sobota, 9 stycznia 2010

...śnieg...


Ludzie, ludzie, to naprawdę nie moja wina, że śnieg pada!
A pada! Coraz go więcej! Do ramion jeszcze nie sięga, ale do kolan tak!
Wsypuje się do butów. Powoduje brnięcie i ślizganie się. Tamuje ruch. Wkrada się za kołnierz!
Idę sobie dziś śnieżną ulicą nieodśnieżoną, a zakutany dozorca macha wielką łopatą.
- Cholerna pogoda! - warczy do mnie. Złym okiem patrzy.
Wszystko teraz na mamuśkę będzie? Ja tylko marzyłam o ładnej zimie. Białej, migocącej, bajkowej. A nie, żeby od razu klęska żywiołowa.
Pomyśl dwa razy (a najlepiej trzy) nim życzenie wypowiesz. Życzenia się czasem spełniają!!!

I śnieg pada przez pomyłkę.
I topnieje na jezdni.
I wiatr wieje przez pomyłkę.
A inaczej było w przepowiedni.
Bo miało być słońce we dnie
i lekkie mgiełki z rana.
Oto są przepowiednie
świętego Korbiniana.
A tutaj śnieg monstrualny
i pada, i pada, i...
JESTEM DZIŚ TAKI SENTYMENTALNY,
ŻE MÓGŁBYM SPRZEDAWAĆ ŁZY.

To mój ulubiony poeta napisał... Jak widać śnieg lubi robić psikusy:)

1 komentarz:

PAPROCH pisze...

A kto mówi, że to Twoja wina? :-)