środa, 30 grudnia 2009

Śnieg...


No i mam, czegom chciała! Śnieg pada. Sypie, prószy, wiruje. Kładzie się pod nogi. Skrzypi i się skrzy.
Nie sięga wprawdzie do ramion. Ani nawet do kolan. Ale biały jest jak trzeba. Okrywa powierzchnie płaskie i krzywe.
Ukrywa litościwie śmieci i psie kupy. Zdobi drzewa. Przysparza pracy dozorcom i wkurza kierowców. Na jezdniach roztapia się i zamienia w brudne błocko.
Zaskakuje drogowców. Spowalnia wszystkie pojazdy .
Siada na rzęsach.

Śnieg.

Wiersze
siadają mi na rzęsach
jak puszyste płatki.

Spójrz,
to nasza miłość
w futrzanym kapturze.

A tam dalej
czekają sanie
z dzwonkami.

Z samego szczytu
suniemy
coraz prędzej.

I nagle
jak ptaki
w przestworza...

W dole
bezpieczne zaspy snu.

Od świtu,
od pierwszego haustu powietrza,
od zawsze,
miłość ta sama.

Tylko góry
coraz wyższe.

2 komentarze:

mamuśka pisze...

Tak, tak, śnieg sobie zadrwił ze mnie:)

agacioszka pisze...

Oj ze mnie też. Żebym musiała wstawać co najmniej pół godziny wcześniej tylko dlatego, żeby móc w ogóle z domu wyjechać?! O zgrozo - niech on już stopnieje. Przynajmniej w części. Dużej :)