czwartek, 9 maja 2024

Zagadki mózgowe

 


Dawno temu, gdy zaczęto mówić o telefonii komórkowej, pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy, a właściwie pierwszym wyobrażeniem na ten temat, była sieć małych budek, które będą przekazywać sobie sygnały.  

Długo mózg mój nie mógł przyswoić informacji, że "komórka", to jest to małe coś do telefonowania, co trzyma się w kieszeni. 

Nawiasem mówiąc Niemcy mówią na to coś  "Handy", czyli "mobilny" - to bardziej adekwatne chyba.

 

Następnym szokiem  dla mózgu-purysty była wszechobecna "rozmawialność" esemesowa, w której litery polskie giną, jak zagrożone gatunki roślin.

Swego czasu (dawnego) robiłam nastolatkom test znajomości słów.

Trzeba było dopisać jedną brakującą literę. Między innymi do wyrazu WLOT, w którym brakowało ostatniej litery, zatem w teście widoczne było "wlo_"

WIĘKSZOŚĆ uczniów wpisywała: WLOS


Na niedawnym, pięknym wyjeździe do ojczyzny Ronaldo Christiana, myłam zęby szczoteczką, o której teraz mówi się manualna, a kiedyś była po prostu szczoteczką do zębów.

Myję zatem i myję, i myję... I czekam, aż zapulsuje i da mi znać, że mycia koniec (!!!!!!!)


Myśli te wszystkie odżyły we mnie, gdy słuchałam ostatnio "Biesów" Dostojewskiego. 

Dlaczego ich słuchałam, to sprawa inna, ale teraz nie o tym.

Rzecz dzieje się w Rosji carskiej, w roku 1870.


Otóż  jest tam scena, w której jeden z bohaterów prowadzi swoją towarzyszkę przez ciemny dom, szukają kogoś, poruszają się wolno, po omacku. On w pewnym momencie mówi:

- Skręćmy tu, mam tam komórkę...


I co pomyślał mój nowoczesny mózg? Oczywiście, że ma tam w jakimś pomieszczeniu telefon i sobie nim przyświecą...

No, słowo daję! 

A w ogóle, to nic śmiesznego...


środa, 1 maja 2024

Witaj maj, ciepły maj!


I nastał maj.

Maj najulubieńszy. 

Maj szczęśliwych zdarzeń. 

Maj spotkań, maj pocałunków, maj czerwonych tulipanów.

Maj wspomnień o błękitnych oczach, deszczów pod wspólną parasolką.

Maj składania życzeń, uścisków, uśmiechów i dobrych przeczuć.

Maj oczekiwania.

Wąchania konwalii.

Tulenia, huśtania, śpiewania kołysanek.

Maj pochodów, narcyzów, matur, kasztanów i dmuchawców.

 

Maj, słodki maj.

Dzisiejszy  dzień pierwszy, dzień świętowania, spędziłam trochę na pracy, a trochę na niepracy.

Skończyłam pisać opowieść o Mikusiu Mikule z Fabryki, która to opowieść  może zdobędzie dla siebie kaskę na kolejną realizację kukiełkowego projektu. Startujemy w konkursie miejskiego programu mikrograntów. 

To było pracą.

W ramach niepracy i świętowania wybrałam się na spacer kijowy.

Inni też wyszli świętować. 

Tych z kijami było niewielu.

Znacznie więcej tych na rowerach. 

Dużo tych z dziećmi - w wózkach, na hulajnogach, rolkach, z piłkami, balonami i lodami.

 



A najwięcej tych z grillami. 

Na których leżały tłuste kiełbasy, I karczki. I kaszanki.

Grille dymiły, a mięsiwa skwierczały.

 

 

Przed kibelkiem za 2 złote uformowała się karna kolejka. 

(Naliczyłam osób siedemnaście)




Ale fajnie było. 

Wróciłam do domu przez sklep typu "Żabka" , gdzie zakupiłam sobie loda Magnum oraz piwo Żywiec (duże, bo małych nie było)

W domu nakarmiłam miauczące stworzenia (nie kiełbasą), zjadłam loda i popiłam piwem Żywiec (dużym całkiem) i poczułam się całkiem świątecznie zrelaksowana. 

I jeszcze trochę piwa Żywiec... (małych nie było)