środa, 14 grudnia 2022

Co kto lubi

Śnieg spadł wcale nie w święta.

Spadł, kiedy chciał. 

Śnieg  jest wolnym duchem.

A wolność ja lubię ogromnie.

Lubię śnieg.

Lubię, gdy pada. 

Gdy pada cichutko, lekko, jakby piórka ze skrzydeł aniołów sfruwały na ziemię. Usypiająco.

Gdy wali wielkimi  płatami, trochę rozgniewany.

Lubię, gdy tańczą w powietrzu małe gwiazdki. Nie mogą się zdecydować, czy wolą wirować z wiatrem, czy położyć się i skrzyć.

Pamiętam taki wieczór lutowy. 

Był rok 1991, odwiedziłam Hamburg, będący  wtedy Wielkim Światem. Wracałam z dyskontu ALDI, o którym w dalekiej Polsce tylko się słyszało. Latarnie świeciły żółtym światłem. W tym świetle płatki śniegu wyglądały magicznie, bajkowo. Tak się też czułam.  Jak Gerda u Królowej Śniegu.

Lubię, gdy śnieg skrzypi pod nogami.

Lubię wydeptywać świeże ślady w białym puchu.

Lubię, gdy spada mi z gałęzi za kołnierz.

Uwielbiam, gdy wielkimi czapami leży na świerkach i jodłach.

Cieszę się, że zasłania wszystkie brzydoty, psie kupy, zgniłe liście, suche badyle. Ozdabia białą koronką balustrady, siatki parkanów, odrapane z farby poręcze balkonów.


Wiem, że niektórzy nie lubią śniegu. 

Nienawidzą!

Gospodarze domów, zwani drzewiej dozorcami. Bo muszą wstawać skoro świt i walczyć z mokrym, ciężkim badziewiem.

Kierowcy, bo ślisko na drogach osiemnastej kolejności piaskowania.

Piesi, łamiący nogi na oblodzonych chodnikach. A z nimi chirurdzy ortopedzi. I pielęgniarki na SOR-ach.

Ptaki, bo chowa im się jedzenie.

Z tego samego powodu - zwierzyna leśna.

Właściciele domów z podjazdem do odśnieżania.

Moja Córka - bo śnieg jest zimny i mokry.

Janek też nie lubił śniegu, bo nanosił się do domu na butach i potem pełno było błocka i piasku. Janek nienawidził piachu na podłodze.

 

Cóż, co kto lubi...

 

A śnieg i tak pada, kiedy chce.
 

środa, 30 listopada 2022

Rzutem na taśmę...

 ...wpis listopadowy.


Zaczął się Adwent.

Dziś imieniny Andrzeja. Andrzejki.

Nigdy nie wiedziałam,  kiedy się wróży. Było i tak, i siak. 

Wszechwiedząca Wikipedia donosi,że:

"Andrzejki – wieczór wróżb odprawianych w nocy z 29 na 30 listopada, w wigilię świętego Andrzeja, patrona Szkocji, Grecji i Rosji.

W Szkocji obchodzony 30 listopada dzień świętego Andrzeja jest świętem narodowym"

Oraz:

Andrzejki wywodzą się z pogańskiego święta. Ślady jego obchodów znajdują się w starożytnych tekstach, opisujących greckie święto związane z imieniem Andreas oraz ze słowami „andros” i „anes”, które łączy się z kultem boga miłości, płodności, jasnowidzenia i wróżb.


I wszystko jasne. No, prawie.

W szkole zabawy. 

Lanie wosku. Przez klucz.

Czyja obierka jabłka najdłuższa, temu długie życie...

Buty z prawych nóg, który pierwszy przez próg!

Przepowiednia spod kubeczka..

W nocy pod poduszkę kartki z imionami chłopców. 

Kto mnie pokocha?


Miałam lat 18 i taki jeden Andrzej powiedział mi kiedyś, że mam uroczy nosek (serio!!!!)

No, i cóż, wyciągnęłam tę karteczkę spod poduszki, z imieniem Andrzej... (!!!)

Koleżanka Bożena pierwsza wystawiła swojego kapcia za próg. 

I się spełniło.

A przez klucz wylałam kiedyś kształt  Australii. Że niby pojadę...

Niedawno zaglądałam do starych listów od stryjka, co na Antypody dawnymi czasy go zaniosło. 

Oto, co napisał:

W wolnym tłumaczeniu, "góra z górą się nie zobaczy, ale ludzie i woda od czasu do czasu się zejdą"

A rok był 1970.

No, i wykrakał. 

Zobaczyłam się z kuzynką moją i jej rodziną 49 lat później.  

Na ulicy Próchnika Adama. 

Wzruszenia, opowieści, uściski, śmiech przez łzy. 

Jakby nie było tych prawie 50-ciu lat i czternastu  tysięcy kilometrów!!!

