wtorek, 23 września 2025

Prawda



Na drodze do Prawdy, maj 2011

Wysłuchałam książki Mariusza Szczygła "Projekt prawda".
Książka nie najnowsza, ale jakoś nie było mi z nią po drodze do tej pory. Chociaż pisarstwo  Mariusza Szczygła bardzo mi się podoba.
 
Zatem wysłuchałam. 
Piszą o niej "książka kolaż" . Książka w książce. Jak pestka w śliwce.
Bohater "książki środkowej" powiada:

"Przyszło mi do głowy, że każdy rozsądny człowiek powinien dążyć do prawdy, starać się odkryć w swoim życiu jedną, bodaj najmniejszą prawdę. W przeciwnym razie życie jego wydawać się może zmarnowane”.
 
Mariusz Szczygieł szuka prawdy w świecie.
W Nowym Jorku, w Pradze, w Grudziądzu, w pociągu, w taksówce, w sklepie, na spacerze...
Prawdy są duże i małe. I najmniejsze.
 
Niektórzy posiadają kilka prawd, a inni twierdzą, że żadna nie istnieje.
 
Prawdy różne: o zdrowiu, o miłości, o uważności, o minimalizmie,  o życiu w ogóle. Prawda o pracy. O różnorodności. 
Prawdy młodych. I starych. 
Prawdy przechodniów.
Prawdy pisarzy. I ich czytelników.
Prawdy podróżujących.
Prawda o śmierci.
 
Nie sposób nie zastanowić się nad własną prawdą. 
Myślę.
Myślę, że prawdy zmieniają się  z upływem lat. Jak nasze twarze. 
 
Kiedy tak sobie szukam tej prawdy,  wszechobecny Facebook podsuwa mi twarz z sugestią: "osoby, które możesz znać".
Skąd ten Facebook wie? Bo znam! 
 
To Wiktor!
Ten sam, który jako czternastolatek został wepchnięty przez swoją mamę do mojego gabinetu. 
Jego mina mówiła: "Jestem tu po raz pierwszy i ostatni". 
Jego mama powiedziała: "w pani ostatnia nadzieja, z nikim nie chce rozmawiać"
 
Na razie faktycznie nie chciał. 
Przychodził przez cztery lata.
Przed rozstaniem napisał do mnie list i podziękował.
 
A teraz patrzę, a to Wiktor!
Czytam: psycholog, studiował...studiuje... szkoli się...
 
Pisze: Pomagam lepiej rozumieć siebie i budować życie w zgodzie ze sobą
 
Pisze: Uzyskałem tytuł magistra psychologii na Uniwersytecie SWPS. Obecnie kontynuuję szkolenie na psychoterapeutę w nurcie poznawczo-behawioralnym 
 
Pisze: Od kiedy pamiętam interesowałem się psychologią. 
 
Na stronie jego gabinetu dyplomy i certyfikaty. Entuzjastyczne opinie pacjentów. 
 
WOW!!!
 
No i wtedy właśnie przypomniała mi się moja stara prawda.
Dawno temu, gdy byłam młoda i trochę piękniejsza,  ktoś zapytał mnie, dlaczego wybrałam psychologię. Odpowiedziałam temu komuś, a może sama sobie, że chcę pomagać ludziom. Że warto, choćby jednej osobie podać dłoń. 
W następnych latach ta prawda wydawała mi się naiwna.
A tu? Proszę!!
 
Prawdy nie są naiwne.
Prawdy są prawdziwe.
Prawdy się zmieniają.
 
A dzisiaj?
Moja prawda: 
ŻYJĘ.
TERAZ. 
 
 

niedziela, 7 września 2025

Reubke

 

Julius Reubke, 1834-1858

 

Dziś pierwsza niedziela miesiąca. Po długiej przerwie wybrałam się na koncert organowy do kościoła św.Mateusza. 

Dawno nie byłam. 

Trochę zapomniałam. 

Jak to jest.

Kościół zbudowany około sto lat temu w stylu neoromańskim ma szczególną atmosferę - grube mury, wąskie okna, ciężkie ciemne drewno ławek. Chłód. 

Pod kopułą gigantyczny żyrandol. 

Wysoko, z tyłu, naprzeciwko ołtarza - organy. 

W programie Bach, Mendelssohn i Julius Reubke.

Bach- cóż, bez komentarza. Bach, to Bach. Preludium i fuga e-moll.

Kiedy słucham Bacha, zawsze oczami wyobraźni widzę tego grubawego pana w przekrzywionej peruce, bębniącego w zapamiętaniu w klawisze organów. A jego liczne potomstwo pląsa dookoła.

Felix Mendelssohn-Bartholdy - mistrz. Sonata A-dur.

No, i ten Reubke. Niemiec.

Pani Aleksandra Bęben, która zawsze prowadzi koncerty i której uwielbiam słuchać, opowiada o młodym Juliusie, o jego talencie i o tym, że Sonata c-moll na temat Psalmu 94 to jego największe dzieło, skomponowane rok przed śmiercią. 

Julius Reubke zmarł w wieku 24 lat! Na gruźlicę.

Pani Aleksandra mówi, że  sonata trwa prawie pół godziny. Zastanawiam się, czy nie wyjść. 

Zostaję. 

Julius Reubke i grający na organach Radosław Kuliberda wstrząsają mną, jak już dawno  nic. Kiedy wychodzę z kościoła, ledwo dyszę. Czuję się tak, jakbym przebiegła jakiś bardzo długi dystans, a potem wpadła pod strumień silnej i gwałtownej ulewy. 

Najpierw zdyszana  do granic, potem obmyta do nagiej skóry.

Uf! 

Jak można skomponować coś takiego, będąc tak młodym? 

I tak chorym.

Julius Reubke rozłożył mnie na łopatki. 

 

 

czwartek, 4 września 2025

Gorsze dni

 

Czasami.

Się zdarzają.

Nagle.

Przyczyny nieznane. 

Rano.

Budzę się zmęczona. 

Przede mną nużąca proza dnia.

Nie mam. Siły. Ochoty.

WIEM przegrywa z CZUJĘ.

Wiem, że kiedyś to minie.  Będzie lepiej.

No i co z tego?

Czuję niechęć, NIECHĘĆ, do wszystkich biorących się w garść.

Dających radę.

Podnoszących się. 

Idących do przodu. Walczących. Zwycięzców. 

Niechęć, wynikającą z poczucia winy. Niedorastania. 

Mówię sobie: wstań, rusz się, ogarnij, to pomaga. 

Mówię sobie: możesz chodzić, pamiętasz swoje imię, kotów imiona, wyjść możesz, jesteś wolna, zdolna jesteś, kochają cię, słońce świeci. 

ŻYJ!- mówię.

Za chwilę...