Rozmowy wczoraj się toczyły.
Można by powiedzieć, że poprzez lądy i morza.
I góry.
Oraz aglomerację miejską.
Dzięki łączności satelitarnej głównie.
Wiek pary już dawno za nami...
Umiejętność skutecznego, bezbolesnego i konstruktywnego rozstawiania się z Dzieckiem ciągle w powijakach.
Na fali tych różnych wczorajszych rozmów o dzieciach, rodzicach, tudzież matkach wyrodnych bądź nadopiekuńczych, przypomniała mi się piękna opowieść o Salomonowym wyroku.
A było tak:
" Dwie nierządnice przyszły do króla Salomona i stanęły przed nim.
Jedna
z kobiet powiedziała:
- Litości, panie mój! Ja i ta kobieta mieszkamy w
jednym domu. Ja porodziłam, kiedy ona była w domu.
A trzeciego dnia
po moim porodzie ta kobieta również porodziła. Byłyśmy razem. Nikogo
innego z nami w domu nie było, tylko my obydwie.
Syn tej kobiety
zmarł w nocy, bo położyła się na nim.
Wtedy pośród nocy wstała i
zabrała mojego syna od mego boku i
przyłożyła go do swoich piersi, położywszy przy mnie swego syna
zmarłego.
Kiedy rano wstałam, aby nakarmić mojego syna, patrzę, a oto
on martwy! Gdy mu się przyjrzałam przy świetle, rozpoznałam, że to nie
był mój syn, którego urodziłam.
Na to odparła druga kobieta:
- Wcale
nie, bo mój syn żyje, a twój syn zmarł.
Tamta zaś mówi:
- Właśnie że
nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje.
I tak wykrzykiwały wobec króla.
Wówczas król powiedział:
- Ta mówi - to mój syn żyje, a twój syn
zmarł; tamta zaś mówi - nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje.
Następnie król rzekł:
- Przynieście mi miecz!
Niebawem przyniesiono
miecz królowi.
A wtedy król rozkazał:
- Rozetnijcie to żywe dziecko na
dwoje i dajcie połowę jednej i połowę drugiej!
Wówczas kobieta,
której syn był żywy, zawołała:
- Litości,
panie mój! Niech dadzą jej dziecko żywe, abyście tylko go nie
zabijali!
Tamta zaś mówiła:
- Niech nie będzie ani moje, ani twoje!
Rozetnijcie!
Na to król zabrał głos i powiedział:
- Dajcie tamtej to
żywe dziecko i nie zabijajcie go! Ona jest jego matką. "
Teraz trochę truizmów:
- dzieci nie są po to, żeby spełniać nasze (rodziców) oczekiwania
- dzieci nie muszą żyć według wyznaczonego im przez nas planu
- dzieci nie muszą martwić się tym, że my się o nie martwimy (psycholog powie, że to nasz problem)
- dzieci uczą się patrząc na to, jak żyjemy, a nie słuchając rad, których chcemy im udzielać w nadziei, że nie popełnią naszych błędów
Każde dziecko wreszcie jest odrębnym bytem i choćby nie wiem jak było podobne do ojca, dziadka lub stryjecznej babci, to zawsze pozostanie sobą i pójdzie własną wstęgą szos...
Napisałam do Syna:
"Kiedy mam już tyle lat, to wiem, że trzeba żyć po swojemu."
Odpisał mi:
"Ja to też wiem, chociaż jestem młodszy. Może mnie tego jakoś nauczyłaś podświadomie..."
I wtedy właśnie mi się przypomniała ta opowieść o Salomonie.
I wiem, że to tylko Miłość sprawia, że pozwalamy dzieciom przepływać ocean.