Potem, przy pożegnaniu, obejmowałyśmy się długo, a ktoś za moimi plecami powiedział: "jak siostry"...

No, i tak.

A pierwsza świeca adwentowa, to Świeca Nadziei.

Już czas, żeby ją zapalić.


 

poniedziałek, 31 października 2022

Śniegu już nigdy nie będzie

To nie przepowiednia. To tytuł filmu Małgorzaty Szumowskiej.

Film obejrzałam pozawczoraj na Canal+

Canalem podzielił się ze mną Syn, żebym miała co oglądać, bo nie mam już telewizora.

*

Tu będzie dygresja (bo lubię dygresje) - niejedna.

Kto dygresji nie lubi, może od razu przejść do akapitu "Koniec dygresji" - mniej czytania, i w ogóle mało do czytania  będzie.


A zatem:

- telewizora postanowiłam się jakiś czas temu pozbyć, bo stał tylko i się kurzył, a mnie wkurzał (ciekawe, jakie to podobne słowa są).

Jako osoba świadoma (no, może półświadoma) ekologicznie, nie chciałam wystawiać zacnego Philipsa przed śmietnik. Znalazłam w okolicy dwa punkty odbioru, oba wszak daleko od szlaków komunikacyjnych. Jeden z nich oferował odbiór z domu za 50 zł.

Skorzystałam zatem z niezawodnego OLX i już następnego dnia miły pan telewizor zabrał. Za darmo. Nic mu nie musiałam zapłacić za tę usługę. Ba! Zapytał, czy on jest mi coś winien!

Nie był.

 

Kto nie ma telewizora, nie płaci za jego "manie".

Na stronie Poczty Polskiej łatwo można dokonać "zmiany danych", rach - ciach i gotowe. 

A figa! 

Wszechmądry automat  usilnie informował mnie, że "niepoprawne imię, nazwisko lub numer PESEL"

Sprawdzałam i sprawdzałam. 

Po kilkunastu próbach  sama zwątpiłam w to, jak ja się właściwie nazywam.

Dział Obsługi Klienta pouczył  mnie, że mogę załatwić sprawę, w "najbliższej placówce pocztowej"

Cóż było robić. Jak powiedział Poeta, "cóż było robić? Paweł ani pisnął ".  Poszedł na pocztę, gdy czapkę nacisnął. 

 

Pani na mojej poczcie przemiła.

Bez zwłoki wstukała wszystkie potrzebne dane i upewniła się radośnie:

- Telewizor zarejestrowany na pana Andrzeja P.? 

*

Dygresja od dygresji - 

- dziesięć lat temu, po śmierci A. przerejestrowałam abonament na siebie, dostałam nowy numer identyfikacyjny klienta i nowy numer konta do wpłat.

Których to wpłat dokonywałam sumiennie i regularnie. 

*

Więc zacukałam się na tej poczcie.

Bo płaciłam za nie mój telewizor. A może mogłabym w ogóle nie  płacić? 

Miła pani, Alina miała na imię, się uśmiechnęła tylko.

Bez komentarza.

Teraz płacę tylko za radio. Siedem pięćdziesiąt.

*

Koniec dygresji 


"Śniegu już nigdy nie będzie"

Film nieoczywisty, jak sen. 

Trochę realu, trochę magii.

"Pochodzący ze wschodu Żenia zatrudnia się jako masażysta na luksusowym podmiejskim osiedlu. W niedługim czasie zostaje powiernikiem swoich klientów. "


Tyle napisać o tym filmie, to nic nie napisać.

Rzeczony Żenia faktycznie puka do wielu drzwi. 

W swoim codziennym image`u jest do bólu przyziemny, powiedziałabym: socrealistyczny.

Wystarczy, że Żenia zaczyna liczyć  "raz, dwa,  три, четыре, пять"...

To się kojarzy, nieprawdaż?

Śmiejcie się, śmiejcie, a  może sami z siebie się śmiejecie...

Bo Żenia pstryka palcami, o tak! PSTRYK! i już nie wiadomo, gdzie noc, gdzie świt...

Wszystkimi językami Żenia mówi, wszystko wie i wszystko widzi...

Magia i metafizyka. Sen i jawa, I zjawa. I bezsenność.

A potem PSTRYK! I znowu rzeczywistość skrzeczy.

Tu Rzym, tu Krym.

Tu bajka, tu światła gasną.


Kto lubi, żeby było po kolei, od A do Z, przez be i ce i de, żeby było normalnie i logicznie,  temu się ten film pewnie nie spodoba.

Ja też nie byłam pewna,  czy jestem na TAK.

Ale kiedy się skończył, został mi powidok. 

Jak po śnie, którego się nie pamięta dokładnie, ale chciałoby się przyśnić po raz kolejny.

*

Śnieg w końcu spadł, ale nie dam głowy, że był prawdziwy.


 


piątek, 30 września 2022

Kamishibai

 

Słowo, którego nie mogłam zapamiętać.

