Byłam sobie w Carrefourze ulubionym.
Stała przede mną w kolejce do kasy urocza rodzinka z dwójką dzieci.
Jedno z nich było słodkim, maciupeńkim bobasem w foteliku - kołysce.
Ach! Jakim słodkim! Bobasem.
Doskonałą miniaturką człowieka.
Paluszki, paznokietki, nosek.
Oczka, czyste jak szafiry.
Słodkie kapciuszki.
Czapeczka maleńka.
Calineczka!
Pierwsza myśl - chcę taką!
Wnuczusię! Słodzinkę!
Albo wnuczusia drugiego. Słodziaka.
I tak sobie szłam, marząc, do wyjścia.
A przy wyjściu minęła mnie kobita z chłopem.
Chłop, jak się patrzy. Na schwał. Wysoki, jak brzoza.
W wieku chrystusowym. Mniej więcej.
Kobieta w wieku senioralnym. Ufryzowana. Dama.
- Ja już nie mogę na takie zakupy chodzić! - poskarżyła się Dama do pleców młodziana - Źle się czuję, Niuniuś!
Niuniuś nie zareagował. Mnie zatkało. Kakało!
Myśli galopada!
Wszak ten Niuniuś słodkim brzdącem był. Kiedyś.
Maleństwem, wymarzonym przez podległą instynktowi macierzyńskiemu rodzicielkę.
Nieświadomą, albo otumanioną niepamięcią o konsekwencjach poczęcia.
O tych osławionych kupach. pieluchach, gilach i kolkach.
O głośnych ze słodziakiem nocach i cichych dniach z mężem.
O wyplutym szpinaku, wyciu w sklepach z zabawkami, nudnych wywiadówkach, powtórkach z algebry.
O tych wszystkich "daj", "chcę" , "nie mogę" "później".
O osłabiających wiarę w zdolności rodzicielskie "nie", "nie" i: "nie, bo nie".
O drżeniach serca przy wszystkich Maleństwa wyjazdach, wylotach, wyprawach, wyzwaniach i zakochaniach.
O zszarpanych nerwach.
O wyrzutach sumienia z powodu własnej wściekłości. Na dziecko.
O chęci ucieczki, gdzie pieprz rośnie.
O łzach. I zranionym sercu.
Własnym i jego - Dziecka.
Ile nocy, ile dni, ile lat...!!!
Już
przy wylocie z parkingu carfurowego miałam konkluzję: natura po prostu
nabija nas w butelkę, czyniąc z młodego ssaka istotę tak przecudną i
doskonałą. Na początku.
Na zachętę.
Na zanętę.
Żeby nie można się było oprzeć!
Cudnemu Maleństwu!
Uch!!
Obejrzałam się i zobaczyłam, że Niuniuś otworzył swojej mamusi drzwi samochodu i pomógł jej wsiąść.
No, chociaż...!!!
4 komentarze:
No chociaż :-)
Ja już chyba się uodporniłam na wdzięki bobasów ;-)
A ja ciągle nie!
W ogóle rozczulają mnie różne małe stworzonka :)
Mnie też. Ale ludzkie najmniej :-D
Prześlij komentarz