sobota, 3 lipca 2021

Nie wiem nic


 - Nic nie piszesz! - powiedziała Córka, gdy pochylałam się nad szwem rękawa pustynnej sukienki, co ją też nazywają kameez.

- Nie mam o czym - odrzekłam, pilnując szwu.

- O szyciu! -  podsunął Nibymąż. Adekwatnie.

Córka mogłaby zrymować "o życiu", ale nie zrymowała.

- O szyciu już było. 

O życiu też. Ciągle jest o życiu.

Było też zresztą o  "nieżyciu". I  "nibyżyciu".

Może o życiu po życiu?

Co w żadnym razie nie oznacza życia po śmierci.

Każdy doświadczył życia po życiu. 

Życia po stracie. 

Po rozstaniu.

Po zmianie. 

Ostanie półtora roku w pandemii też jest życiem po życiu. 

 

Rok temu nastąpiła zmiana w moim świecie, po tej stronie Europy.

Teraz kolejna - od środy adres Carrer Cinca 6 w Barcelonie już nieaktualny. Nowego na razie brak.

Syn przy okazji cotygodniowego naszego skypowania mówił zwykle: "No, i tyle mamusia, nic się u nas nie dzieje"

Teraz się dzieje. 

A to dzianie różne, wzorki takie niekoniecznie barwne, czasem oczko się zgubi...

W głowie kłębią się myśli o tym przyszłym, nieznanym jeszcze.


"Co było to było co może być jest
A będzie to co będzie..."

 

Szukam  równowagi w swoich kijkach. 

To rytmiczne tuk, tuk, tuk o chodnik uspokaja.

Wczoraj już było, o jutrze nic nie wiadomo. 

Jest przedwieczorna cisza lipcowego dnia. 

Zatapiam się w niej, i w zapachu lip. W słodkiej woni dzikich róż. 

Pszczoły brzęczą wokół drzew. Po chodniku skacze kawka.

Wysokie malwy rzucają długie cienie. 

Lubię malwy.

 

Myśli kłębią się dalej.

Przy przekraczaniu granic oglądamy się za siebie. 

Z tęsknotą. Z żalem. Z obawą.

Że już nigdy... Że nie wróci... Że szkoda.

Że tylko wspomnienia.

W pamięci obrazy, zapachy. Fragmenty rozmów. Radość początku.

Ach, jak się cieszyliśmy! Razem.  

I już minęło... Było, było, było!

 

Wtedy właśnie mija mnie wyjący ambulans.

Samochody rozsuwają się na boki, jak  dwa strumienie wody.

Ambulans pędzi, miga niebieskim światłem.

To moje od dawna  memento.

Ambulans.


"Gonimy za szczęściem sięgamy do gwiazd
Na gwałt świat chcemy zmieniać
Lecz to najważniejsze, co żyje gdzieś w nas"

 

Kupiłam pół kilo czereśni i wróciłam do domu na mecz.

Cóż - pomyślałam filozoficznie - całe szczęście, że umiem zszywać brzegi i łapać spuszczone oczka...




P.S. Hiszpania wygrała. O włos, ale jednak...!

11 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Za zmianami nie przepadam (myślałby kto 😉), ale czasem one niosą dobre.

mamuśka pisze...

Na pewno zawsze jest inaczej niż było.
I trzeba na nowo oswajać.

PAPROCH pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
PAPROCH pisze...

Tak. Czasem to ekscytujące.

mamuśka pisze...

Owszem, staram się to tak oglądać

ppmu_travel pisze...

Dzień dobry, czy byłaby możliwość skontaktowania się z Panią prywatnie? :) Z góry dziękuje za odpowiedź.

mamuśka pisze...

Dzień dobry. A coś więcej? W jakim celu? I z kim rozmawiam?

ppmu_travel pisze...

Oczywiście, mam kilka pytań dotyczących tego wpisu: https://opowiescirucoli.blogspot.com/2011/06/nasza-pani-basia-kochana.html
Jeśli chodzi o to z kim Pani rozmawia to dokładnie tak jak w nazwie znajdzie nas pani w social mediach. Pokrótce jesteśmy grupka przyjaciół, którzy odwiedzają zapomniane i opuszczone miejsca.

mamuśka pisze...

Mogę podać adres mailowy

ppmu_travel pisze...

Będziemy wdzięczni:)

mamuśka pisze...

basiapiat@gmail.com