"Kamishibai (jap. 紙芝居 kami-shibai; kami – papier, shibai – teatr, przedstawienie, dramat, sztuka) – teatr ilustracji, teatr obrazkowy, dosłownie: papierowy teatr. Jest to tradycyjna japońska sztuka opowiadania historii za pomocą ilustracji wykonanych na kartonowych planszach, wsuwanych do małej, płaskiej, drewnianej, otwartej częściowo skrzynki, pełniącej rolę sceny/ekranu o nazwie butai (scena)"

 

Stałam się "opowiadaczem" z  kamishibai przez przypadek. 

Jedna pani drugiej pani...

Pewna seniorka ze stowarzyszenia AktywniPlus miała pomysł. Zrealizowała go dzięki zadaniu publicznemu pod nazwą  "Mikrogranty dla seniorów 2022",   finansowanemu ze środków Miasta Łodzi.

Kiedyś  mnie poznała.  

Kiedyś wysłuchała historyjki o pomponie, którą z pewnej nieoczekiwanej okazji napisałam.

No, to zadzwoniła i zaproponowała współpracę.

No, to się zgodziłam.

 

Zadanie pozornie proste. 

Pójść do dzieci  ze szkoły przyszpitalnej, opowiedzieć im historyjkę i zachęcić do malowania. 

Kiedyś to mój chleb powszedni. 

Luz, blues. A w niebie same dziury...

 

Szpital pełen korytarzy i zakrętów.  

Na twarzach maseczki. Gorąco. 

Na tablicach i szklanych drzwiach prowadzących na oddziały napisy, jak tytuły z ksiąg medycznych - chirurgia, urologia dziecięca i transplantologia,   ortopedia i traumatologia, kardiochirurgia...


Wiedziałam, że idę do szpitala, i że będą tam chore dzieci.

Przyszły.

Niektóre z rodzicami, niektóre z pielęgniarką.

Stanęłam przed nimi ze swoim teatrzykiem, a one patrzyły.

Pięcioletni Jasiek z workiem na mocz dyndajacym mu wokół kolan.

Oskar z porażeniem mózgowym.

Maciek z prawą ręką w gipsie.

Zuzia, o wielkich  smutnych oczach sarny, cienka, jak patyczek, z sondą przyczepioną do nosa.

Julka z wenflonem. Zosia nadpobudliwa.  Hubert autystyczny. 

Maks na wózku, z blizną na wygolonej głowie.

Mała Martynka. Duża Lena.

 

Stanęłam przed nimi i język mi się poplątał. Moje wszystkie pomysły  na poznawanie imion o kant... potłuc. 

Na co im pomoże moja historyjka o wesołym pomponie?

Ręce mi się trzęsły i głos. 


Wszyscy namalowali swoje obrazki!




Wychodzili uśmiechnięci.

Maciek ze złamaną ręką zapytał, czy przyjdziemy jutro. 

Lena przyszła kolejny raz nazajutrz, "bo chciała"

Matki dziękowały.


W środę już mi się nie trząsł głos.

Opowiedziałam historyjkę o piłce, którą baaaardzo dawno temu  wymyśliłam dla małego Mateusza. 

Maciek lewą ręka namalował mecz piłkarski!!!


 

Piłka cały czas w grze!

 


środa, 28 września 2022

Pamiętasz, była jesień...

 

No, i przyszła, i jest. 

Jesień, oczywiście.

Chodzę po parku i dookoła pałętają się piosenki.

Wiersze. 

Teksty.  

Moje i cudze.

I te kasztany, i te liście, co złociście...

 


Mimozy, chryzantemy, zwiędłe róże

.

"Jesienne róże szepczą cicho o rozstaniuJesienne róże mówią nam o pożegnaniu"


 

A tu jarzębina czerwona. 

 

"Jarzębino czerwona, biednemu sercu radź.." la, la, la...

 

 


"Ach ten dzień, w kolorze śliwkowym

berberysu i głogu ma smak."

 

Tak śpiewał nam Długosz Leszek, kiedy pierwsza nasza wspólna jesień rozpościerała się za oknami.


A ja:

Lato gorące i słodkie, 
jak konfitury z malin.
 
Słońce złotymi kroplami  
kapie w serca.  
 
Twoje ramiona pachną żywicą. 
Moje dłonie chłodne, jak zieleń. 
 
 Przez las, szumiący ocean, 
w żółtym wózku,  
jak w świetlistej kwadrydze 
toczymy nasze szczęście...  
 
A jutro, już będzie jesień.


No właśnie.

 



"W złotym słońcu złote włosy, w złotym słońcu złoty liść,
Kasztan się pod nogi toczy, jak tu dobrze z Tobą iść"



Kasztan pod nogi spadł.

Podniosłam.

Idę sama.

Kiedyś dostałam kasztan ciepły od Twojej dłoni...



