piątek, 3 maja 2019

Do domu

Podobno wszędzie dobrze, a w domu najlepiej.
A dom Twój  tam, gdzie... Twój kot.

Syn i Mała M. zostali więc z Kotem Piernikiem na ulicy Cinca, w mieszkaniu z wykuszem.
Oni odzyskali swoje wygodne łóżko, a Kot Piernik święty spokój.

My wyruszyliśmy w drogę powrotną.
W pociągu wiozącym nas na lotnisko El-Prat graliśmy znowu, tym razem w dwadzieścia pytań. 
Kategoria : zawód.
Wnuk wymyślił.
Nie zgadłam, chociaż wykorzystałam wszystkie pytania, a może nawet więcej. I wspomagał mnie myśleniem Mądry Zięć
Odpowiedź brzmiała: komornik.
Niezbadana jest zawartość szarych komórek Wnuka! 

Niosąc i ciągnąc swoje bagaże długim korytarzem od pociągu do hali odlotów terminala pierwszego, dywagowaliśmy na temat rozmieszczenia  naszych miejsc w samolocie. 
Kto z kim, gdzie...
Córka wolałaby z brzegu, mnie wszytko jedno, na szczęście nie przy oknie.
- Może ktoś spokojny będzie tym razem obok - wyraziła  nadzieję, wspominając  wrzeszczącego Michasia i jego rozćwierkaną i wiercącą się wte i wewte mamę.
- Oby - przytaknęłam.
Mama Michasia, choć w gruncie rzeczy sympatyczna, robiła tyleż samo zamieszania, co jej synek. 
Huśtała, podnosiła, karmiła, poiła, chodziła po wodę do stewardes, szukała czegoś pod fotelami, w bagażach, prowadzała Michasia po pokładzie, zabawiała pokazywaniem detali różnych i usiłowała zagłuszyć jego marudzenie swoim nieustającym gruchaniem do niego.

Port Lotniczy Barcelona jest duży, wielopoziomowy.
Jest drugim co do wielkości lotniskiem Hiszpanii.
Obsługuje loty do wszystkich prawie krajów świata.



Nowy terminal 1 zaprojektowany przez Ricardo Bofilla został zainaugurowany w dniu 16 czerwca 2009. Jest to piąty co do wielkości tego typu obiekt na świecie, i ma powierzchnię 548.000 m², a rampa samolotowa 600.000 m².
Jego wyposażenie obejmuje:
  • 258 stanowisk odpraw
  • 60 rękawów
  • 15 karuzeli bagażowych (jedna z nowej karuzeli odpowiada 4 karuzelom w starym terminalu)
Mieliśmy sporo czasu, wędrowaliśmy przez rozległe hale, a to szukając automatów z batonikami, a to odpowiedniej wody.
Przysiedliśmy sobie na jednej z wielu ławek.
Aż tu nagle...

- Dzień dobry!- usłyszałam zza pleców. 

W rzeczy samej!
Na tym gigantycznym lotnisku, odprawiającym codziennie do Polski jakiś samolot (może nawet niejeden), na lotnisku z  dziesiątkami, a może i setkami ławek, wśród setek (a może i tysięcy) pasażerów, spotykamy się, siadamy na ławkach ustawionych plecami do siebie, my i Michałek oraz jego, sympatyczna  skądinąd mama wraz z towarzyszącym im milczącym tatą.

Świat jest mały? 
Mniejszy niż się wydaje.

Kiedy okazało się, że Państwo z Michałkiem mają miejsca w tym samym rzędzie, co my  Córka  zamieniła się ze mną  pośpiesznie.

Miałam więcej szczęścia.
Pora była późna,  Michałek po kilkunastu minutach migrowania z kolan na kolana, zrzucania na podłogę różnych akcesoriów i krótkiego popłakiwania, zasnął.

Spał do końca podróży. Szczęściarz.
Też bym lubiła zasnąć i przespać resztę.
Nie zasnęłam
Przecierpiałam wszystkie turbulencje.
Zaciskałam dłonie na oparciu fotela i przyrzekałam sobie w duchu, że jak przeżyję, to więcej nie polecę. 

