sobota, 25 czerwca 2016

Polska!!! Biało - Czerwoni!!!

Nigdy nie  rozumiałam fenomenu kibicowania.
Te emocje! Te wrzaski! Wymachiwanie szalikami.
Wywuzele! Czapki kibica. Malowane twarze.  
Barwy wojenne.
Walka! Walka!
O centymetry, o sekundy, ułamki sekund, pół koła, pióro wiosła.
O jeden kiks więcej, o jedną pomyłkę przeciwnika, o jeden łut szczęścia!
No, naprawdę! Dla mnie prawie wszyscy są tak samo dobrzy.
Na dodatek, zawsze przecież ktoś przegrywa.
Kiedyś, pewien Piotruś, oświadczył mi, że nienawidzi wuefu.
Grywał w piłkę, szybko biegał i był bardzo sprawny.
Niechętnie przyznał wreszcie, że nie lubi wygrywać w wyścigach i innych rywalizacjach, bo... żal mu przegranych!!!
Otóż to! Mnie też żal przegranych. 
Smutni tacy, głowy spuszczone, ramiona przygarbione. 
Odchodzą z euforią radości za plecami. Brawa nie dla nich.
A jednak, a jednak!!!!
Syndrom Patriotycznego Kibica dotknął i mnie!
Nasmażyłam dziś  zacnego popcornu. 
Kotu obiecałam, że wrócę za trzy godziny.
Przybrana w kawałek barw narodowych, pomaszerowałam do kochanej B.
Piłyśmy piwo z dzbana, jadłyśmy popcorn i czereśnie oraz oddawałyśmy się produkcji adrenaliny.
- No, nie, nie, nie mogę na to patrzeć! - krzyczałam ja.
- Won spod naszej bramki! - krzyczała Kochana B.
I jeszcze:
- Dalej chłopcy, dalej! 
- Bierz tę piłkę! 
- Strzelaj Kuba, strzelaj!
- Jeeeeeseeeest!!!!!!
- Buuuuuuu!
- No, faul był kurde!!! 
- Rożny. Znowu rożny??
- A pamiętasz, jak Dejna strzelał rożne?
- No jak nie, jak tak!
- A Lubański gole.
- Nooo! A Gorgonia pamiętasz? Fryzurę miał piękną...
- Tomaszewski też!
Tu nastąpiła miła wymiana wspomnień z czasów młodości oraz świetności polskiej piłki nożnej. Okazało się, że nazwisk pamiętamy dużo, co obie nas zdziwiło, bo deklarowałyśmy od początku, że żadne z nas kibicki.
W międzyczasie doszło do dogrywki i historycznych już karnych. 
Wynik nas (oraz "miliony kibiców w kraju i za granicą") usatysfakcjonował, toteż wrzeszczałyśmy jak opętane, razem z resztą osiedla.
Jednakowoż, fenomenu kibicowania nadal nie rozumiem.
Bo co ja z tego mam, oprócz zdartego gardła?
P.S.
Kot miał pretensje, że się spóźniłam. Meczu nie oglądał.




poniedziałek, 6 czerwca 2016

Żegnaj koteczko.

Odeszła do Krainy Wiecznych Łowów.
Taka myśl mi się podoba.
Taka myśl, że znowu miękka, puszysta i zwinna poluje na motyle i promienie słońca.
Moja mała koteczka Kicia.
Była wierna i wdzięczna za wszystko.
Witała mnie zawsze w progu.
Sypiała na moim karku.
Mruczała natychmiast, kiedy tylko dotykałam jej futerka.
Mościła się ciepłą kuleczką na moich kolanach.
Lubiła mleko  i wylizywała wszystkie kubeczki po jogurtach.
Była zawsze wszędzie tam, gdzie ja.
Tęskniła za mną, gdy wyjeżdżałam.
Ja za nią też tęskniłam. 
Gdy wracałam, nie mogłyśmy się sobą nacieszyć. 
Zostały mi tylko fotografie i wspomnienia.