niedziela, 16 listopada 2008

Wandzia i Zygmoncik...

Ja i Zygmoncik
Aleksandrów, ok.1964r.

Wanda, rocznik 1948. 
Nie wiem o niej zbyt wiele. 
 Średnie dziecko, zawsze trochę w cieniu Krysi. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Kiepsko jej szło w szkole. Skończyła chyba jakąś zawodówkę w Aleksandrowie. Pracowała, jak większość mieszkańców miasteczka, w fabryce pończoch i skarpet.
Krótko przede mną wyszła za mąż. Jej męża nigdy nie poznałam. Nie wiem nawet, jak się nazywał. Chyba nie był wzorowym mężem, zdaje się że pił. Zmarł tragicznie przed dwoma laty.
Wanda urodziła rok po roku dwóch synów, Jarka i Przemka. Nic o nich nie wiem.
No, i Zygmunt. Zygmuś, Zygmoncik. 

Tak do niego mówiły ciocia i Krysia. 
Urodziliśmy się "niedaleko" siebie. Zygmuś w samej końcówce roku 1953, 30-tego lub 31-go grudnia. Zrobili go o rok młodszym. Oficjalna data urodzin, to 1.01. 1954r. 
Jest starszy ode mnie o 6 tygodni. 
Może dobrze, że go odmłodzili. Chociaż starszy, przez długi czas był mniejszy ode mnie. Niższy, szczuplejszy, taki mikrus. 
Jako dzieci lubiliśmy swoje towarzystwo i chętnie bawiliśmy się razem. Chodziliśmy do drewutni. Pachniało w niej drewnem, wiórami i klejem. Pełno tam było zakamarków, miejsc do siadania, wspinania się i chowania. Było ciepło, cicho, bezpiecznie. 
Bawiliśmy się w dom, w sklep, słuchaliśmy deszczu. 
Jedliśmy podwieczorki. Biegaliśmy po błocie, po kałużach, między mokrymi kwiatami słoneczników i peoni na grządkach. 
Wyrywaliśmy z ziemi cienkie, młode marchewki i opłukiwaliśmy przy studni. Chodziliśmy do lasu, do "Berlina", czyli miejsca, gdzie kręcono "Czterech pancernych. 
Czasami spałam u nich, to było jak wakacje. 
Za gęstymi, ciężkimi zasłonami, przy zamkniętych okiennicach, robiło się ciemno. Była to ciemność NIEPRZENIKNIONA. Otwierałam i zamykałam oczy. Nic się nie zmieniało.

Zygmunt kiepsko się uczył. Powtarzał którąś klasę. 

Kiedy ja już byłam w liceum, on kończył podstawówkę. Pomagałam mu w matematyce. 
Wtedy już malował. 
Nawiązał kontakt z Tereską, siostrą Iwonki i bardzo chciał zdawać do szkoły plastycznej, do której ona chodziła. 
Nie zdał. Ani tam, ani do zwykłego liceum. 
Poszedł do zawodówki w Aleksandrowie.
Jego obrazy nie podobały mi się, choć on malował coraz więcej i nawet miewał jakieś wystawy w klubach kultury. 

Obrazy były mroczne, dosłowne albo zbyt symboliczne. 
Krzyczały barwami kwiatów w wazonie albo ociekały krwią. Ta pasja go trochę nobilitowała, bo poza tym coraz rzadziej miałam z nim ochotę rozmawiać. 
Dużo pił, wtedy gadał głupstwa. 
Mówił do mnie "kuzyneczko" i bywał natrętny.  Traciłam do niego sympatię. Mimo to nasze kontakty trwały.
Zapraszał mnie na swoje imieniny, na imprezę do kolegi.
Kiedy zabrali go do wojska, pisał listy.
Był moim partnerem do tańca na weselu Felka i Jurka.
Był jedynym facetem w tamtym nastoletnim czasie, który mnie "emablował", dawał do zrozumienia, że mu się podobam.
Zakochał się niefortunnie w dziewczynie, której nie akceptowała jego rodzina. 

Rozchodzili się. Zdradzała go. Cierpiał. 
Wreszcie się pobrali. 
W 1986r. Grażyna urodziła Michała. 
Krótko wychowywali go razem. Zygmunt wrócił do matki, do Aleksandrowa. Grażyna została z dzieckiem w Łodzi u swoich rodziców.
Któregoś wieczoru, gdy wróciłam z pracy, Zygmunt czekał na mnie u nas w domu z udręczoną miną. Chciał się poradzić, co ma robić w sprawie Grażyny, w sprawie dziecka. Niewiele mogłam mu pomóc.
Rozwiedli się. Michał został z matką.
Zygmunt cały czas mieszkał z ciotka Hanką. 

Najpierw w mieszkaniu na Bielańskiej, później przeprowadzili się do domku na działce, gdzie mieszkali w letnim sezonie. Zajmował się tam sitodrukiem i malował. Tył.
Trochę korespondowaliśmy przez internet. Pisał o swojej mamie, którą się opiekował do końca. Chorowała na Alzheimera.
Ostatni raz widziałam go na pogrzebie Reni. Właściwie ledwo go poznałam. Schudł bardzo, co go odmłodziło. Młodzieżowo ubrany, z plecaczkiem. Ciągle się uroczo uśmiecha. Ciągle nazywa mnie "kuzyneczką"



4 komentarze:

PAPROCH pisze...

Dziwna historia, dziwna znajomość... Ale taka właśnie, jakie się zapamiętuje...

mamuśka pisze...

Dlaczego dziwna? To nie znajomość, to rodzina:))

PAPROCH pisze...

A rodzina to nie znajomość?:-) Nie wiem sama, dziwna jakaś. Niecodzienna. Jak dla mnie przynajmniej:-)

mamuśka pisze...

Zygmunt zmarł w styczniu 2021 roku, tuż po swoich urodzinach.