środa, 31 sierpnia 2022

Patchwork

 

"Patchwork – metoda szycia, w której zszywa się małe kawałki materiału (o podobnych geometrycznie kształtach, np. patchwork z kawałków trójkątnych) w większą całość, tworząc nowy wzór. "

 

Patchwork  jest znany od dawna.

Powstał z istotnej przyczyny, jaką była konieczność maksymalnego przedłużania życia wszelkich okryć. 

 "Ze znoszonej odzieży wycinano dobre fragmenty i naszywano je na mocniejszą tkaninę, wziętą np. ze starego worka na mąkę. Takie ubrania były i trwalsze i cieplejsze dzięki dodatkowej warstwie materiału. "

Jednym słowem, zapobiegliwość, oszczędność i dodatkowa korzyść.

 "Niektóre takie praktyczne wyroby zawędrowały pod koniec XIX wieku do domów mieszczańskich, stanowiąc inspirację dla zapobiegliwych kobiet epoki wiktoriańskiej. Z niemodnych już sukien i kreacji balowych, z niepotrzebnych ubranek dziecięcych i strojów ślubnych wycinano cenne kawałki jedwabiu, brokatu i welwetu, wstążki i koronki. Po przyfastrygowaniu wybranych kawałków materiału do kanwy zszywano je ozdobnymi ściegami stosując ozdobne nici. Potem następowało właściwe zdobienie – naszywano guziki, kokardki, aplikacje, kwiaty z jedwabiu, koraliki i pióra. W ten sposób powstawały kapy, narzuty, bieżniki, poduszki, osłonki na imbryki do herbaty."

 

Powstawały dzieła sztuki. Oryginalne, niepowtarzalne. 

Sztuka użytkowa. Piękno i użyteczność.

Szycie patchworków kojarzy się głównie ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie sztukę tę doskonaliły kobiety, przygotowując wyprawy dla córek, kołderki dla dzieci, narzuty dla jubilatów, albo rękodzieła na aukcje charytatywne. 

 

Żeby powstał taki patchwork, potrzeba wielu składników.

Przede wszystkim tych pojedynczych elementów, wnoszonych przez twórców dzieła. Elementów niepowtarzalnych, jedynych w swoim rodzaju, bo stworzonych przez jedyną w swoim rodzaju osobę. Wybranych przez nią, uformowanych, przemyślanych, ozdobionych. Ale też, dopasowanych do pozostałych, współgrających, zgodnych ze sobą.

Potrzeba  cierpliwości, czasu, motywacji i prawdziwej chęci do pracy. 

Potrzeba akceptacji dla innych kawałków patchworku, przyzwolenia na ich inność, uznania ich indywidualności i jedynego w swoim rodzaju piękna.

W patchwork wplecione są opowieści snute przy jego zszywaniu, niepisane zasady, wspomnienia, anegdoty, czasem łzy, czasem pot ze znużonych dłoni. Różnorodne charaktery, które rozpoznaje się po rodzajach ściegów - mocne, zwięzłe, chwiejne, delikatne, precyzyjne, albo trochę szalone, rozchwiane, niedbałe, nierówno biegnące przed siebie. 

Jakie by nie były, spajają całość. Trzymają się razem.

Na koniec patchwork trzeba jeszcze uprać, uprasować, żeby już nie było wątpliwości, że  udało się ukończyć tę robotę, a potem już tylko patrzeć na wszystko z dumą i miłością.

Niektórzy mówią  o tym, "rodzina patchworkowa".





piątek, 19 sierpnia 2022

Najkrótsza pora roku

 

 

Lato.

Jak będzie lato.  

Jak się ociepli. 

Odłóżmy to do lata. 

Poczekajmy do lata. 

Jakby lato było wielkim, elastycznym workiem na wszelkie ważne, miłe i niezwykłe przyjemności.

 

Tymczasem zdaje  mi się, że lato to najkrótsza pora roku.

Chociaż już w maju bywa ciepło, przecież to jeszcze nie lato. 

 

Czerwiec upływa na kończeniu różnych spraw, podsumowaniach, ocenach, planowaniu, marzeniach.

Marzeniach o lecie.

 

Nareszcie wakacje. Nareszcie lipiec. Nareszcie leniwie.

Nie spieszmy się, nie biegnijmy, duuużo czasu przed nami, całe lato!

Lato, lato, lato czeka!

 Brzęczą ule, brzęczy trawa,

 wszystko bzyka.

Nawet lipy rozbzykały się

jak skrzypce.

Aż słoneczko rozśmieszyła 

ta muzyka 

i na ścieżce pod lipami

tańczy z Lipcem

Dni troszkę się skracają, ale ciągle widno do późna.  Noce gorące, na niebie dalekie rozbłyski letnich burz.

Dzieci na koloniach.

Harcerze na obozach.

Celebryci na plażach...


Aż tu nagle!... 

Sierpień! 

