wtorek, 13 listopada 2018

W listopadzie goło w sadzie


Goło w sadzie i w duszy. 
Nagle.
Ni stąd, ni zowąd.
Ni z gruszki, ni z pietruszki.

Wczoraj jeszcze było okej. 
Jeszcze dziś rano.  
Planowałam, że  pójdę gdzieś, coś podepczę, pomaszeruję.
Pojadę i posłucham.

Coś ogarnę.
Posprzątam może.

Coś przemyślę, zaplanuję, ustalę.
Umówię.

No, i nagle, jak piorun w szczypiorek...
Dopadła mnie znowu.

Niby wiem, że to cholerne hormony harcują.
Ta wiedza mi pomaga, jak umarłemu aspiryna.

Zwijam się w kłębek na mojej brudnej kanapie (wymaga prania od dawna, i mi to wisi!)
Także brudna łazienka. 
I kuchnia. 
I kibel. 
W cholerę z nimi!

Miśka przychodzi do mnie i wtula się w mój brzuch.
I tak leżymy.
Miśka ze mną, a ja z moją ku....ką depresją.

Użeram się z nią od dwudziestu lat prawie, a i tak potrafi mnie zaskoczyć, wyszczerzyć zęby i złapać  za gardło.

3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Bido :-(

mamuśka pisze...

Zadzwoniła Cytrynka i trochę mi się poprawiło, a potem umyłam łazienkę!

PAPROCH pisze...

Brawo :-*