poniedziałek, 24 grudnia 2012

Przed zapaleniem choinki

Anno Domini 2012



















Choinka w tym roku miała być nieduża, taka symboliczna raczej. W ostatniej chwili postanowiłam, żeby jednak było "jak zawsze". Syn powiedział, że kupi wobec tego, taką trochę mniejszą od siebie (Syn 184 cm). 
Kupił, przyniósł. Trafiła się taka trochę większa od niego... 
- Chyba nie będzie za ładna, taka jakaś nierówna - oznajmił.
Machnęłam ręką. Byleby była. 
Położyliśmy choinkę, wciśniętą w siatkową "skarpetę", na balkonie. Nie mieliśmy czasu, żeby się nią zająć, więc lekko zamarzła.
Postawiona w stojaku i uwolniona z więzów, stała jak sierota, zmarznięta, przekrzywiona, sztywna, jak kołek.
- Niech sobie trochę rozmarznie- postanowiliśmy.
Jest taka bajka o Jasiu i magicznej fasoli ( nie mylić z Jasiem Fasolą) - wzgardzone i wyrzucone ziarnko wyrasta w ciągu nocy w gigantyczne drzewo. Takie miałam właśnie wrażenie, kiedy wróciłam do naszej choinki, żeby zabrać się za jej dekorowanie. Rozmarznięte gałęzie rozłożyły się obficie. Staliśmy, patrząc na nią w milczeniu. To się nazywa "zaniemówić".
Z trudem wcisnęliśmy ją w przygotowany kąt pokoju. 
To nasza najpiękniejsza z choinek.
- Szkoda, że Tata jej nie zobaczy - powiedziałam do Syna.
- Eee- mruknął - pewnie gdzieś tam ją widzi...
To jest najlepsze, co mógł mi  powiedzieć na te Święta...
Mamy wspaniałe dzieci, mój Kochany.


I jeszcze raz Gałczyński. Ten wiersz przypomina mi się zawsze w wigilię. Często sięgałam po niego, żeby po raz kolejny przeczytać. I po raz kolejny rozpłakać się, z tęsknoty za minionym. 
Nie cytuję go w całości, chociaż cały jest piękny. 

P. S. Nie będzie już dużo cytatów. No, może jeszcze jutro...
Wesołych Świąt!!!


Przed zapaleniem choinki

I

Wstęp
Już się dzień jak tragarz pochyla.
Trzeba wyjść na miasto. Wigilia.
Trzeba się trochę powłóczyć
zamglonymi ulicami Krakowa.
A Kraków jest dama fędesjeklowa
w biżuterii świateł sztucznych.
........................................
III

Anormalny chiromanta
Gdzie wzejdzie Gwiazdka? w niebie.
Gdzie są dziewczyny? w sklepie.
Dziewczyny ciastka sprzedają.
W sklepie jest lepiej niż w niebie.
Właśnie do sklepu wszedł chiromanta
oraz chiromanty cień -
i rzecze chiromanta: "Niech da mi panna
dwa miliony rurek z kremem".

"Przepraszam pana. Bez głupich żartów.
Ile żąda dobrodziej?",
"Cztery miliony, a zresztą - nie warto".
I tak jak wszedł, Wychodzi.
...............................


I śnieg pada przez pomyłkę.
I topnieje na jezdni.
I wiatr wieje przez pomyłkę.
A inaczej było w przepowiedni.
Bo miało być słońce we dnie
i lekkie mgiełki z rana.
Oto są przepowiednie
świętego Korbiniana.
A tutaj śnieg monstrualny
i pada, i pada, i...
JESTEM DZIŚ TAKI SENTYMENTALNY,
ŻE MÓGŁBYM SPRZEDAWAĆ ŁZY.

VI

Zamieć
Zamieć, zamieć na bożym świecie,
na całym świecie zamieć.
Śnieg, powiadacie? A cóż wy wiecie,
co to jest zamieć?
Strach? A cóż wy możecie poradzić
na taki strach?
Na śnieżnej chmurze jak na białym byku sadzi
tłusty Sebastian Bach.
Liryka, muzyka coraz to wyższa,
do nieba by się szło,
właśnie tak, gdym Bacha w zamieć słyszał
w Paryżu, w PALAIS CHAILLOT:
Organy w chmury, w chmurach cherubin
chmurom krzyczący. "Grajcie".

Wszystko, coś stracił, wszystko, coś zgubił,
w Bachu, bracie, odnajdziesz.

VII

Powrót
A podobno jest gdzieś ulica
(lecz jak tam dojść? którędy?)
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolędy.
Na ulicy tej taki znajomy,
w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie,
stoi dom jak inne domy,
dom, w którymżeś się urodził.
Ten sam stróż stoi przy bramie.
Przed bramą ten sam kamień.
Pyta stróż: "Gdzieś pan był tyle lat?"
"Wędrowałem przez głupi świat."
Więc na górę szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
że już wzeszła Gwiazdka na niebie,
że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście,
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata płynnie
kolęda na okarynie:
LULAJŻE, JEZUNIU
MOJA PEREŁKO,
LULAJŻE, JEZUNIU,
ME PIEŚCIDEŁKO.

Konstanty Ildefons Gałczyński
1947




2 komentarze:

PAPROCH pisze...

:-*

tataradka pisze...

Nie komentuję, kontempluję.