środa, 27 kwietnia 2022

Czyj to nos?

 

Córka nie lubi bajek. 

No, chyba że są MOJE:)

Zatem proszę bardzo, sprawdzam! 

Stara, ale jara bajeczka o Nosie. 

Przy okazji: czyj to NOS?


BAJKA O NOSIE.

Za górami, za lasami ...

Tak zaczynają się bajki. 

Ale to, o czym jest ta bajeczka dzieje się znacznie bliżej, tuż, tuż. Ta bajeczka opowiada bowiem o...nosie.

Nos był najpierw noseczkiem. 

Nic o sobie nie wiedział. Jedyne, co robił, to wdychał miłe, chłodne powietrze. 

Potem zaczął się uczyć różnych innych czynności.

Najpierw poznał zapachy. 

Słodkiego mleka, kwiatów konwalii, jabłek, dymu z komina, mokrej sierści psa...

Zapachy bywały miłe i nieprzyjemne. Od nieprzyjemnych skóra na nosku marszczyła się śmiesznie. Wtedy okazało się, że można zrobić coś... takiego...! a...psik! co nazywa się kichaniem.

Najbardziej nieprzyjemny był katar. 

Usadawiał się w nosie i nie chciał się wyprowadzić. Nos musiał mocno i często dmuchać, czasem aż czerwieniał z wysiłku.

Czerwieniał też od zimna i od gorąca - to nie było miłe uczucie.

Pewnego dnia nos odkrył, że jest...jeden. 

Każde oko miało parę, były dwie ręce, dwie nogi, dwa policzki, dwa ucha, nie mówiąc już o zębach i włosach, których było bez liku! Nos nie wiedział, czy się cieszyć czy martwić? Nie miał pary!

Jeszcze trochę później doszedł do wniosku, że nie jest zbyt atrakcyjny. 

Jakiś taki dziurawy, trochę garbaty, często zaczerwieniony...

Przez to zastanawianie się nad swoimi wadami robił się coraz smutniejszy. Często mówili o nim, że jest „spuszczony na kwintę” albo, że ma w sobie „muchy”. Było tak do czasu, aż... spotkał się „nos w nos” z innym, perkatym, piegowatym noskiem.

„Ach, jaki jesteś piękny!” powiedziały sobie równocześnie. „Jaki inny niż ja!”

Dopiero po chwili zrozumiały o co chodzi i zaczęły się śmiać tak okropnie, że aż się usmarkały. 

To oczywiście rozbawiło je jeszcze bardziej...

Od tego czasu nos myślał o sobie :

"Jestem garbatym, porządnym nosem. 

Jedynym w swoim rodzaju. 

Lubię swoje dwie dziurki. 

Lubię wąchać, kichać i oddychać zimnym powietrzem, które mnie maluje na czerwono. 

Lubię spotykać inne nosy i podziwiać ich różnorodność. 

I cieszę się, ze nie ma nas dwóch takich samych...”

 

A to ci Nochal!

 

wtorek, 26 kwietnia 2022

O, duchu ów!

Moja energia plasowała się dziś w rejonach stanów najniższych.

Pełzała  gdzieś w zakamarkach, prawie niewidoczna.

Ani ciało, ani duch, ani psyche nie miały ochoty się podnieść. 

Grawitacja księżycowa.

 

Napisała K.- "Idę na spacer" 

Tu przydałoby się dużo wykrzykników. Takich:!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

K. nie  chadzała na SPACERY!

 

"Coś się kończy, coś zaczyna" - powiedział Pompon, w napisanej przeze mnie niedawno bajeczce.

W przyrodzie musi być równowaga.

 

Moja uśpiona ambicja uniosła głowę i pokazała gest Kozakiewicza mojej gnuśności.

Pokonałam opór duszy, ciała i Koty, która domagała się jedzenia (Kota zawsze, gdy wstaję z miejsca, jest przekonana, że idę jej dać jeść).