Serio? Już żniwa? Pola w rżyskach? 

Rocznica Powstania, Święto Armii, świętej Marii, Marii zielnej...

Koniec, koniec wakacji już pędzi! 

Na łeb, na szyję.

 

A miałam w sukienkach chodzić, w spódnicy zwiewnej, sandałkach srebrzyście połyskujących. 

Ciągle czekają, na nie wiadomo jaką okazję, a ja dalej w szortach i w crocsach. I w adidasach.

Tymczasem kasztany zaraz zaczną spadać, na polach żółte wiechcie nawłoci, co to nimi jesień się zaczyna... 

Dzikie róże chwalą się pękatymi owocami, rozdeptane mirabelki pachną dżemem, jarzębiny przybrane w czerwone korale.

Kiedy to lato minęło?

I co roku to samo.

Człowiek przed latem i po lecie głupi... 


sobota, 13 sierpnia 2022

Genetyka

 


 

Prapradziadek Szczepan mieszkał w czworakach. Pracował dla dziedzica, na dziedzicowych polach i w dziedzicowych stajniach. Pradziadka Janka uczył miłości do koni i do ludzi.

Pradziadek Janek, od pracy przy koniach i na roli, miał silne ramiona, uczciwe serce, a głowę zanurzoną w opowieściach, baśniach i  legendach. W łódzkiej fabryce włókienniczej bielił bele bawełnianego płótna. Czytał Kraszewskiego i Bunscha. 

Dziadek Andrzej  wygrywał konkursy matematyczne, sam nauczył się grać na flecie, znał się na geometrii różniczkowej i fascynowały go figury Eschera. Kochał góry. Tytuł jego pracy doktorskiej brzmiał: "Twierdzenie o stabilności dla foliacji z osobliwościami".

 

Ojciec skończył dwa fakultety.  Czytał Dostojewskiego w oryginale, a na informatyce zna się jak mało kto. Odpoczywa, chodząc z plecakiem po beskidzkich szlakach.

 

On, mój Wnuczek, ma 12 lat. Niecałe. 

Mówi wczoraj do mnie:

- Wiesz, ja często myślę po angielsku. A jak przekładam w głowie na polski, to nie brzmi tak dobrze...

Kostkę Rubika układa w 30 sekund. Ciągle ćwiczy, żeby być szybszym.

Zapytał, ile flag państwowych rozpoznam.  Powiedziałam, że może z pięć. On nazwał wszystkie 193. A może 195, sama nie wiem. Mnie się udało z ośmioma.

Na obozie sportowym zdobył statuetkę za trzecie miejsce w rankingu na najlepszego piłkarza turnusu.

Angielskie filmy ogląda w oryginale.

Przytula mnie i mówi "nie martw się", gdy jestem smutna. Mówi, że moja zupa ogórkowa jest najlepsza na świecie.

Rapuje na dowolny temat.

Nosi różowe okulary.

A po najwyższej trasie w parku linowym chodzi prawie, jak po chodniku.

Pojutrze wybiera się z ojcem w rajd po górskich schroniskach.

**************************************************

I wiecie co?

Bardzo, bardzo żałuję, że nie przekonam się, jaki będzie mój prawnuk!


niedziela, 31 lipca 2022

Statystycznie

 

Różne miłe Osoby zadają mi pytania.

Jak się czuję? Jak się mam? Co u mnie? 

Odpowiadam najczęściej: okej, w porządku, jak zwykle, nic nowego, bez zmian. 

Najczęściej. Statystycznie w normie. 

Wszyscy zadowoleni. Ja też.

Czasami. Przedwczoraj. Albo w czwartek -

Maszerowałam z kijami. 

Objawy niedocukrzenia rozpoznaję szybko, czasami mi  się zdarzają, dlatego zawsze  noszę przy sobie  cukierki.

"Wymienione objawy hipoglikemii pochodzą od układu autonomicznego współczulnego; są one wynikiem działania adrenaliny. Przy niskim poziomie cukru we krwi zwiększa się wydzielanie tego hormonu, bo jego zadaniem jest ostrzeganie organizmu o niebezpieczeństwie

  • głód (szczególnie na słodycze),
  • wzmożone pocenie się, tzw. zimny pot (bez przyczyny, w czasie odpoczynku, snu itp.),
  • drżenie rąk i nóg,
  • nogi „jak z waty”,
  • niepokój,
  • pobudzenie,
  • bladość skóry,
  • kołatanie serca (tachykardia)."

Mam większość z powyższych. O bladości skóry nie wiem. Spocona jestem i tak, bo zawsze jestem spocona, gdy szybko maszeruję.

Zjadam krówkę. Powinno zaraz minąć. 

Powinno. Nie mija.

Stoję przed przejściem dla pieszych. Nogi mi się trzęsą, zastanawiam się, czy dam radę przejść, zanim światło się zmieni na czerwone. O podbiegnięciu nie ma mowy. Idę, uważnie stawiając stopy jedna przed drugą. Nie mogę się potknąć na środku jezdni.

