Całą gromadą wsiowo-miastową chodziliśmy do lasu.
Chłopcy wspinali się na wieżę obserwacyjną, dziewczyny chichotały.
Rysiek kupił sobie motocykl. Kilka razy jechałam z nim. To było fantastyczne przeżycie. Czułam się zjednoczona z kierowcą, z maszyną. Przechylaliśmy się na zakrętach. Wiatr rozwiewał włosy. Kury uciekały z wrzaskiem, szczekające psy zostawały za nami...
W sobotnie wieczory odbywały się zabawy w remizach. Na jedną z nich zabrali i mnie. Podest pod gołym niebem dudnił pod stopami tańczących. Coraz bardziej pijani faceci wszczynali awantury. Tańczyłam z Ryśkiem i jakimiś przygodnymi chłopakami. Od tych najbardziej pijanych ratowała mnie Danusia. Wracaliśmy nocną szosą, przy świetle księżyca.
Któregoś lata zabrałam tam ze sobą Ankę. Czułam się bardzo dorosła. Pojechałyśmy same, PKS-em przez Szadek. Chciałam jej pokazać wszystko. Las, jeżyny, drogę z gruszami, wiśniowe drzewka z malutkimi, kwaśnymi owocami. Podobało jej się. Spałyśmy w jednym łóżku. Nikt nas nie wyganiał spać. Do późna przesiadywałyśmy na drabinie opartej o dach domu i gadałyśmy bez końca.
Czasami śni mi się jeszcze ten przystanek, droga z drzewami, zakręt w lewo, studnia z żurawiem... W tych snach zawsze mam poczucie, że już coś straciłam, że minęło, że nic tam nie znajdę...
W którymś momencie Józek z Haliną wyprowadzili się do Sieradza.
Rysiek ożenił się z Zosią, dziewczyną z okolicznej wsi. Zamieszkał z nią w Zduńskiej Woli, w blokach.
W 1972r. urodził im się syn Paweł, a siedem lat później (też 22-go lipca!) córka Ola. Paweł studiował w Szczecinie, potem wyjechał do Poznania. Ma syna Szczepanka.
Ola studiowała w Łodzi, chyba na Politechnice. Była na praktykach w Hiszpanii. Zdaje się, że też jest teraz w Poznaniu.
Rysiek pracował jako kierowca ciężarówki. W latach 80-tych kupił sobie kamerę i zaczął kręcić filmy z różnych uroczystości, ślubów, komunii, chrzcin. Kilka lat temu zaczęło mu dokuczać serce, przeszedł zawał. O ile wiem, teraz żyją w miarę spokojnie.
Pawła widziałam ze dwa razy w życiu, był jeszcze chłopcem. Olę tylko na filmie nakręconym u Józka i Haliny w Sieradzu. Ryśka spotkałam ostatni raz na Mamy pogrzebie.
Józek z Haliną mieszkali w Sieradzu dość długo.
Byłam u nich raz czy dwa z rodzicami. Mieszkali na osiedlu starych bloków. W kuchni był piec i trzeba było przynosić węgiel z piwnicy. W pokoju stał wielki piec kaflowy. Mieszkanie było wysokie i ciemne.
Rodzice dość często jeździli do Sieradza, na imieniny Józka i Haliny.
Józek poszedł na wczesną emeryturę.
Pod koniec lat 70-tych miał jakiś wypadek. Nie wiem dokładnie, czy się przewrócił, czy spadł ze schodów. W efekcie doznał udaru mózgu i częściowego paraliżu. Od tej pory miał kłopoty z chodzeniem, mówieniem, pisaniem. Jego ładne, kształtne pismo stało się prawie nieczytelne.
Po jakimś czasie zaczął pisać na maszynie. Chodził o lasce.
Halina musiała wziąć na siebie wszystkie obowiązki. Nie narzekała. Zawsze była wesołą, otwartą kobietą. Bezpośrednią i szczerą. Myślę, że Józka po prostu kochała.
Kilka lat po udarze doszła cukrzyca i Halina musiała nauczyć się robić zastrzyki z insuliny.
Józek zawsze był trudny we współżyciu, głośny, agresywny, nerwus.
Halina cierpliwa, uśmiechnięta, łagodząca jego wrzaski. Nie bardzo dbała o siebie. W 1995 roku przeszła operację - miała raka piersi. Jednak czekała zbyt długo . Rak zaatakował płuca.
Zmarła wczesną wiosną w 1996r. Józek został sam w Sieradzu i oczywiste się stało, że sobie tam nie poradzi. Rysiek zabrał go do siebie do Zduńskiej Woli.
Józek umarł w 2001 roku. Miał 77 lat.
Był najmłodszym z braci i żył najkrócej.
Pochowany został tam, gdzie Halina i gdzie moi dziadkowie, na cmentarzu w Charłupi Małej.
Chłopcy wspinali się na wieżę obserwacyjną, dziewczyny chichotały.
