Z okazji pewnej pięknej rocznicy, pewnej Pięknej Pary, spędziłam trzy dni w miejscu luksusowym, pełnym dyskretnej elegancji, jasnych przestrzeni, urokliwych drobiazgów i wysmakowanych dzieł sztuki.
Dom okazały, widoczny z daleka.
Wewnątrz, jak to w domu:
Kwiaty, figurki, anioły, haftowane poduszki, srebra, porcelana.
W kilku miejscach półki z książkami.
Gry planszowe na długie wieczory.
Świeże owoce.
Antyki obok nowoczesnych,designerskich mebli.
Z okien widoki na góry i pagórki.
Na pola, łąki, drzewa i odległy las.
Przed domem, "na przyzbie", jak mawiają gospodarze, zabawne figurki.
Wygodne leżaki.
Zioła.
Pies Lolek.
Pyszne jedzenie.
Wokół Ziemia Jeleniogórska, pełna pałaców, zamków, warowni, dworów szlacheckich i magnackich rezydencji.
W Parku Miniatur w Kowarach zachwyciłam się światem w pomniejszeniu.
Niektóre z budowli są tak piękne, że chciałoby się, jak Alicja w Krainie Białego Królika, wypić z buteleczki magiczny, zmniejszający napój i pobiegać po pałacowych dziedzińcach.
Wieczorem kolacja w odrestaurowanym Zamku w Karpnikach.
Tak zwana elegancja francja!
Przystawki, przegrzebki i przekąski.
Wody i wina.
Szampan.
Rote gruetze i creme brulee.
Długie rodaków rozmowy.
Odległości, granice, statusy finansowe przestały się liczyć w tym niezwykłym miejscu i czasie.
Jubilaci przyjechali z Hamburga.
Brat Jubilata z żoną Niunią mieszkają w Michigan, gdzie zimą śnieg zasypuje skrzynki pocztowe, a latem chętnie do kuchni włażą pająki "czarne wdowy".
Świadek ślubnej ceremonii sprzed pół wieku, na codzień żyje w Arizonie, nie lubi tamtejszych skorpionów, które mieszkają pod byle kamieniem, zarobił na sadach pistacjowych i dzięki temu może teraz serfować po wielkopolskim jeziorze, gdzie kupił sobie letni, polski dom.
Siostra Jubilata mieszka sobie spokojnie w Sieradzu, za to jej mąż pracuje i zarabia w Wuppertalu, budując, naprawiając i odnawiając domy, domki, dwory i rezydencje.
Ja i szwagierka Ela zjechałyśmy z kochanej, szarej Łodzi.
Gospodarze, powsinogi, trochę z Mazur, trochę z Warszawy, kiedyś z Hamburga, teraz ze Śląska, jutro może z Berlina...
Dominowały wspomnienia.
Z lat młodości, z czasów emigracji, z przeżyć trudnych i śmiesznych.
Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia.
Opowieści o dzieciach, wnukach, o zwierzętach domowych, o widokach, przestrzeniach, odległościach i podróżach.
O tęsknocie.
O tych, którzy już tylko w pamięci i na fotografiach.
Mnie też towarzyszył cień Męża.
Trzy lata temu oglądał te same widoki, może poszedł tą samą drogą na spacer do lasu, głaskał tego samego psa.
Rozstawaliśmy się z uśmiechami, ale czułam łzy i ukryty żal.
TAKIE spotkanie nie powtórzy się prawdopodobnie już nigdy.
2 komentarze:
Piękne miejsce...
Piękne. I, niestety, drogie.
Prześlij komentarz