sobota, 31 sierpnia 2019

Chodzą parami

Tak mówi przysłowie.
Pieprzone nieszczęścia!

Dlaczego?
Jakieś teorie gier są na ten temat. 

Ja myślę, że to chodzi o zapach, zapach strachu i słabości.
Nieszczęścia, są jak głodne psy.
Jeszcze tylko jedno potknięcie, jeszcze jeden nieostrożny ruch i już leżysz i zwijasz się z bólu. 
Boli kręgosłup albo dusza.

I boisz się dalej, jeszcze bardziej. I bardziej.

Dramatycznie?
Tak, bo życie jest dramatyczne. 
A happy endy, to tylko w komediach.

Moje zaklęcie, że "wszystko będzie dobrze", wymaga gwałtownej reanimacji.

sobota, 3 sierpnia 2019

Słowa mają moc




- Powiedz mi jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Więc?
- Kocham cię w słońcu. 
I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie, 
i na koncercie.
W bzach i w brzozach, 
i w malinach, 
i w klonach.
I gdy śpisz. 
I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. 
Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso. 
Dzisiaj. Wczoraj. 
I jutro. 
Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata...
- A latem jak mnie kochasz?
- Jak treść lata.
- A jesienią, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.

Konstanty Ildefons Gałczyński

 
 
Słowa mają moc! 
Słowo daję, tak! - jak mawiał Tom Cullen w Bastionie Stephena Kinga. 
Tom Cullen nie był bardzo mądry i nie znał za wiele słów, ale te najważniejsze owszem. 
Dzięki tym ważnym słowom, Tom wytyczał proste ścieżki dla życia. Swojego i innych.

Ci, co znają dużo słów, mówią:
- Po co pytasz..?
- Przecież to wiadomo...
- Już ci to mówiłem...
- No tak, ja też..
- Nie słowa są ważne...

SŁOWA

WAŻNE!

Tak! Słowo daję!
 

czwartek, 1 sierpnia 2019

Warszawskie Dzieci

Podchorąży  Jerzy P., ps. Gryf, rocznik 1923


Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,
Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!
Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,
Gdy padnie rozkaz Twój, poniesiem wrogom gniew!

Powstanie Warszawskie wybuchło 75 lat temu.
Oglądam stare zdjęcia. Są czarno-białe i nieruchome. Zamazane.
Ale przecież wtedy, 75 lat temu, chwilę po zrobieniu każdego z nich, życie toczyło się dalej.
Dwie dziewczyny siedzące pod murem, w bluzach  od munduru moro, jedna z białym kubkiem na kolanach. Obie mają ułożone włosy, zaczesane, spięte.
Ktoś uchwycił moment, gdy przysiadły na chwilę? Przyniosły meldunki? Zaraz wyruszą dalej?  Może tylko siedzą i gadają.
Albo mały chłopiec w za dużej, wojskowej czapce i z granatem zatkniętym za pasek. Jak miał   na imię? Kto go kochał? Zostawił w domu ulubionego psa?
Co się stało z kobietami, które przebiegają przez ulicę? Dobiegły do domu? Czy dosięgnęła je kula?
Czy te cztery harcerki z biało-czerwonymi opaskami na rękawach  mundurków przeżyły wojnę? Jedna ma takie same kitki, jakie ja nosiłam w jej wieku.

Ze wspomnień mojej Teściowej:
"Wczesną wiosną w 1944 r. wyjechaliśmy do Warszawy, Warszawa miała być bezpieczniejsza.(...)
Spotkałam się tu z Jurkiem (...), należał juz wtedy do AK (...) to spotkanie z Jurkiem było ostatnie w Warszawie. W sierpniu wybuchło powstanie. Jurek walczył na Starówce. Przeszedł kanałami do Śródmieścia""
"Powstanie trwało. Od nas widać było pożary, dochodziły odgłosy strzelaniny, czasem zupełnie bliskie. W takich sytuacjach lokowaliśmy się przy  ścianie pod oknem. To miejsce wydawało się najbezpieczniejsze. Po strzelaninie, z otwartej przestrzeni, wraz z drugim mężczyzną, wyniósł Ojciec rannego chłopca. Gdy raz szłam pod płotem, przeleciały mi koło uszu kule."
"Przyszedł dzień tragiczny. Przez okno widzieliśmy, jak Niemcy wchodzą do domów przed nami (...) Nie wiadomo było, co będzie z nami. Polecili na ustaloną godzinę zebrać się w określonym miejscu. I poszliśmy. Kolumna szła do obozu przejściowego."
"Bardzo źle się szło wąską miedzą. Wózek, w którym była Inka prowadziło się jednym bokiem. Ela niosła duże pudełko po marmoladzie, pełne ciastek. Kiedy je upiekłam?"

I to już nie są żadne domniemania ani przypuszczenia. Te przeżycia dotyczyły bliskich i znanych mi osób.

Jurek, brat mojej Teściowej, podchorąży Gryf, przeżył powstanie i wojnę. 
Przeżyły szczęśliwie obie małe dziewczynki, które potem zostały moimi szwagierkami.

Wielu nie przeżyło. 

16 tys. osób - według szacunków tylu powstańców straciło życie w walkach o stolicę.
Rannych zostało 25 tys., w tym 6,5 tys. ciężko rannych.
150-180 tys. - szacunkowo tyle ofiar cywilnych pochłonęło powstanie