Rysiek kupił sobie motocykl. Kilka razy jechałam z nim. To było fantastyczne przeżycie. Czułam się zjednoczona z kierowcą, z maszyną. Przechylaliśmy się na zakrętach. Wiatr rozwiewał włosy. Kury uciekały z wrzaskiem, szczekające psy zostawały za nami...
W sobotnie wieczory odbywały się zabawy w remizach. Na jedną z nich zabrali i mnie. Podest pod gołym niebem dudnił pod stopami tańczących. Coraz bardziej pijani faceci wszczynali awantury. Tańczyłam z Ryśkiem i jakimiś przygodnymi chłopakami. Od tych najbardziej pijanych ratowała mnie Danusia. Wracaliśmy nocną szosą, przy świetle księżyca.
Któregoś lata zabrałam tam ze sobą Ankę. Czułam się bardzo dorosła. Pojechałyśmy same, PKS-em przez Szadek. Chciałam jej pokazać wszystko. Las, jeżyny, drogę z gruszami, wiśniowe drzewka z malutkimi, kwaśnymi owocami. Podobało jej się. Spałyśmy w jednym łóżku. Nikt nas nie wyganiał spać. Do późna przesiadywałyśmy na drabinie opartej o dach domu i gadałyśmy bez końca.
Czasami śni mi się jeszcze ten przystanek, droga z drzewami, zakręt w lewo, studnia z żurawiem... W tych snach zawsze mam poczucie, że już coś straciłam, że minęło, że nic tam nie znajdę...
W którymś momencie Józek z Haliną wyprowadzili się do Sieradza.
Rysiek ożenił się z Zosią, dziewczyną z okolicznej wsi. Zamieszkał z nią w Zduńskiej Woli, w blokach.
W 1972r. urodził im się syn Paweł, a siedem lat później (też 22-go lipca!) córka Ola. Paweł studiował w Szczecinie, potem wyjechał do Poznania. Ma syna Szczepanka.
Ola studiowała w Łodzi, chyba na Politechnice. Była na praktykach w Hiszpanii. Zdaje się, że też jest teraz w Poznaniu.
Rysiek pracował jako kierowca ciężarówki. W latach 80-tych kupił sobie kamerę i zaczął kręcić filmy z różnych uroczystości, ślubów, komunii, chrzcin. Kilka lat temu zaczęło mu dokuczać serce, przeszedł zawał. O ile wiem, teraz żyją w miarę spokojnie.
Pawła widziałam ze dwa razy w życiu, był jeszcze chłopcem. Olę tylko na filmie nakręconym u Józka i Haliny w Sieradzu. Ryśka spotkałam ostatni raz na Mamy pogrzebie.
Józek z Haliną mieszkali w Sieradzu dość długo.
Byłam u nich raz czy dwa z rodzicami. Mieszkali na osiedlu starych bloków. W kuchni był piec i trzeba było przynosić węgiel z piwnicy. W pokoju stał wielki piec kaflowy. Mieszkanie było wysokie i ciemne.
Rodzice dość często jeździli do Sieradza, na imieniny Józka i Haliny.
Józek poszedł na wczesną emeryturę.
Pod koniec lat 70-tych miał jakiś wypadek. Nie wiem dokładnie, czy się przewrócił, czy spadł ze schodów. W efekcie doznał udaru mózgu i częściowego paraliżu. Od tej pory miał kłopoty z chodzeniem, mówieniem, pisaniem. Jego ładne, kształtne pismo stało się prawie nieczytelne.
Po jakimś czasie zaczął pisać na maszynie. Chodził o lasce.
Halina musiała wziąć na siebie wszystkie obowiązki. Nie narzekała. Zawsze była wesołą, otwartą kobietą. Bezpośrednią i szczerą. Myślę, że Józka po prostu kochała.
Kilka lat po udarze doszła cukrzyca i Halina musiała nauczyć się robić zastrzyki z insuliny.
Józek zawsze był trudny we współżyciu, głośny, agresywny, nerwus.
Halina cierpliwa, uśmiechnięta, łagodząca jego wrzaski. Nie bardzo dbała o siebie. W 1995 roku przeszła operację - miała raka piersi. Jednak czekała zbyt długo . Rak zaatakował płuca.
Zmarła wczesną wiosną w 1996r. Józek został sam w Sieradzu i oczywiste się stało, że sobie tam nie poradzi. Rysiek zabrał go do siebie do Zduńskiej Woli.
Józek umarł w 2001 roku. Miał 77 lat.
Był najmłodszym z braci i żył najkrócej.
Pochowany został tam, gdzie Halina i gdzie moi dziadkowie, na cmentarzu w Charłupi Małej.
2 komentarze:
Przesiadywanie wieczorem na drabinie i gadanie w nieskończoność... Nie mam identycznych wspomnień, ale parę podobnych by się znalazło (np.z kolonii w górach). Piękne czasy, dałabym wiele, by do nich wrócić choć na chwilę...
To se ne vrati...
Prześlij komentarz