Przeszłam.

Ponieważ nic nie mija, witam się z następną porcją adrenaliny.

"Podczas napadu paniki współczulny układ nerwowy pobudza nadnercza do uwolnienia dużej ilości adrenaliny. Jej nadmiar może w bardzo krótkim czasie spowodować następujące symptomy fizyczne (tzw. objawy somatyczne): 

  • kołatanie serca
  • pocenie się;
  • drżenie;
  • brak tchu;
  • uczucie duszenia się;
  • ból lub dyskomfort w klatce piersiowej
  • nudności i bóle brzucha
  • zawroty głowy
  • mrowienie;
  • dreszcze lub uderzenia gorąca."

Uderzenie gorąca, owszem. Zawroty głowy, mrowienie dłoni, brak tchu...  

Dodajmy jeszcze natrętne myśli, zalew myśli, galopada, myśli.

Dlaczego nie mija?

A jeśli się przewrócę? Zemdleję? 

Złamię sobie coś? Walnę się w głowę?

Siadam na ławce. Tropię kolejne objawy. 

Czy mi się ciemno robi w oczach?  Czy serce mnie boli? W uszach bardziej szumi?

Ludzie umierają wszędzie. Nie tylko w łóżkach, szpitalach, wypadkach drogowych.

Umierają też w sklepach, na spacerach, u fryzjera...

Na szczęście mam przy sobie dokument z nazwiskiem. W telefonie numery do bliskich...

 

Wszystkie te  myśli zajmują  mi tyle czasu, że poziom cukru powoli się stabilizuje. Wstaję. Stoję. Idę. Powoli, ale idę. 

Żyję.


No więc, tak. 

Statystycznie, jest najczęściej OK. 


 

sobota, 30 lipca 2022

Gdzie one są?


Nie wiem.

Nie wiem, gdzie są wszystkie moje posty, które wymyśliłam.

Może raczej, które "się wymyśliły".

Zdania, frazy, teksty, pojawiają się, jak zjawy w starym zamku o północy. Chociaż dzieje się to oczywiście w środku dnia białego.  Mój mózg uruchamia jakieś szlaki, po których przechadzają się słowa. Wystarczy, że zaczynam iść w rytmie "prawa, lewa".

Dorota Kotas podobno wymyśliła swoją pierwszą książkę w czasie medytacji na jodze. Tak napisała w "Cukrach". Wymyślała, zapamiętywała i zapisywała po powrocie do domu.

Szczęściara z dobrą pamięcią. 

(Się właśnie zastanowiłam, czy dobra pamięć, to zawsze szczęście ?)

Moje słowa, słowa, słowa ulatują, rozwiewają się jak babie lato, albo dmuchawce. Zostają pozawieszane na gałęziach, wśród dojrzewających jarzębin i mirabelek.

Więc, jeżeli zastanawiacie się, dlaczego nie piszę tu i gdzie te posty - to już wiadomo. Wietrzą się w koronach drzew.

poniedziałek, 27 czerwca 2022

Do czego zobowiązuje kultura

 

Rano w ulubionym sklepie na C.

Zachciało mi się truskawek.

Przy stoisku trzy osoby, Pani z Mężem, Mąż od Pani  i Pani Sama.

Jacyś wzburzeni wszyscy. 

- Do nikogo nie można mieć zaufania!- wzburzała się Pani z  Mężem do Pani Samej, która przytakiwała, jakby lękliwie.

- Zgadza się! - zawtórował donośnie Pan od Żony - Nikomu, od samej góry do dołu!

Zaczęłam wybierać truskawki do swojego woreczka.

- No, i znowu to samo!- zakrzyknęła na ten widok Pani nieSama. 

Na podstawie jej wzburzenia wywnioskowałam, że poprzedni wątek rozmowy dotyczył, podważających zaufanie do ludzi odszczepieńców, wybierających truskawki na podstawie ich wygładu.

- Wybiera pani te ładniejsze, a te mniejsze zostaną! I inni mają kupić te gorsze po tej samej cenie? Po to szufelka jest, żeby szufelką nabierać, jak leci, a nie wybierać...!

- Może sklep obniży cenę, albo po prostu nikt ich nie kupi. Nie ma przepisu, że nie wolno wybierać większych..- broniłam się.

- To nie chodzi o przepisy, tylko o kulturę!  Dorosła kobieta, dojrzała, aż się dziwię..!

Cóż. Zważyłam swoje 30 dekagramów wybranych truskawek, pozostawiając Panią z Mężem i jej Męża w zdziwieniu oraz oburzeniu.

Pani Sama obok mnie cichutko nakładała szufelką truskawki do foliówki, ale jakoś tak niemrawo. 

