45 lat temu. Też była niedziela. Słoneczna, wietrzna.
Na weselny bal przyszedł o 18.00
Usiadł po drugiej stronie długiego stołu i od razu tamta strona ożyła. Bo mówił dużo, głośno, zamaszyście.
Opowiadał o filmie, który właśnie obejrzał.
- Nie pamiętam tytułu..! - zamachał ręką niecierpliwie.
- Kung fu - podpowiedziałam z mojego cichego końca stołu.
- Widziałaś? - aż się uniósł z krzesła, żeby spojrzeć na mnie.
- Tak, świetny...
Wtedy po raz pierwszy znalazłam się w polu widzenia niebieskich oczu mojego Męża.
Potem tańczyliśmy.
Daję Ci ten wiersz,
jak różowy goździk
skradziony
z weselnego bukietu.
Pierwszy kwiat
między nami.
W podmiejskim,
nocnym pociągu
zamyśleni,
każde o sobie,
całowaliśmy się,
nie kochając(...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz