Nie chodziłam do przedszkola. Podobno płakałam strasznie przy próbie pozostawienia mnie w tej instytucji, ale ja tych prób nie pamiętam.
Wychowywałam się w domu i na podwórku.
Pierwszym moim pilnowaczem była babcia Marianna. Wiem to tylko z opowieści. Babcia umarła, gdy miałam rok. Może więc widziała moje pierwsze kroki. Może zmieniała mi pieluchy. Może dawała jeść. Może starym, wiejskim zwyczajem zawijała trochę cukru w gałganek i wkładała mi do buzi, żebym nie płakała...
Nie pamiętam.
Pamiętam Rodziców "zmiany warty" przy mnie.
Mama wychodziła do pracy po 13-stej, Tata wracał ok. wpół do trzeciej. Ponad godzinną dziurę zapełniała najczęściej pani Gotowska, nasza dozorczyni. Z trudem wspinała się na trzecie piętro, więc czasem rodzice po prostu zostawiali mnie u niej w mieszkaniu, na parterze kamienicy w oficynie.
W ciepłe dni pani Gotowska siadała przed swoim mieszkaniem i wyszywała makatki. Cierpiała na lewostronny niedowład. Lewą ręką przytrzymywała zgrabnie materiał, a prawą wyczarowywała kolorowe cuda.
Biegałam z innymi dziećmi po podwórku, a jej syn Józio miał mieć na mnie baczenie. Józio miał kilkanaście lat i bardzo się starał. Nigdy mi się nic nie stało pod jego opieką.
Czasem pilnowała mnie nasza sąsiadka z piętra, pani Świderska, albo któraś z jej dorastających córek, Jadzia albo Bożenka.
No i mój starszy Brat, który sam właściwie był jeszcze dzieckiem...
Nie chodziłam do przedszkola. Moi pilnowacze zapewniali mi poczucie bezpieczeństwa...
Wychowywałam się w domu i na podwórku.
Pierwszym moim pilnowaczem była babcia Marianna. Wiem to tylko z opowieści. Babcia umarła, gdy miałam rok. Może więc widziała moje pierwsze kroki. Może zmieniała mi pieluchy. Może dawała jeść. Może starym, wiejskim zwyczajem zawijała trochę cukru w gałganek i wkładała mi do buzi, żebym nie płakała...
Nie pamiętam.
Pamiętam Rodziców "zmiany warty" przy mnie.
Mama wychodziła do pracy po 13-stej, Tata wracał ok. wpół do trzeciej. Ponad godzinną dziurę zapełniała najczęściej pani Gotowska, nasza dozorczyni. Z trudem wspinała się na trzecie piętro, więc czasem rodzice po prostu zostawiali mnie u niej w mieszkaniu, na parterze kamienicy w oficynie.
W ciepłe dni pani Gotowska siadała przed swoim mieszkaniem i wyszywała makatki. Cierpiała na lewostronny niedowład. Lewą ręką przytrzymywała zgrabnie materiał, a prawą wyczarowywała kolorowe cuda.
Biegałam z innymi dziećmi po podwórku, a jej syn Józio miał mieć na mnie baczenie. Józio miał kilkanaście lat i bardzo się starał. Nigdy mi się nic nie stało pod jego opieką.
Czasem pilnowała mnie nasza sąsiadka z piętra, pani Świderska, albo któraś z jej dorastających córek, Jadzia albo Bożenka.
No i mój starszy Brat, który sam właściwie był jeszcze dzieckiem...
Nie chodziłam do przedszkola. Moi pilnowacze zapewniali mi poczucie bezpieczeństwa...
Fajny taki solidny nastoletni pilnowacz, Józio... Czy teraz jeszcze są gdzieś tacy nastolatkowie?...
OdpowiedzUsuń