sobota, 26 listopada 2011

Superwnuczek





















Zupełnie, jak Supermen. No, bo czyż to nie jest Superczłowiek? A może Superludź? World podkreśla mi te słowa. Że niby nie ma superwnuków!
Rok temu. Był piątek. O wędrówce mojej córki od szpitala do szpitala dowiedziałam się dopiero po południu.
Była blisko, w szpitalu oddalonym od nas o dwa przystanki autobusowe. Pojechałam czy poszłam, nie pamiętam.
Na oddziale panował spokój. Pamiętam zielone ściany korytarza i półmrok pokoju.
Chodziłyśmy w te i z powrotem. Ona przystawała co jakiś czas i kucała. Albo opierała się o stolik. Oddychała. Rozwarcie było ciągle małe. "To nie może tak boleć"- powiedział lekarz w białych drewniakach. Mądrala.
W końcu poszłam sobie do domu. Ona chodziła nadal.
Około 21-szej zadzwonił Zięć i oznajmił, że zabrali ją na operacyjną. Czekałam. Bałam się. Przychodzenie na świat jest bardzo stresujące. Dla wszystkich.
Zobaczyłam ich następnego dnia. Wnuk spał. Wyglądał właśnie tak, jak na zdjęciu.
Nos-majstersztyk. Usteczka, jak marzenie. No, i uszka - po prostu arcydzieło!
Czy ktoś wie, po co są te wszystkie zakrętaski, te dzyndzelki, tajemnicze załomki? Muszą do czegoś służyć, bo po co natura zadawałaby sobie tyle trudu na ich modelowanie?
A nosek? Idealnie zadarty, dziurki jak na miarę.
Usteczka uformowane w sam raz do całowania....
Następnego dnia też tam byłam. I w poniedziałek.
Wzięłam go w ramiona. Ręce same się po prostu ułożyły i trzymałam go pewnie. Leciutkiego, jak laleczka. Otworzył oczka i popatrzył na mnie. Tak, jak lata temu jego Mama. Można wtedy zwariować na punkcie....
Jeszcze nie wie, że jestem jego babcią. Kiedy się spotykamy, obserwuje mnie uważnie. Ale pozwala brać się na ręce.
Daje mi swoją nakręcaną liszkę i czeka, aż wprawię ją w ruch.
Bawi się ze mną we wrzucanie klocków do pudełka - pozwala mi wrzucać.
Chwyta mnie za ucho, kiedy śpiewam mu kołysankę.
Kiedy łaskoczę jego stópkę, śmieje się, a w policzkach robią mu się dołki.
Bierze ode mnie biszkopcika i wcina, chrupiąc małymi, ostrymi ząbkami.
Trzyma mnie mocno za palec i robi mały chwiejny kroczek...
Po prostu, Superwnuk:)

8 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Ja z kolei pamiętam mądralińską położną, która twierdziła, że jak naprawdę zacznie się poród to przestanę żartować :-/ Trąba.
A Superwnukiem nie tak trudno być, jak się ma Superbabcie i Superdziadków :-)

mamuśka pisze...

I Supermamę z Supertatą:)

PAPROCH pisze...

Towarzystwo Wzajemnej Adoracji :-D

tataradka pisze...

Ładnie napisałaś. Potwierdzamy i przyłączamy się do T.W.A. Następna taka rocznica za 17 lat.

mamuśka pisze...

Nie ma co czekać tak długo! Miłość i życzliwość są budujące:) Trzeba brać i dawać tak często, jak to możliwe.

PAPROCH pisze...

Ee tam, za 17 lat. Każde urodziny są wyjątkowe i zawsze trzeba je pięknie świętować :-) I każda okazja jest dobra, żeby się spotkać w miłym gronie przy dobrych ciastach ;-)

mamuśka pisze...

Popieram:)

agacioszka pisze...

To ja proponuję na najbliższą okrągłą rocznicę. Na przykład ... drugie urodziny. :)

Ciasta jak ciasta (mimo, że przepyszne), ale te ciastKa... :)