Kiedy odjechałam kawałek wózkiem, obejrzałam się. Państwo Oburzeni oddalali się. Bez truskawek. 

Pani Sama wróciła cichaczem do stoiska. PO CO?

 

Nie uważam się za mało kulturalną. 

Posądzenie mnie  o to,  było przykre. Zajmowało mi myśli. Właściwe riposty i odpowiednie refleksje zawsze nawiedzają mnie z opóźnieniem. 

Czy zwracanie głośnych uwag obcym osobom i zarzucanie im braku kultury, jest aby kulturalne?

Jednak już sama nie wiem.

Wszak słyszałam dostatecznie często, że dziewczynki "się tak nie zachowują".

A kobiety coś tam "powinny", i w ogóle "kulturalny człowiek powinien wiedzieć"

Dzięki temu, grzeczne, kulturalne dziewczynki, które wiedzą co i jak, "idą do nieba".

 

Niegrzeczne  mają tylko ładne truskawki.


wtorek, 10 maja 2022

Uważność

 

- Czy Pani gra na fortepianie, Hrabino?

- Nie wiem, nigdy nie próbowałam.


Otóż.

Próbujemy niektórych rzeczy, bez świadomości, że właśnie TO robimy.


Uważność zawsze była mi bliska. 

Jak moje piegi na nosie, które widuję, gdy przyglądam się sobie w lustrze BEZ okularów. Kto jest krótkowidzem, wie o czym mowa. 

Fizyka oczywiście tłumaczy to bardzo prosto, ale dla mnie to trochę jak magiczna broń. Jedna z MOCY:)


Mały Książę mówił, że dobrze widzi się tylko sercem.

A Mickiewicz, wiadomo:  „Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko” 


Ja: dobrze widzi się z bliska, bez szkiełka okularów.

Kiedy oglądam coś z bliska, wszystko inne znika z pola widzenia.


Szczególnie dobrze uprawia mi się uważność na moich kijowych spacerach. 

Głównie uważna jestem na florę. 


I widzę właśnie, że rumiane pączki jabłoni przekształciły się już w białe jedwabie płatków.

Jabłoń rajska mami jeszcze piękniej, pomalowana na karminowo, jakby ze wstydu za wrobienie Ewy w wiadomy grzech (swoją drogą, nie wiem, dlaczego te nikczemnie małe i kwaśne  jabłuszka miałyby skusić kogokolwiek)


Dzika róża przystroiła się w żywo zielone, mięsiste listki, jakby chciała być elegancka bardzo, gdy pojawią się jej cudownie pachnące sukieneczki kwiatów.

Na Fajnej Łące jeszcze nic szczególnie fajnego nie wyrosło, poza licznymi i wszędzie tak samo fajnymi mleczami.


Fauna reprezentowana jest licznie przez ptactwo.

Kaczki krzyżówki, których kaczory mają piękne, opalizujące główki, kaczki czernice, gołębie przeróżne, mewy szybujące nisko nad zielonkawą wodą, wyglądające w locie, jak dwa przecinki rysowane przez dzieci.

W gęstym sitowiu wypatruję łyskę ze stadkiem pierzastych młodych łysiątek.


Liczne kopce ziemi na trawnikach wskazują na obecność jegomościów w czarnych fraczkach.

Homo sapiens występuje głównie pod postacią damską. obarczoną potomstwem płci wszelakiej.

Panowie pomykają na rowerach.


Idę zatem i jestem uważna.

Wiatr chłodzi mój prawy policzek.

Z nieodległej wieży kościelnej dobiega dźwięk dzwonów.

Czuję mulistą woń stawu.

Bluzka przykleja  mi się do spoconych pleców.


Przypomina mi się inny maj.

Gnębiona przez liczne somatyczne objawy, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie co mi jest właściwie, pełna złych przeczuć i myśli, czekałam na przystanku na tramwaj.  Wracałam z kolejnych badań.

Chodniki parowały po niedawnym deszczu, wydzielając charakterystyczny zapach mokrego piachu i betonu.




Zatrzymałam wzrok na zielonych liściach krzewu, na każdym skrzyła się w słońcu kropla wody.

"Jeszcze żyję - pomyślałam wtedy - teraz jest właśnie ta chwila, w której żyję. Jest piękna"


Od tamtego maja minęło ponad dwadzieścia lat.


"Mindfulness "to stan świadomości będący wynikiem intencjonalnego i nieoceniającego kierowania uwagi na to, czego doświadczamy w chwili obecnej".

 Czyżbym robiła coś, o czym nie wiem, że to potrafię.


W każdym razie wciąż jestem obecna.

sobota, 7 maja 2022

Od maja do maja

 

 

Taki to miesiąc szczególny, taki ważny, taki nasycony wspomnieniami, obrazami, tyle emocji niósł zawsze, że trudno prawie je znieść.

