Słońce świeci niby złoty
plaster miodu,
złote kwiaty pełną garścią
lipa sypie,
gdy w lipowych swych chodakach
do ogrodu
idzie pszczelarz nad pszczelarze -
Lipiec.
W. Chotomska
Jak wam się podoba?
Dwie osoby zapytały mnie niedawno: "a co cię tak zaprzątnął ten temat?"
Przecież to temat życiowy, fundamentalny. Zajmować powinien każdego. Najlepiej codziennie. Najlepiej rano. No!
Lipiec, lipiec, czas pachnący i miodny.
Czas leniwy.
Czas urodzin-na przykład ulubionej Bratowej i Filipa A.
Czas hołubienia Anek i Anulek.
Czas wyjazdów.
A także, a także, czas poszukiwania, poznawania, odwiedzania... wiadomo czego.
A kible, jako się rzekło, różnorakie.
Jak ten w Krynicy Górskiej, w 1969, ze skośnym, drewnianym dachem, o który miło stukał deszcz, a do sedesu szło się po długim, sznurkowym dywaniku, jak na tron.
U ciotki Celiny i ciotki Józi - w podwórkach, tak jak i u nas.
U ciotki Antośki - w mieszkaniu! Wodę spuszczało się przy pomocy srebrnego łańcuszka z białą, porcelanową rączką na końcu.
U Błaszczyków na Dąbrowie - szary drewniany domek w ogródku.
W Aleksandrowie kibelek zrobili na werandzie, zawsze panował w nim charakterystyczny, studzienny zapach.
U Anki N. - na strychu.
W Kazimierzu, w roku 1970 - ohydny, drewniany kibel, w którym roiło się od robaków (wrażliwcy niech idą podlać teraz kwiatki).
W szkole w Zawichoście, w tym samym roku 1970 - wieloosobowy i koedukacyjny (to dopiero było dżender)
W Murzasichlu, pięć lat później, drewniana wygódka z lusterkiem na drzwiach (coby nie pokazywać światu zbolałej miny?)
U dentysty Apolinarego K. - ze stosikiem kryminałów do poczytania!
W hotelu Mariott, w roku 1989, z kwiatami i muzyką!!!!
Dwa lata później w porcie w Hamburgu, z automatem w drzwiach wpuszczającym za jedną markę.
Z lustrem weneckim w klubie Łódź Kaliska.
I tak dalej, i tak dalej.
A w gruncie rzeczy problem sprowadza się teraz do dwóch opcji: kibel z półką, czy z bezdenną wodną czeluścią, która pochłania łapczywie wydalone i przy okazji obmywa "części intymne", bynajmniej nie w sposób zamierzony (patrz film instruktażowy).
Kibel lejowy ponoć preferują pruderyjni Amerykanie (czego nie widać i nie czuć, tego nie ma).
Kibel z półką lubią rzekomo Niemcy, wiadomo, alles unter kontrolle.
Osobiście, nie wdając się w szczegóły (w szalonym necie można znaleźć setki stron na temat wad i zalet) polecam sedesik z dostępną ekspozycją.
Albowiem kupę swoją należy cenić i szanować.
I wcale (wbrew pozorom) nie jest ona gówno warta!
P.S. Nadwrażliwych na słowa ponownie odsyłam do podlewania kwiatków.
sijulejter aligejter
sijulejter aligejter
5 komentarzy:
Też wolę z półeczką ;-)
Se kup (wszystko mi się kojarzy!!!)
Ja pierdziu! Ale bajerancki ten sedes z bidetem, teraz dopiero obejrzałam filmik. Nic tylko w kiblu siedzieć, jak się ma takie ustrojstwo :-D
Kup sobie za trzynastkę:):)
Ja słyszałem, że z półeczką to potrzebują Anglicy, bo oni po tym poznają czy obiad był dobry. :)
Prześlij komentarz