poniedziałek, 13 lutego 2012

URODZINKI, URODZINKI....
















Tak bym chciała, tak bym chciała,
żeby były urodzinki!
U chłopczyka czy dziewczynki,
u kucyka czy sardynki -
wszystko jedno, wszystko jedno,
byle były urodzinki!

Czy uwierzycie, że już rok minął od ostatniego wpisu o urodzinach?
I kolejne urodzinki...
Właściwie nie wiem, dlaczego ten dzień tak hucznie ludzie obchodzą.
Dzieci się cieszą, bo dostają prezenty. W szkole nie są pytane. Dostają rozgrzeszenie za wcześniejsze uwagi, a szlaban na komputer zostaje miłosiernie zawieszony.
Ale dlaczego świętujemy 50-te urodziny? 60-te? Kiedy coraz bliżej do końca? I nawet 75-te???
A 58? Mąż powiedział rano: "okrągłe". Chyba tylko dlatego, że ósemka ma dwa kółeczka!
Trudno powiedzieć, że nie lubię urodzin. Słyszę miłe słowa, ludzie mnie ściskają, uśmiechają się. Dostaję prezenty....
Nie zawsze tak było. W moim dzieciństwie dzień urodzin przechodził niezauważony. Pierwsze, które dobrze zapamiętałam, były 13-ste urodziny. Moja, wtedy jeszcze nie Bratowa, wypatrzyła i kupiła mi piękny prezent: antologię poezji w wyborze Wiktora Woroszylskiego "Nastolatki nie lubią wierszy". Tomik wydany niebanalnie, w czerwonym płótnie, w nietypowym formacie i z licznymi przepięknymi ilustracjami. Z miejscem na własną twórczość... Które zapełniłam:)
A potem dopiero 18-ste urodziny. Urządziłyśmy je wspólnie z Anką. I był pierwszy urodzinowy tort ze świeczkami. I tańczyliśmy. Miałam na sobie krótką sukienkę z kaszmiru w kolorze czerwonego wina... I podrywał mnie jeden Andrzej... Ech, czasy!!!

A w 1991 roku miałam nietypowe urodziny, obchodzone w Hamburgu. Rankiem wczesnym obudziły mnie śmiechy i wierszyk: "rano wstałam, w okno spojrzałam i powiedziały mi ptaszyny, że są twoje urodziny!" Bo to ważne, żeby być z życzeniami pierwszym:)) Dostałam jakieś wspaniałości, między innymi, piękną fiołkową parasolkę!

Żeby było dużo gości
i Mateusz, i Grażynka,
dla każdego moc pyszności,
wszystkie stoły w upominkach,
na tych cudnych, na nienudnych,
na wesołych urodzinkach !

No i pyszności. Jeśli nie tort, to chociaż ciasto. Dobra kolacja. Pyszny obiadek. Czasem szampan.
Dziś było martini :))) Mąż kupił nasz ulubiony deser, zarezerwowany na specjalne okazje - TRIANON!!! Kto nie jadł, niech żałuje. Kto nie wie, co to jest, niech się szybko dowie:) PYCHOTA!

A jak zjemy wszystkie kremy,
czekoladkę i rodzynki
upaćkamy się jak świnki,
to z radości podskoczymy
i powiemy do rodzinki
"Niech żyjecie, niech żyjemy
i niech żyją urodzinki!"

No, i tak. Nie chcemy mieć więcej lat, ale urodzinki niech nam żyją. 100 LAT!!!!

3 komentarze:

tataradka pisze...

No to my się do tych życzeń dołączamy.

PAPROCH pisze...

Bardzo lubię ten wierszyk :-)
Żyj sto lat! Albo i 105 :-D

mamuśka pisze...

Dziękuję, dziękuję:) I dalej sobie dziś urodzinowo leniuchuję:)