Przy lądowaniu odważyłam się rzucić okiem za okno.
Pod nami rozpościerała się nocna Warszawa.
Jak gigantyczna choinka z łańcuchami świateł albo migocząca na granatowo - czarnym aksamicie luksusowa biżuteria.
Piękna!

Może jednak jeszcze kiedyś polecę.
Na razie rozpieszczam Miśkę, bo gdzie kot Twój, tam serce Twoje...


czwartek, 2 maja 2019

Świętowanie



Pascua en Barcelona

Najważniejszym dniem Wielkanocy jest w Hiszpanii Wielki Piątek.
Rozczarowaliśmy się srodze, planując "wpadnięcie" do kilku sklepów przed wyjazdem do Sitges.
W Wielki Piątek handel zamiera (prawie, bo pracują oczywiście Pakistańczycy w swoich sklepikach, które trochę przypominają nasza Żabki)

W Wielki Piątek chodzą też procesje, w czasie których noszone są wielkie platformy z ołtarzami i figurami świętych.


W Sitges procesja szła również, niestety wyruszała dopiero o 22.00 i tylko Zięć miał siłę na podziwianie jej. 

Sobota okazała się dniem bardzo zwyczajnym, żadnych święconek ani koszyczków. 
Żadnego święcenia pokarmów. 
Żadnych pisanek.
Jeżeli chodzi o jajka, to królują wielkie czekoladowe jaja przystrojone w kolorowy celofan. Są różnej wielkości i można je kupić za 40, 60 albo i więcej euro.




W niedzielę handel i gastronomia pracowały pełną parą.
Weszłam do kościoła św. Bartłomieja i św. Tekli (Iglesia de San Bartolomé y Santa Tecla), właśnie zaczynała się msza.
Było trochę ludzi, ale trudno mówić o tłumach. W każdej ławce siedziały po trzy, cztery osoby.
Szukałam Grobu  Pańskiego. 
Przyzwyczajona do bogato zdobionych i wymyślnych czasem Grobów w kościołach w Polsce, ledwo go znalazłam.
Ascetyczna figura Chrystusa spoczywała w oszklonej trumnie, bez kwiatów, bez świec, bez dramaturgii.

Nasza Wielkanoc  sprowadziła się do jajek czekoladowych i mazurków, które przezornie wysłałam wcześniej z Polski.
Jajka na twardo celebrował głównie Wnuk.

Poniedziałek nie jest świętem obchodzonym w całej Hiszpanii.
W Katalonii obchodzi się Mona de Pascua.
Dzień świątecznego ciasta, przystrojonego kolorowo w czekoladowe figurki, piórka i inne ozdóbki. 
Figurki, to owszem, jajeczka i kurczaki, ale też postacie z bajek, bohaterowie Disneya, oraz ulubieni piłkarze i piłkarskie akcesoria.


 
Cena zależy od wielkości i wagi: 20, 30, 40 ale i 60 euro.
Dzieci dostają je w prezencie. Taki nasz "zajączek" 
Dyngusa oczywiście brak!

 
El Dia de Sant Jordi

Dzień Świętego Jerzego, patrona Katalonii.

"Legenda głosi, że przerażający smok terroryzował mieszkańców małego katalońskiego miasteczka Montblanc. Smok pożerał wszystkie zwierzęta, aż nie zostało w mieście już ani jedno. Aby uspokoić smok, mieszkańcy zdecydowali się poświęcać jedną osobę dziennie. Osobę tę wybierano poprzez wyciąganie losów. Nieszczęśnik, którego imię znalazło się na losie zostawał ofiarowany smokowi. Pewnego dnia wylosowano imię córki króla. W momencie, kiedy smok był już gotowy, by połknąć księżniczkę, odważny rycerz przybył i zabił zwierzę. Tym odważnym rycerzem był właśnie Święty Jerzy. W miejscu, gdzie rozlała się smocza krew wyrósł krzew różany. Z tego właśnie krzewu św. Jerzy zerwał czerwoną różę i wręczył ją księżniczce."

