Znowu jest.
Już z miesiąc temu błysnęła mi w oczy żółtym dziobem kosa.
Potem wiąz za moim oknem uwolnił czerwonawe kwiatki.
Następnie krzaki forsycji zamieniły się w puchate, wielkie kurczaki.
Malutkie pączki tawuły wystrzeliły na zielono w ciągu jednej nocy, jak miniaturowe bomby.
Znajome bielutkie przebiśniegi przekwitły, ustępując miejsca niebieskim przylaszczkom.
Lada szelest, jak mawia ulubiona Dyrekcja, rozpanoszą się magnolie i tarniny.
I jabłonki, i czereśnie, i śliwy, i grusze.
Już prawie, hiacynty i szafirki.
Potem delikatne narcyzy, jak wiotkie panienki.
Tulipany w dzbany.
Żonkile za chwilę.
No i te, konwalie. Na Dzień Matki...
***
Przy wigilijnym opłatku kiedyś, składaliśmy sobie życzenia, "i obyśmy się w tym samym składzie za rok spotkali".
A potem pustych miejsc przy stole coraz więcej...
Od kilku lat, odurzona zapachem bzów, jaśminów i czeremchy, witając się z czerwcową akacją myślę: "ach, chcę dożyć do następnej wiosny"!
Dożyć wiosny, to jak zobaczyć Neapol. Wiosną!
Po wiośnie już tylko lato...
2 komentarze:
Jaki cudowny opis wiosny!
I ja się upajam widokami i zapachami, dużo spaceruję, czasem przystaję,gdy widok albo zapach zapiera dech i chłonę łapczywie😇
Dla mnie też nie ma piękniejszej pory roku😍
Pozdrawiam Cię serdecznie, Lila
I ja Cię pozdrawiam Lilu. I dziękuję, jak zawsze za miłe słowa.
Prześlij komentarz