Z kijami.
Dużo ludzi sobie chodzi.
Większość po prostu spaceruje.
Jeżdżą na rowerach.
Na łyżworolkach i na deskach. Wypaśnych różnych, elektrycznych.
Dzieci pomykają na rowerkach biegowych i hulajnogach.
Grają w siatkówkę i w nogę.
Rzucają frisbee.
Siwa pani drepcze na stepperze w parku.
Ktoś tam gra w badmintona, chociaż wiatr.
W niedzielę, duża grupa w Parku Źródliska ćwiczyła tai-chi.
Dużo osób biega. Albo truchta.
Ja chodzę. Lubię szybko, żeby się spocić.
Nikt się nie dziwi, nie ogląda, nie komentuje.
I dobrze.
Czasem tylko ktoś zagada do mnie z pytaniem, czy te kije to pomagają? I na co?
A ja wiem?
Na czwarte piętro wchodzę bez zatrzymywania się i bez zadyszki.
Ale kręgosłup znowu mnie boli.
Boli, gdy siedzę i gdy leżę. I jak stoję.
Kiedy chodzę, to nie boli.
I głupie myśli zostają z tyłu.
No, to chodzę.
Moja przemądrzała aplikacja Endomondo doniosła, że w lipcu przeszłam 70,36 km, spaliłam 4278kcal i zajęło mi to wszystko 13 godzin.
WOW!
WOW!
2 komentarze:
Brawo, brawo! :-)
Przykład brać, proszę!
Prześlij komentarz