Te święta czerwono-białe, zapach narcyzów, konwalii, deszcze płatków z tawuły, Wyścigi Pokoju, matury, Dni Matek Wszystkich, imieniny liczne, śluby wbrew przesądom.

Tulipany na straganach. 

Pochody.

Coraz bliżej wakacje. Coraz bliżej akacje.

Te dni majowe, gdy  jeszcze nie znałam Najważniejszych Osób w moim życiu.

I te, w których już poznałam szczęście.

Te motyle w brzuchu, długie wieczory, nocne taksówki, kolor zielony wszędzie...

 

Gdy słyszę pytania;

-czy to jest miłość?

-po czym poznać, że kocham?

-skąd mam wiedzieć, że  to właśnie ten? albo ta?

  ...to sama nie wiem, co sobie odpowiedzieć.

 

Zakochałam się, gdy trwał maj.

Nie wiem, skąd o tym wiedziałam. 

Gdy zwierzyłam się w pracy koleżance Teresce z tego faktu, oczekiwałam, że przyjmie to z entuzjazmem. Bo Tereska była entuzjastycznie nastawiona do życia. 

Ale ona spojrzała na mnie z troską i rezerwą.

Gdy powiedziałam A., że "chyba go kocham" - przestraszył się!

Mama usiłowała mnie zniechęcić.

 

Ale dlaczego, dlaczego??

No, właśnie. 

Może po tym można poznać, że to miłość prawdziwa?

 

“Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje. Biblia 1 List do Koryntian 

Ale nie jest tam napisane, że też trudna jest i bywa chimeryczna. 
Że czasem boli. 
A po drugiej stronie ma złość i żal. I rozczarowania. I smutek.

Nie można się jej pozbyć, odwrócić plecami, odejść i zapomnieć - bo faktycznie nigdy nie ustaje. 

W maju płaczę często.
Wszystkie jabłonie, wszystkie tulipany, wszystkie wieczory wonne, wszystkie wczesne poranki przypominają mi o cieple czyichś ust...

Znowu jest maj, Miły.

środa, 27 kwietnia 2022

Czyj to nos?

 

Córka nie lubi bajek. 

No, chyba że są MOJE:)

Zatem proszę bardzo, sprawdzam! 

Stara, ale jara bajeczka o Nosie. 

Przy okazji: czyj to NOS?


BAJKA O NOSIE.

Za górami, za lasami ...

Tak zaczynają się bajki. 

Ale to, o czym jest ta bajeczka dzieje się znacznie bliżej, tuż, tuż. Ta bajeczka opowiada bowiem o...nosie.

Nos był najpierw noseczkiem. 

Nic o sobie nie wiedział. Jedyne, co robił, to wdychał miłe, chłodne powietrze. 

Potem zaczął się uczyć różnych innych czynności.

Najpierw poznał zapachy. 

Słodkiego mleka, kwiatów konwalii, jabłek, dymu z komina, mokrej sierści psa...

Zapachy bywały miłe i nieprzyjemne. Od nieprzyjemnych skóra na nosku marszczyła się śmiesznie. Wtedy okazało się, że można zrobić coś... takiego...! a...psik! co nazywa się kichaniem.

Najbardziej nieprzyjemny był katar. 

Usadawiał się w nosie i nie chciał się wyprowadzić. Nos musiał mocno i często dmuchać, czasem aż czerwieniał z wysiłku.

Czerwieniał też od zimna i od gorąca - to nie było miłe uczucie.

Pewnego dnia nos odkrył, że jest...jeden. 

Każde oko miało parę, były dwie ręce, dwie nogi, dwa policzki, dwa ucha, nie mówiąc już o zębach i włosach, których było bez liku! Nos nie wiedział, czy się cieszyć czy martwić? Nie miał pary!

Jeszcze trochę później doszedł do wniosku, że nie jest zbyt atrakcyjny. 

Jakiś taki dziurawy, trochę garbaty, często zaczerwieniony...

Przez to zastanawianie się nad swoimi wadami robił się coraz smutniejszy. Często mówili o nim, że jest „spuszczony na kwintę” albo, że ma w sobie „muchy”. Było tak do czasu, aż... spotkał się „nos w nos” z innym, perkatym, piegowatym noskiem.

„Ach, jaki jesteś piękny!” powiedziały sobie równocześnie. „Jaki inny niż ja!”

Dopiero po chwili zrozumiały o co chodzi i zaczęły się śmiać tak okropnie, że aż się usmarkały. 

To oczywiście rozbawiło je jeszcze bardziej...

Od tego czasu nos myślał o sobie :

"Jestem garbatym, porządnym nosem. 

Jedynym w swoim rodzaju. 

Lubię swoje dwie dziurki. 

Lubię wąchać, kichać i oddychać zimnym powietrzem, które mnie maluje na czerwono. 

Lubię spotykać inne nosy i podziwiać ich różnorodność. 

I cieszę się, ze nie ma nas dwóch takich samych...”

 

A to ci Nochal!