czwartek, 10 maja 2012

Ludzie listy piszą





















Dostałam list od Izy. Prawdziwy list, przysłany pocztą. W kopercie.
Nagle sobie uświadomiłam, że takich listów nie dostawałam i nie pisałam lata całe. Teraz przychodzą tylko reklamy, wyciągi, faktury, rachunki i zaprenumerowana "Kuchnia". Słowo pisane, skrócone jest do minimum, w postaci smsów, często bez zachowania zasad orografii i zdrowego rozsądku. Czasem list na pocztę elektroniczną przyjdzie od kogoś.
A kiedyś...
Naszego listonosza z Wojska Polskiego pamiętam do dzisiaj. Niewysoki, szczupły, w bardzo grubych, okrągłych okularach. Nosił wielka torbę, pod ciężarem której przechylał się na lewą stronę dla równowagi. Otwierał skrzynkę specjalnym kluczem, odchylał ją od ściany i wrzucał listy od tyłu. Myślę, że znał wszystkich mieszkańców w swoim rewirze.
Listy zaczęłam pisać dosyć wcześnie, może zaczęło się od przymusowej korespondencji z
druzjami z ZSRR? Każdy dostawał wtedy adres na lekcji rosyjskiego i uprawialiśmy przymusową przyjaźń polsko-radziecką. Korespondowałam z jakąś dziewczynką, nie pamiętam skąd była, ani jak miała na imię. Przysyłała mi jakieś karki pocztowe z widokami Kremla i pomnikami Lenina. A ja jej pewnie z pomnikiem Nike i Pałacem Kultury:)))
Potem korespondencja się rozrosła. Wysyłałam listy do kilku osób równocześnie.
Do Danusi nad Odrę, do Kętrzyna do jakiegoś Bogdana (nie mam pojęcia skąd go znałam), do kuzynki w Chorzowie, do Krysi Z., która się wyprowadziła na Nizinną, do Małgosi z ulicy Nawrot...
Na studiach pisałam do Kiry Gałczyńskiej, do Ulki ze Rzgowa, którą poznałam na koloniach, do Grażynki ze Złocieńca, do Małgosi z mojej podopiecznej grupy w Justynowie.
Korespondowałam z kuzynem Zygmuntem, gdy go zabrali do wojska.
Posyłałam długie listy do Reny S. na Wybrzeże, krótsze do Wiesi do Pabianic.
W 1979 pisałam do koleżanki Ewy K., która wyjechała z mężem na placówkę do Libii.
Do Anki Dziurawiec, poznanej na kursie w Tarnowie, do Świdwina.
Przez cały czas słałam cieniutkie, lotnicze koperty do kuzynki Cathy w Australii.
Przez cudownie zakręcone dwa tygodnie sierpnia 1980r. pisałam listy (prawie miłosne) do mojego męża in spe , do Dziwnowa.
Do Gosi A. , która wyprowadziła się do Warszawy.
Listy do Ewy w Holandii.
Do Inki i Zuzy w Hamburgu.
Do Męża w Bochum.
Do Kasi w Scarborough.
Moje kalendarze pełne były adresów. Część z nich znałam na pamięć. Pisałam listy długie, na kilka stron A-4 i krótkie doniesienia.
Kartki pocztowe i widokówki. Czasem posyłałam ekspresem.
Na listy do Australii zawsze naklejałam dużo różnych znaczków, bo kuzynka Cathy je zbierała.
Do kopert wkładałam kwiatki i zdjęcia.
Poczta Polska zarobiła dzięki mnie sporo pieniędzy:))))

Teraz...
W kalendarzu nie mam ani jednego adresu. Numery telefonów na karcie SIM. Adresy mailowe w KONTAKTACH.
List wysłany w prawdziwej kopercie wydarzył mi się znowu po bardzo długim czasie dzięki Izie. Odpisałam. Chociaż widujemy się co najmniej raz w tygodniu w pracy. Iza skomentowała: "może to nowa tradycja?"
Stara, jak świat!!!

10 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Super, super, super :-D
Tez przecież korespondowałam intensywnie z Karoliną, z którą siedziałam w jednej ławce :-) Nie tak znowu dawno, może z rok temu, napisałam do niej znów prawdziwy list, poleciał do Warszawy. Wiem, że dostała, ale nie doczekałam się odpowiedzi...
Listy to fajna rzecz, warto taką tradycję podtrzymywać :-)

PAPROCH pisze...

I bardzo, bardzo mile wspominam Twoje listy do Scarborough :-)

mamuśka pisze...

A pamiętasz Mateusza przygodę korespondencyjną? Zamieścił adres w jakiejś gazetce i dostał z całej Polski listy od dziewczyn! I od jednego Mateuszka z Warszawy, który kolekcjonował bilety tramwajowe:)))

PAPROCH pisze...

Tak, pamiętam, choć tego kolekcjonera biletów akurat słabo ;-)
Wiesz, gdyby nie kącik korespondencyjny, tylko że w radiu, to pewnie bym Konrada nie poznała :-)

mamuśka pisze...

Faktycznie. Siła poczty jest wielka:)

tataradka pisze...

Chodzą jeszcze polecone. ostatnio mam ich dość. Kilka lat temu wyrzuciłem listy od przyjaciela z dzieciństwa (albo zginęły). Szkoda, bo wkrótce nawiązałem z nim ponownie kontakt dzięki Naszej Klasie.

mamuśka pisze...

A ja jeszcze dużo listów różnych mam. Kiedyś dałam je do poczytania nadawcy, czyli mojej szwagierce. Była poruszona, bo to tak jakby zajrzeć we własną przeszłość. A polecone rzeczywiście jeszcze przychodzą, ale nie od przyjaciół. Właśnie przed chwilą przyszedł z kwestury PŁ do Andrzeja. Nic miłego

PAPROCH pisze...

Z kwestury? O co może chodzić?
Ja wszystkie albo prawie wszystkie otrzymane listy trzymam w dwóch pudłach w piwnicy :-)

mamuśka pisze...

jakieś sprawy związane z załatwianiem renty chyba

PAPROCH pisze...

Ale czy Tata nie miał mieć urlopu zdrowotnego czy tam zwolnienia jeszcze do końca roku?