środa, 6 czerwca 2018

Cudowne lata

Matka, lat 35











Kasia,Kasia, Kasiuleńka,
Kasię bocian przyniósł mi...

To powyższe, to wolna moja interpretacja. 
Nie pamiętam dokładnie tej piosenki, którą niejaki Stach Matysiak skomponował  po narodzinach swojej córki.
Matysiaków słuchaliśmy co tydzień, w sobotę wieczorem. 
Był rok 1960, zatem miałam sześć lat, a perypetie sercowe Stacha i Wisi zajmowały mnie bardzo, skoro piosenkę zapamiętałam.
Nigdzie nie znalazłam jej w sieci, żeby odtworzyć wiernie.
Rok później nazwałam swoją ulubioną lakę imieniem Kasia.
A dwadzieścia kilka lat później, wiadomo...

Dalej szło tak:

Za dwadzieścia lat,
może mniej, może więcej, 
zobaczy Cię świat
w balowej sukience!

Za dwadzieścia lat, 
za dwadzieścia majów,
serce powie Ci,
że już pokochało!

Te dwadzieścia lat, 
panno Katarzyno,
jakby z bicza trzasł,
przelecą, przepłyną...

Ach, pamiętam balową sukienkę sąsiadki Bożenki!
Sterczała na szerokich halkach i była w grochy!
Bożenka szła na bal maturalny! 

Dwadzieścia lat później był rok 1980 i inne sukienki balowe, o ile w ogóle były jakieś bale!
Ale już przeczuwałam naszą dziewczynkę z niebieskimi oczami!

No, i masz! 
Córeczka się urodziła, zakochała, zaliczyła też jakiś bal, choć nie w sukience na halkach!

Za następne trzydzieści lat  będzie w moim wieku.
I taka mi się fraza  narzuca:

Te trzydzieści lat
Pani Katarzyno, 
jakby z bicza trzasł...



Przelecą.
Przepłyną.
Więc rozglądaj się pilnie, Córeczko. 
Co złapiesz po drodze, to Twoje! 

Całusów 122!!!