Goło w sadzie i w duszy.
Nagle.
Ni stąd, ni zowąd.
Ni z gruszki, ni z pietruszki.
Wczoraj jeszcze było okej.
Jeszcze dziś rano.
Planowałam, że pójdę gdzieś, coś podepczę, pomaszeruję.
Pojadę i posłucham.
Coś ogarnę.
Posprzątam może.
Coś przemyślę, zaplanuję, ustalę.
Umówię.
No, i nagle, jak piorun w szczypiorek...
Dopadła mnie znowu.
Niby wiem, że to cholerne hormony harcują.
Ta wiedza mi pomaga, jak umarłemu aspiryna.
Zwijam się w kłębek na mojej brudnej kanapie (wymaga prania od dawna, i mi to wisi!)
Także brudna łazienka.
I kuchnia.
I kibel.
W cholerę z nimi!
Miśka przychodzi do mnie i wtula się w mój brzuch.
I tak leżymy.
Miśka ze mną, a ja z moją ku....ką depresją.
Użeram się z nią od dwudziestu lat prawie, a i tak potrafi mnie zaskoczyć, wyszczerzyć zęby i złapać za gardło.
3 komentarze:
Bido :-(
Zadzwoniła Cytrynka i trochę mi się poprawiło, a potem umyłam łazienkę!
Brawo :-*
Prześlij komentarz