W związku z powyższym Katalończycy obchodzą w tym dniu swoje Walentynki, czyli  Dia de los Amantes.
Mężczyźni wręczają swoim ukochanym różę.
Kobiety kupują mężczyznom książki, bo od pewnego czasu jest to również święto książek.
Trzy w jednym.

Róże są wszędzie, kolorowe, żywe, cukrowe, plastikowe, malowane, pojedyncze, w bukietach, przypinane do ubrań.
Książki są głównie na Ramblach.




Najlepszy z Zięciów zdecydował się ,z okazji swoich urodzin w tym dniu, na kulinarny eksperyment.
Zaszliśmy do  La Boqueri, największego bazaru Barcelony i na stoisku z owocami morza zakupił ostrygę oraz jeżowca.

 
- Daj spróbować - powiedział Syn, wskazując na stwora z kolcami.
Nie wiedział, co mówi.

Cisza po konsumpcji trochę trwała.

- Jak bym był odkrywcą i szukał jadalnych stworzeń, to uznałbym to za truciznę! Smakuje jak muł z dna morza! - orzekł wreszcie.
Na szczęście zatrzymał zawartość w żołądku.

Zięć nie wypowiadał się aż tak kategorycznie, ale nie sądzę, żeby polubił jeżowce!

Hiszpanie lubią świętować.
W tym roku w kalendarzu Katalonia ma zaznaczonych 14 dodatkowych dni wolnych od pracy.

"Fiesta, sjesta i mañana" - baw się, odpoczywaj, a co masz zrobić dzisiaj, można przełożyć na jutro.
Święto, to święto. Jest dla wszystkich. 


Hasta mañana!
 

środa, 1 maja 2019

Co kto lubi



Kiedy kilka miesięcy temu spytałam Wnuka o marzenia, odpowiedział: "polecieć jeszcze  samolotem i obejrzeć mecz na Camp Nou"
Proście, a będzie wam dane...

Na wieść o biletach na mecz Barcelona - Real Sociedad, Wnuk oszalał z radości.

Mecz miał się odbyć w sobotę, o godzinie 21.00
W Wielką Sobotę.
 
Radości Wnuka  nie przyćmiła ani konieczność długiej podroży ze Sitges do Barcelony, z przesiadką, z przerwą na karmienie Kota Piernika, ani perspektywa przedzierania się przez tłum kibiców przy wejściu, ani deszcz (no, deszczyk), ani zimno, ani przeczekiwanie rozgrzewki zawodników...


Grali ci, których znał z ekranu i  ze zdjęć na kartach  FIFA: Messi, Alba, Rakitic, Coutinho, Suárez, a w bramce Marc-André ter Stegen.

Było wszystko, jak trzeba.
Hymny, skandowanie, machanie szalikami, trąbienie, śpiewy i  zdzieranie gardeł.
Wnuk kibicował. 
Zięć fotografował i nagrywał.
Piłkarze zdobywali gole.

Barcelona wygrała 2:1!
Wynik dobrze obstawiła Mała M. 


Barça!
Barça!

Barça! 


Pozostałe przyjemności Wnuka (w kolejności niezamierzonej) :
- lody Magnum
- wielki ekran telewizora w Sitges
- skakanie przez fale
- sucha bagietka 
- jajka na twardo
- cukier w saszetkach,  podkradany ze spodków z kawą od Mamy
- sprzęty do wspinania na placach zabaw (wszelkie)
- patatas bravas (im pikantniejszy sos, tym lepiej) 
- robienie głupich min do zdjęć
- robienie zdjęć innym, gdy mają głupie miny
- mówienie po hiszpańsku "do widzenia", czyli "adios" lub "dziękuję"  - "gracias" 
- śpiewanie pod prysznicem




Dzieci znajdują dla siebie dużo  powodów do radości.

Przyjemności Córki:
- kawa
- kawa 
- kawa
- batoniki z Mercadony


Przyjemności Zięcia:
- wszystko!!!



Moje przyjemności:
- patrzenie na nich pięcioro - zaśmiewających się z czegoś,  oglądających The Good Doctor, walczących z wiatrem, oblizujących palce po tapas...

" To nasze dzieło, Kochanie" szepczę w duchu do A.

I pękam z dumy.