Ubrałam się w com tam miała, rezygnując z poszukiwania strojów "adekwatnych" - i tak pomaszerowałam z kijami, odziana w fioletowe rajstopy, pasiaste skarpetki błękitne, wystające  z brudnych trzewików trekingowych i tak zwany kurtkopłaszcz (wytwór wyobraźni Córki).

Po ośmiuset metrach moja energia  przybrała na wadze.

Zaczęłam kijowy mindfulness.

Wdech, wydech, lewa, prawa, krok za krokiem.

Idę, idę, idę. Idę, bo żyję, żyję bo idę. Nie muszę leżeć, nie muszę siedzieć. Stać też nie muszę. 

 

Na zakręcie powitał mnie wielki baner.

 

 

 

Życie, jak wiadomo, pełne jest paradoksów i niespodzianek.

 

 

 

 

 

 

Mój duch się wyraźnie ożywił.

 

W trakcie drugiego kilometra zadzwoniła A.

- Nie podzieliłabyś się swoją bajeczką z szerszym kręgiem? 

Ale, że ja? No, nie wiem... Może? Ale, jak? No, nie wiem...

- To ty się zastanów, a ja popytam i może dowiem się, jak.


- Eee...- pomyślałam wątpiąco ( i mało błyskotliwie).

Wtedy przypomniało mi się, co jeszcze powiedział Pompon:

"niektóre rzeczy są niemożliwe, a niektóre możliwe".

 

Dla kogo ja właściwie napisałam tę bajeczkę?


 

czwartek, 21 kwietnia 2022

Takiego wspaniałego Syna urodziłam...




Dziś jest ten dzień właśnie. 

Ten dzień, w którym trochę już dawno temu, urodziłam Syna.

Którego...

od pierwszych moich łez radości,

od pierwszego jego krzyku,

przez wszystkie karmienia,

pierwsze kroki,

pierwsze wypowiedziane "r",

pierwsze zęby wyrwane,

wietrzne ospy,

przez wszystkie pasje, zachwyty, wariactwa, podróże, przyjaźnie i miłości,

przez lęki - jak na przykład ten przed motylami i wiatrem,


przez niepokoje i niepewności,

przez egzaminy maturalne i magisterskie,

przez wyjazdy i powroty,

aż do do teraz, gdy taki wielki, gotuje dla mnie spaghetti ze szpinakiem,

gdy mówi mi, że mu zazdroszczą takiej mamy, 

i gdy kupuje mi, tak sobie bez okazji, nowy laptop,

aż do dzisiaj,  gdy razem świętujemy jego urodziny 

kocham tak mocno, jak tylko potrafię.


Szczęścia, Synku!

 

piątek, 8 kwietnia 2022

Wiosna, pani B!

 

Znowu jest.

Już z miesiąc temu błysnęła mi w oczy żółtym dziobem kosa. 

Potem wiąz za moim oknem  uwolnił czerwonawe kwiatki.

Następnie krzaki forsycji zamieniły się w puchate, wielkie kurczaki.

Malutkie pączki tawuły wystrzeliły na zielono w ciągu jednej nocy, jak  miniaturowe bomby.

Znajome bielutkie przebiśniegi przekwitły, ustępując miejsca niebieskim przylaszczkom.

Lada szelest, jak mawia ulubiona Dyrekcja, rozpanoszą się magnolie i tarniny. 

I jabłonki, i czereśnie, i śliwy, i grusze.

Już prawie, hiacynty i szafirki. 

Potem delikatne narcyzy,  jak wiotkie panienki.

Tulipany w dzbany.

Żonkile za chwilę.

No i te, konwalie. Na Dzień  Matki...

*** 

Przy wigilijnym opłatku kiedyś, składaliśmy sobie życzenia, "i obyśmy się w tym samym składzie za rok spotkali".

A potem pustych  miejsc przy stole coraz więcej...


Od kilku lat, odurzona zapachem bzów, jaśminów i czeremchy, witając się z czerwcową akacją myślę: "ach, chcę  dożyć do następnej wiosny"!

Dożyć wiosny, to jak zobaczyć Neapol. Wiosną!


Po wiośnie już tylko lato...