Jedyną rodzoną siostrą Taty była Józia. Przyjechała do Łodzi za Antosią.
Wyszła za mąż za Stefana. Mieli dwóch synów, starszego Mirka i urodzonego w 1939r. Mariana.
W czasie wojny Józia pracowała jako listonoszka, Stefan sprzedawał musztardę. Mieszkali w małym mieszkaniu pod samym dachem, na ulicy która po wojnie nazywała się Strzelczyka, a teraz nazywa się Senatorska. Przygarnęli do siebie babcię Mariannę i Janka, i może też innych braci, nie wiem. Musiało im być strasznie ciasno.
Józia była dobrą, wesołą kobietą. Często się śmiała. Lubiłam ją, w przeciwieństwie do wujka Stefana.
W latach 60-tych przygarnęła do siebie do mieszkania Danusię, córkę Józka, która przyjechała do Łodzi pracować i uczyć się.
Józia i Stefan zostawili swoje małe mieszkanko Mirkowi i jego rodzinie, sami przenieśli się do pojedynczego pokoju po sąsiadce, na tym samym piętrze. Dach z jednej strony pokoju był skośny. Łóżko stało za firanką w rogu. Sikało się do wiadra, ubikacja była, tak jak u nas, na dole, w podwórku.
Czasami sypiałam u Józi, szczególnie, gdy mieszkała tam Danusia.
Lubiłam się wtedy bawić na półpiętrze, bo był tam szeroki, drewniany podest i niskie okno z szerokim parapetem wychodzącym na podwórko.
Podwórko było małe, ciemne i betonowe. Nie było na nim dzieci.
Józia i Stefan odwiedzali nas często na Wojska Polskiego.
Latem umawialiśmy się z nimi w parku Julianowskim albo w Łagiewnikach. Czasem zabierali ze sobą swoją wnuczkę Anię. Bawiłyśmy się razem na kocu. Anka była cicha i nieśmiała. Była 6 lat młodsza ode mnie.
Józia chorowała na nadciśnienie. Nie wiem, czy się leczyła. Zmarła na wylew krwi w 1971 roku, krótko przed ślubem mojego Brata.
Stefan ożenił się po raz drugi ze Stanisławą, ale potem do nich już nie chodziłam.
Mirek, który w 1958 roku ożenił się z Kazią, miał jeszcze syna Tomka, młodszego od Anki o 4 lata.
Po śmierci Józi wyprowadzili się do jakiegoś mieszkania służbowego, które dostał Mirek . Zdaje się, że został dozorcą.
O Ance i Tomku nie wiem nic, poza tym, że ona wyszła za mąż i urodziła syna. Nawet nie wiem, czy Mirek i Kazia jeszcze żyją.
Jeszcze mniej wiem o Marianie.
Spotykałam go rzadko u cioci Józi. Ożenił się z dziewczyną o imieniu Jadwiga. Była bardzo szczupła, wręcz chuda.
Najpierw mieszkali w starej, zapyziałej kamienicy przy Poznańskiej, potem przeprowadzili się na Chojny do bloków.
Zmienili też nazwisko. Może dzieci się śmiały z ich syna Sławka?
Na pewno nie poznałabym Mariana na ulicy, mimo, że mieszkamy blisko siebie. Nie poznałabym zresztą nikogo z nich...
Wyszła za mąż za Stefana. Mieli dwóch synów, starszego Mirka i urodzonego w 1939r. Mariana.
W czasie wojny Józia pracowała jako listonoszka, Stefan sprzedawał musztardę. Mieszkali w małym mieszkaniu pod samym dachem, na ulicy która po wojnie nazywała się Strzelczyka, a teraz nazywa się Senatorska. Przygarnęli do siebie babcię Mariannę i Janka, i może też innych braci, nie wiem. Musiało im być strasznie ciasno.
Józia była dobrą, wesołą kobietą. Często się śmiała. Lubiłam ją, w przeciwieństwie do wujka Stefana.
W latach 60-tych przygarnęła do siebie do mieszkania Danusię, córkę Józka, która przyjechała do Łodzi pracować i uczyć się.
Józia i Stefan zostawili swoje małe mieszkanko Mirkowi i jego rodzinie, sami przenieśli się do pojedynczego pokoju po sąsiadce, na tym samym piętrze. Dach z jednej strony pokoju był skośny. Łóżko stało za firanką w rogu. Sikało się do wiadra, ubikacja była, tak jak u nas, na dole, w podwórku.
Czasami sypiałam u Józi, szczególnie, gdy mieszkała tam Danusia.
Lubiłam się wtedy bawić na półpiętrze, bo był tam szeroki, drewniany podest i niskie okno z szerokim parapetem wychodzącym na podwórko.
Podwórko było małe, ciemne i betonowe. Nie było na nim dzieci.
Józia i Stefan odwiedzali nas często na Wojska Polskiego.
Latem umawialiśmy się z nimi w parku Julianowskim albo w Łagiewnikach. Czasem zabierali ze sobą swoją wnuczkę Anię. Bawiłyśmy się razem na kocu. Anka była cicha i nieśmiała. Była 6 lat młodsza ode mnie.
Józia chorowała na nadciśnienie. Nie wiem, czy się leczyła. Zmarła na wylew krwi w 1971 roku, krótko przed ślubem mojego Brata.
Stefan ożenił się po raz drugi ze Stanisławą, ale potem do nich już nie chodziłam.
Mirek, który w 1958 roku ożenił się z Kazią, miał jeszcze syna Tomka, młodszego od Anki o 4 lata.
Po śmierci Józi wyprowadzili się do jakiegoś mieszkania służbowego, które dostał Mirek . Zdaje się, że został dozorcą.
O Ance i Tomku nie wiem nic, poza tym, że ona wyszła za mąż i urodziła syna. Nawet nie wiem, czy Mirek i Kazia jeszcze żyją.
Jeszcze mniej wiem o Marianie.
Spotykałam go rzadko u cioci Józi. Ożenił się z dziewczyną o imieniu Jadwiga. Była bardzo szczupła, wręcz chuda.
Najpierw mieszkali w starej, zapyziałej kamienicy przy Poznańskiej, potem przeprowadzili się na Chojny do bloków.
Zmienili też nazwisko. Może dzieci się śmiały z ich syna Sławka?
Na pewno nie poznałabym Mariana na ulicy, mimo, że mieszkamy blisko siebie. Nie poznałabym zresztą nikogo z nich...
3 komentarze:
Dlaczego dzieci miałyby się śmiać ze Sławka?
Bo się nazywał Słonina...
Pewnie większość z tych śmiejących się dzieci wcale się "lepiej" nie nazywała...
Prześlij komentarz