Prawie jak Pokątna.
Ta Pokątna za pubem Dziurawy Kocioł. Ta, na której czary, mary, potwory i zaraz za nią ulica Śmiertelnego Nokturnu.
Na ulicy Zakątnej mieszkała kiedyś nasza ciotka Józia ze swoim bratem, a wujkiem naszym Bronkiem.
Jak przez mgłę, ale jednak pamiętam wizytę w ich domu na tej Zakątnej, pokątnej ulicy.
Wąski, ciemny pokój, z wysokim jak w wieży oknem wychodzącym na podwórko-studnię.
W tej ciasnej klitce musiało zmieścić się wszystko, a może nawet i więcej.
Wielkie łóżko z górą puchatych poduszek, poukładanych jedna na drugiej, prawie jak w bajce o królewnie na ziarnku grochu.
Stół z krzesłami, stolik z radiem, stołek z miską, zlew z kranem, piec z fajerkami, doniczki z kwiatami, ramki z obrazami świętymi. No, i ich dwoje rzecz jasna. Ciekawe, czy spali w jednym łóżku. Zresztą przez długi czas byłam przekonana, że są małżeństwem.
Taka to była ulica.
Teraz nazywa się P.
Los, a raczej rozkopane od A do Z miasto, zmusiły mnie niedawno do pójścia ulicą P. od jej zarania do ujścia.
(Miasto rozkopane jest raczej od E do W, czyli ze wschodu na zachód, a ja musiałam dostać się z N do S)
Więc poszłam.
Ostatni raz wędrowałam ulicą P. w Dzień Świętych Wszystkich, towarzystwo miałam zacne, a zapadający szybko zmrok krył w swoich objęciach mury, bramy, dachy i wszystko , co cichociemne.
Malowniczo świeciły niektóre okienka, nieliczne lampy okalały blaskiem korony drzew, a przy końcu ulicy P. powitał nas woonerf (wow!), całkiem jeszcze nowiutki, może ledwo trzyletni.
Ławeczki stylizowane, zaciszne (nomen omen) zakątki wśród krzewów, roślinki i płotki. Całość opromieniona magicznym światłem zwieszających się lamp. Księżyc nad głowami.
(To ostatnie to licentia poetica, bo nie pamiętam, czy księżyc ów był)
O woonerfie poczytałam sobie na stronie UMŁ:
(pogrubienia moje, dla lepszego dramatyzmu)
"Jednym ze zwycięskich wniosków z budżetu obywatelskiego w poprzednich latach była przebudowa ul. P. na otoczenie bardziej przyjazne mieszkańcom.
Przeznaczony do przebudowy odcinek liczy ponad 300 metrów. W ten sposób stanie się najdłuższym woonerfem w Łodzi.
- Po zakończeniu inwestycji będzie to strefa, po której mieszkańcy Łodzi będą mogli poruszać się całą szerokością. To będzie teren publiczny łączący funkcje ulicy, deptaka, parkingu i miejsca spotkań. Będzie to również strefa uspokojonego ruchu z priorytetem dla pieszych i rowerzystów. Zadbaliśmy też o podwyższenie bezpieczeństwa.
Po kompletnym zrealizowaniu inwestycji na całym odcinku nawierzchnia zyska ozdobną kostkę, pojawią się nowe meble miejskie, czyli ławki, stojaki rowerowe, kosze. Będzie też blisko 60 miejsc parkingowych i nowe oświetlenie. Zieleń wzbogaci się o krzewy i byliny.
Łodzianie pokochali rozwiązanie, które wycisza ruch samochodowy, wprowadza więcej zieleni i zachęca do spotkań oraz spędzania czasu na świeżym powietrzu w bezpiecznej przestrzeni.
- Wiemy, że ta okolica nie cieszyła się dobrą opinią wśród łodzian, ale chcemy to zmienić. Liczymy, że mieszkańcy docenią to, co tutaj robimy, a nawet samodzielnie zaczną dbać o tę okolicę - przekonuje Piotr W. z Zarządu Inwestycji Miejskich."
A zatem do meritum: poszłam.
Woonerf.
Meble miejskie - obecne.
Stojaki rowerowe - puste.
Oświetlenie na miejscu - nie aktywne, bo słońce odwala robotę i wyciąga na tzw. światło dzienne wszystko, co noc zakrywa
Zieleń - owszem, mocno wzbogacona, nawet miejscami nadmiernie rozrośnięta
Mieszkańcy "zachęceni do spotkań oraz spędzania czasu na świeżym powietrzu w bezpiecznej przestrzeni" - bardzo obecni. Licznie zasiadają na ławeczkach (obficie obesranych przez gołębie i inną faunę latającą), bezpiecznie prężą muskuły okryte białymi niegdyś podkoszulkami na ramiączkach, w rękach dzierżą piwo, a z ust sfruwają swobodnie "k...y j....e" i "p.......ne ch..e"
Po obu stronach woonerfu zabudowania, po lewej widzimy proszę państwa "nową inwestycję mieszkaniową", czyli dość wypasione apartamentowce z zakodowanymi wejściami, po prawej "starą zabudowę czynszową"
Zabudowa straszy łuszczącym się tynkiem, zapomnianymi sklepikami za rdzewiejącą roletą, licznymi i wielokulturowymi napisami na ścianach wszystkich. ŁKS rządzi.
Z bram zalatuje moczem i stęchlizną.
Na chodnikach pety, puszki po piwie, rozdeptane resztki zapiekanki z pobliskiej Żabki.
Nieświeży pan siedzi na kamiennych schodkach i odprowadza mnie wzrokiem. Bo, co ja tu robię? Ja tam obca jestem.
Nie ma czarów, zostały mary, potwory i śmiertelna beznadzieja.
Nie zauważam nikogo, kto pasowałby do "143 komfortowych mieszkań o przemyślanych rozkładach. Wolisz 2, 3, a może 4 pokoje?"
Mija mnie para pchająca dwa wózki z dwoma maleństwami, jednym większym maleństwem i drugim mniejszym.
On mizernej postury, z twarzą naznaczoną życiem.
Ona, bardzo młoda, z perspektywą wielu jeszcze maleństw przed sobą.
Raczej nie zamieszkują apartamentowców.
Ale...
Może się mylę?
Może ich dzieci będą się wychowywać w salonach z aneksem kuchennym, wśród wygodnych zestawów wypoczynkowych, na przeszklonych tarasach z widokiem na woonerf?
Albo dzieci ich dzieci...
Może wśród żyjących tam mugoli ukrywają się jacyś czarodzieje i książęta. Choćby i półkrwi?
Może dorzucą do mar i potworów czary i niewidy?
Ulicę P. wieńczy piękny, neogotycki Kościół Środowisk Twórczych.
Niektórzy wierzą też w inne siły.
I w cuda.
Kto wie, czy ulica kapitana P. nie stanie się kiedyś nawet ulicą wyższej rangi.
P.S. Ja i tak jestem z Bałut...
4 komentarze:
Musiałam sprawdzić w necie, gdzie była Zakątna. Czemu zmienili nazwę? Ładna była.
Czort wie. W 1990 pozmieniali mnóstwo. W czasie wojny nazywała się Clausewitzstraße.
Stefan Pogonowski zginął w 1920 roku w bitwie pod Radzyminem. Podobno "odwróciła się tam karta historii" w czasie Bitwy Warszawskiej. Miał 25 lat.
Hmm... Nic o nim nie wiedziałam dotąd.
Ani ja!! Ma ciekawy grobowiec na Starym Cmentarzu, na zdjęciu w Wiki zobaczyłam
Prześlij komentarz