czwartek, 2 maja 2019

Świętowanie



Pascua en Barcelona

Najważniejszym dniem Wielkanocy jest w Hiszpanii Wielki Piątek.
Rozczarowaliśmy się srodze, planując "wpadnięcie" do kilku sklepów przed wyjazdem do Sitges.
W Wielki Piątek handel zamiera (prawie, bo pracują oczywiście Pakistańczycy w swoich sklepikach, które trochę przypominają nasza Żabki)

W Wielki Piątek chodzą też procesje, w czasie których noszone są wielkie platformy z ołtarzami i figurami świętych.


W Sitges procesja szła również, niestety wyruszała dopiero o 22.00 i tylko Zięć miał siłę na podziwianie jej. 

Sobota okazała się dniem bardzo zwyczajnym, żadnych święconek ani koszyczków. 
Żadnego święcenia pokarmów. 
Żadnych pisanek.
Jeżeli chodzi o jajka, to królują wielkie czekoladowe jaja przystrojone w kolorowy celofan. Są różnej wielkości i można je kupić za 40, 60 albo i więcej euro.




W niedzielę handel i gastronomia pracowały pełną parą.
Weszłam do kościoła św. Bartłomieja i św. Tekli (Iglesia de San Bartolomé y Santa Tecla), właśnie zaczynała się msza.
Było trochę ludzi, ale trudno mówić o tłumach. W każdej ławce siedziały po trzy, cztery osoby.
Szukałam Grobu  Pańskiego. 
Przyzwyczajona do bogato zdobionych i wymyślnych czasem Grobów w kościołach w Polsce, ledwo go znalazłam.
Ascetyczna figura Chrystusa spoczywała w oszklonej trumnie, bez kwiatów, bez świec, bez dramaturgii.

Nasza Wielkanoc  sprowadziła się do jajek czekoladowych i mazurków, które przezornie wysłałam wcześniej z Polski.
Jajka na twardo celebrował głównie Wnuk.

Poniedziałek nie jest świętem obchodzonym w całej Hiszpanii.
W Katalonii obchodzi się Mona de Pascua.
Dzień świątecznego ciasta, przystrojonego kolorowo w czekoladowe figurki, piórka i inne ozdóbki. 
Figurki, to owszem, jajeczka i kurczaki, ale też postacie z bajek, bohaterowie Disneya, oraz ulubieni piłkarze i piłkarskie akcesoria.


 
Cena zależy od wielkości i wagi: 20, 30, 40 ale i 60 euro.
Dzieci dostają je w prezencie. Taki nasz "zajączek" 
Dyngusa oczywiście brak!

 
El Dia de Sant Jordi

Dzień Świętego Jerzego, patrona Katalonii.

"Legenda głosi, że przerażający smok terroryzował mieszkańców małego katalońskiego miasteczka Montblanc. Smok pożerał wszystkie zwierzęta, aż nie zostało w mieście już ani jedno. Aby uspokoić smok, mieszkańcy zdecydowali się poświęcać jedną osobę dziennie. Osobę tę wybierano poprzez wyciąganie losów. Nieszczęśnik, którego imię znalazło się na losie zostawał ofiarowany smokowi. Pewnego dnia wylosowano imię córki króla. W momencie, kiedy smok był już gotowy, by połknąć księżniczkę, odważny rycerz przybył i zabił zwierzę. Tym odważnym rycerzem był właśnie Święty Jerzy. W miejscu, gdzie rozlała się smocza krew wyrósł krzew różany. Z tego właśnie krzewu św. Jerzy zerwał czerwoną różę i wręczył ją księżniczce."

W związku z powyższym Katalończycy obchodzą w tym dniu swoje Walentynki, czyli  Dia de los Amantes.
Mężczyźni wręczają swoim ukochanym różę.
Kobiety kupują mężczyznom książki, bo od pewnego czasu jest to również święto książek.
Trzy w jednym.

Róże są wszędzie, kolorowe, żywe, cukrowe, plastikowe, malowane, pojedyncze, w bukietach, przypinane do ubrań.
Książki są głównie na Ramblach.




Najlepszy z Zięciów zdecydował się ,z okazji swoich urodzin w tym dniu, na kulinarny eksperyment.
Zaszliśmy do  La Boqueri, największego bazaru Barcelony i na stoisku z owocami morza zakupił ostrygę oraz jeżowca.

 
- Daj spróbować - powiedział Syn, wskazując na stwora z kolcami.
Nie wiedział, co mówi.

Cisza po konsumpcji trochę trwała.

- Jak bym był odkrywcą i szukał jadalnych stworzeń, to uznałbym to za truciznę! Smakuje jak muł z dna morza! - orzekł wreszcie.
Na szczęście zatrzymał zawartość w żołądku.

Zięć nie wypowiadał się aż tak kategorycznie, ale nie sądzę, żeby polubił jeżowce!

Hiszpanie lubią świętować.
W tym roku w kalendarzu Katalonia ma zaznaczonych 14 dodatkowych dni wolnych od pracy.

"Fiesta, sjesta i mañana" - baw się, odpoczywaj, a co masz zrobić dzisiaj, można przełożyć na jutro.
Święto, to święto. Jest dla wszystkich. 


Hasta mañana!
 

Brak komentarzy: