A propos jesieni...
Napisałam:
Przeszłość nie znika
- No, to spadam - powiedziało Nasionko do Drzewa.
- Uważaj na siebie - odpowiedziało Drzewo, tak jak mówią wszystkie drzewa do swoich dzieci.
- Będę - obiecało.
Tak, jak to mówi wiele Dzieci, gdy odfruwają z wiatrem.
Wiatr ma duży wpływ na spełnianie obietnic.
Mały Żołądź miał trochę szczęścia. Wiatr tego dnia wiał słabo, nie poniósł go dalej niż na kilka metrów.
Dzień był słonecznie spokojny. Drzewo rzucało długi, popołudniowy cień na zrudziałą już trawę.
Żołądź spadł na miękką, czarną górkę wykopaną przez kreta. Otulił się wilgotną ziemią pachnącą grzybami i butwiejącymi liśćmi. I zasnął.
Przespał deszczową jesień, listopadowe przymrozki i białą, cichą zimę.
Wiosna nadciągnęła powoli, z łagodnym, mokrym ciepłem.
Żołądź napęczniał i uwolnił niteczki korzonków i łodyżek. Rosły powoli i wytrwale.
Najpierw był tylko siewką, potem młodym drzewkiem, dębczakiem. Przybywało mu gałęzi i kolejnych słojów, otoczonych coraz grubszą korą.
Dookoła wyrastały inne drzewa.
Nieopodal ludzie zbudowali dom. Zbierali opadłe, suche gałęzie i rozpalali ogniska. Zapach dymu niósł się w górę, aż do najwyższych konarów.
Dzieci szukały żołędzi i układały bukiety z kolorowych, jesiennych liści.
- Strasznie hałasują - narzekał dębczak - i te wszystkie żyjątka w korze, mrówki, skorki, pająki...
No i ptaki! Ptaki, które przylatywały do gniazd uwitych w gałęziach. Każdej wiosny wysiadywały swoje jaja i karmiły kolejne gromady skrzeczących piskląt.
- A owady! Brzęczą i krążą! I jeszcze wiewiórki! I myszy oczywiście! Ciągłe to skrobanie, szuranie, popiskiwanie!
- To życie. - odpowiedziało Drzewo, które miało już bardzo dużo lat i dużo życiowej mądrości.
Dębczak widział, że Drzewo było stare. Straciło wiele konarów, jego kora była mocno spękana, a na dole poobdzierana przez buchtujące dziki.
Któregoś lata piorun rozorał pień i zostawił w nim długą, osmaloną ranę.
- To było ekstremalne doświadczenie - westchnęło ciężko Drzewo - Ale da się dalej szumieć.
*
Dębczak nie zauważył, kiedy urósł taki duży, że mógł oglądać z góry dach ludzkiego domu. Czuł w sobie moc i siłę.
- Wyrósł z ciebie dąb, jak chłop - powiedziało Drzewo - nie jesteś już Dębczakiem.
Tego lata pod Dębami pojawili się ludzie. Oglądali, opukiwali, mierzyli. Rozmawiali głośno i dużo. Mówili "chore", mówili "wycinka", mówili "tartak".
Dąb wiedział, że to nic dobrego.
- To nic - powiedziało Drzewo. - Zostają sny i wspomnienia.
- I my - zaszumiały drzewa w dąbrowie.
- I stoły - dodały sosny.
- I ławki...
- Furtki do ogrodów!
- Drewniane koniki do bujania.
- Ramki do obrazów.
- I schody.
*
Któregoś jesiennego dnia na pniu, który został po Drzewie, przysiedli ludzie. Objęci, patrzyli w górę na ciemniejące niebo.
- "O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,
W brązie zachodu kute wieczornym promieniem.."- wyszeptała Kobieta.
- Piękny wiersz. Kiedyśmy go czytali?
- Ponad sześćdziesiąt lat temu.
- Taaak... Czas mija nieubłaganie - westchnął Mężczyzna.
- Wiersze zostają. Tak jak drzewa.
- I miłość - powiedział Mężczyzna i pocałował Kobietę.
Słońce zachodziło czerwoną kulą za dach ich domu.
*
- No, to spadam - powiedziało kiedyś, którejś z wielu jesieni, kolejne Nasionko do Dębu.
- Uważaj na siebie - odpowiedział Dąb. Bo tak mówią wszystkie drzewa do swoich dzieci.
- Będę - obiecało.
I odfrunęło z wiatrem.