środa, 21 lipca 2021

Kot jest dziki, kot jest zły, kot ma bardzo ostre kły! I pazury.

 

Kot był chory. Właściwie, to kotka.

Kot w łóżeczku nie leżał. Wolał  pościel pańci, na którą się całkiem fajnie rzyga. 

Oraz co innego wydala.

Pan doktor nie przyszedł, bo nie ma tak dobrze. Żeby do kota pan doktor przychodził. Albo do Kotki.

Kota za frak i do lecznicy. (A właściwie kotkę.)

Nie pomogły kły ani pazury.  

 

Kotka płakała cała drogę w autobusie. Wszyscy się gapili.

Potem dali jej dużo zastrzyków w dupkę. Wrednej pańci udało się złapać kota (Kotę!) za każdym pięciokrotnym razem. I zawlec do wstrętnego miejsca, gdzie śmierdziało innymi zwierzakami, innymi ludźmi i paskudnymi lekarstwami.

 

Niestety, podstępna doktor(owa) zajrzała w kocie zęby i wydała wyrok: do renowacji.

Kotka się nie zna na słowach. Nie zajarzyła, o co chodzi.


Jednokrotną jazdę na badanie krwi przeżyła zadziwiająco znośnie, za co dostała w nagrodę dobre śniadanko.

Brzuch wyzdrowiał i można się było odprężyć. 

Pojeść. Popić.  Poprzeciągać się. Powylegiwać na słońcu. 

Pogłaskać dać się. Ostatecznie.

 

Aż tu nagle...

Zdrada! Zdrada! I to na czczo! 

Czternaście godzin bez jedzenia. 

Dwie godziny nie wiadomo gdzie.

Do wieczora w starym, cudzym, ciasnym więzieniu.

Dalej nie jeść. Choć obiecali!!!!

Na dodatek znowu kłucie!! Dwa razy znowu schwytana wbrew woli.

 



Mądrość z poradnika:
"Stres u kota zdarza się dość często, bo to zwierzęta o bardzo wrażliwej psychice"

Oraz:
"Kot wystawiony na stałe działanie jednego z czynników stresujących, jest bezustannie w stanie gotowości, a jego ciało stale stymulowane hormonalnie. W takiej sytuacji organizm bez fazy relaksacji szybko przechodzi w stan wyczerpania, co prowadzi bezpośrednio do choroby, a czasem nawet śmierci"

 

Właśnie!!!

Kawałek organizmu Koty przeszedł w stan wyczerpania.

Ten kawałek, który służy do konsumpcji, przyswajania i tak dalej.

"I tak dalej" zostawiane  w różnych miejscach, o różnych porach i w różnych ilościach.

 

- Hm! - zafrasowała się pani doktor Magda - To może być spowodowane stresem. Dam pani takie tabletki na poprawę pracy jelit...

Dała (sprzedała) trzy TABLETY, każda wielkości pięciozłotówki.

- Można je dzielić - pocieszyła mnie.

Dzięki ci Panie za twe drobne łaski!

 

 TU mógłby nastąpić  tekst o sposobach podawania kotu tabletki.


Podaną do pyszczka-wypluła.

Zmieszaną z ulubioną pastą - ominęła z daleka.

Rozsmarowaną tęże pastę na łapce - strząsnęła  (a właściwie strząsała, biegając po mieszkaniu

Posmarowaną wokół pyszczka - wytarła w narzutę sofy i Pańci bluzeczkę

Kuleczkę mięsną z "niespodzianką", dołożoną do mniamuśnego jedzonka - ominęła

Przed koktajlem ze śmietanki i tableteczki - uciekła. 

 

Cóż, posiadanie kota wymaga twórczego myślenia. 

Leczenie postępuje, choć czasem nie wiadomo, śmiać się czy płakać

.

Albo będzie dobrze,
Albo będzie źle,
Piłka jest okrągła,
A bramki są dwie...

 

 


sobota, 3 lipca 2021

Nie wiem nic


 - Nic nie piszesz! - powiedziała Córka, gdy pochylałam się nad szwem rękawa pustynnej sukienki, co ją też nazywają kameez.

- Nie mam o czym - odrzekłam, pilnując szwu.

- O szyciu! -  podsunął Nibymąż. Adekwatnie.

Córka mogłaby zrymować "o życiu", ale nie zrymowała.

- O szyciu już było. 

O życiu też. Ciągle jest o życiu.

Było też zresztą o  "nieżyciu". I  "nibyżyciu".

Może o życiu po życiu?

Co w żadnym razie nie oznacza życia po śmierci.

Każdy doświadczył życia po życiu. 

Życia po stracie. 

Po rozstaniu.

Po zmianie. 

Ostanie półtora roku w pandemii też jest życiem po życiu. 

 

Rok temu nastąpiła zmiana w moim świecie, po tej stronie Europy.

Teraz kolejna - od środy adres Carrer Cinca 6 w Barcelonie już nieaktualny. Nowego na razie brak.

Syn przy okazji cotygodniowego naszego skypowania mówił zwykle: "No, i tyle mamusia, nic się u nas nie dzieje"

Teraz się dzieje. 

A to dzianie różne, wzorki takie niekoniecznie barwne, czasem oczko się zgubi...

W głowie kłębią się myśli o tym przyszłym, nieznanym jeszcze.


"Co było to było co może być jest
A będzie to co będzie..."

 

Szukam  równowagi w swoich kijkach. 

To rytmiczne tuk, tuk, tuk o chodnik uspokaja.

Wczoraj już było, o jutrze nic nie wiadomo. 

Jest przedwieczorna cisza lipcowego dnia. 

Zatapiam się w niej, i w zapachu lip. W słodkiej woni dzikich róż. 

Pszczoły brzęczą wokół drzew. Po chodniku skacze kawka.

Wysokie malwy rzucają długie cienie. 

Lubię malwy.

 

Myśli kłębią się dalej.

Przy przekraczaniu granic oglądamy się za siebie. 

Z tęsknotą. Z żalem. Z obawą.

Że już nigdy... Że nie wróci... Że szkoda.

Że tylko wspomnienia.

W pamięci obrazy, zapachy. Fragmenty rozmów. Radość początku.

Ach, jak się cieszyliśmy! Razem.  

I już minęło... Było, było, było!

 

Wtedy właśnie mija mnie wyjący ambulans.

Samochody rozsuwają się na boki, jak  dwa strumienie wody.

Ambulans pędzi, miga niebieskim światłem.

To moje od dawna  memento.

Ambulans.


"Gonimy za szczęściem sięgamy do gwiazd
Na gwałt świat chcemy zmieniać
Lecz to najważniejsze, co żyje gdzieś w nas"

 

Kupiłam pół kilo czereśni i wróciłam do domu na mecz.

Cóż - pomyślałam filozoficznie - całe szczęście, że umiem zszywać brzegi i łapać spuszczone oczka...




P.S. Hiszpania wygrała. O włos, ale jednak...!