do Taty. I że nie mogłam zasnąć potem. Ale pierwsze moje skojarzenie, to ten lakier, firmy Paloma chyba (choć za to akurat głowy nie dam), w przepięknym lśniącym odcieniu oberżyny. Wspaniały kolor, uwielbiałam nim malować paznokcie, choć tak niemiło mi się kojarzył :-p
OdpowiedzUsuńA taty nie było w Łodzi?
OdpowiedzUsuńNo, nie było, przecież rozmawialiśmy o tym niedawno nawet.
OdpowiedzUsuńBył na jakiejś konferencji w Nowym Sączu czy gdzieś...
No tak, pamięć jak sitko:)
OdpowiedzUsuń