wtorek, 21 lutego 2012

Cuda, wianki...
















Wczoraj byłam na lekcji w III klasie. Pani nauczycielka zadała dzieciom taką pracę: podajcie, który ze sprzętów domowych jest waszym zdaniem najważniejszy, a bez którego można się obejść.
Dziewczynki za najważniejszy uznały odkurzacz, a chłopcy lodówkę. Znamienne.
Co do sprzętów zbędnych, zdania były podzielone bardziej.
Wymieniono sokowirówkę, toster i ...żelazko.
Co ciekawe, za żelazkiem optowała jedna Baśka. Miała na sobie gustowny, szaro-różowy dres i dowiedziałyśmy się od pani wychowawczyni, że to Baśki strój powszechny.
W zasadzie popieram Baśkę, która uzasadniła swój wybór, mówiąc, że bez żelazka da się żyć.
Na dobrą sprawę żyć się da bez wielu rzeczy, także bez lodówki, chociaż nauczycielka, na oko trzydziestoparolatka, poparła wybór lodówki, jako absolutnie koniecznej i niezbędnej do przeżycia w zdrowiu i szczęściu.
Ale bez lodówki też się da - wiem, bo sama dożyłam tak do dwudziestych urodzin. I tylko jedno zatrucie swoje pamiętam - budyniem, który zrobiłam na niedogotowanej wodzie.
No cóż. Otacza nas mnóstwo rzeczy zbędnych, acz wygodnych i miłych w użyciu.
Nie ujmujmy niczego lodówce, ma swoje zasługi.
No i pralka! Pralka, która przeszło trzydzieści lat temu gromadziła przed swoim wirującym okienkiem rodzinę, niby najlepszy serial.
Telewizor w zasadzie można już oddać do lamusa. Nasz kochany komputerek załatwi wszystkie kulturalne potrzeby. Chyba, że ktoś preferuje duży ekran - wtedy proszę bardzo, kino domowe.
Nie podejmuję się wymienić wszystkich sprzętów, niezbędno - zbędnych. O przeznaczeniu części z nich nawet nie umiałabym nic powiedzieć. Palmtopy, smartfony, playStation, PSP... To dla mnie tylko nazwy z gazetek reklamowych, puste frazy.
A ile już takich krzyków techniki zniknęło w pomroce dziejów??? Walkmany, discmany, magnetowidy, magnetofony kasetowe, nawet poczciwe dyskietki.
Dobrze, do rzeczy. O czym właściwie chciałam napisać?
Otóż, wróciłam z tej szkoły do domu i uruchomiłam mój najnowszy, cudowny, zbędny gadżecik:))) Cyfrową ramkę na zdjęcia, którą dostałam od męża na urodziny.
Stoi sobie na biurku, jak malutki telewizorek, i co minutę pokazuje mi nowy obrazek. Na razie mam ich 170. Ale będzie więcej.
Zdjęcia nowe i stare, kolorowe i czarno-białe.
Twarze, krajobrazy, zatrzymane w kadrze chwile.
Pory roku. Święta. Wakacje. Różowy lukier na mazurkach...
Mała rzecz a cieszy:)))
Nie jest tak wypasiona, jak te na ilustracji, ale i tak mnie zachwyca!
Do życia niezbędne są chwile radości.



6 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Zgadzam się z przedmówcą ;-) Dlatego tak lubię swój - niby zbędny - player mp3 :-)
Budyń na wodzie robiłaś? :-o

mamuśka pisze...

No, tak. Miałam z 10 lat. Myślałam, że robi się tak samo, jak kisiel.

tataradka pisze...

A my rok temu wgapialiśmy się w naszą nową pralkę i nadaliśmy jej imię - Elwirka. Dobra technologia jest piękna.

mamuśka pisze...

Hm...Brzmi poetycko:)

tataradka pisze...

Dla mojego dziadka i ojca, nie mogło być ładne, co nie było praktyczne, a ja... technologia to mój fach.

agacioszka pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.