środa, 24 lutego 2016

Za ciosem...

"Robota jest robotą
I zawsze, jak na złość,
Roboty mamy potąd,
Roboty mamy dość."















Łazienka się "skończyła" w czwartek.  
Specjalista Robert jadł spóźnione drugie śniadanie w naszej kuchni i się rozglądał.
- Kiedyś też pana poproszę, o zrobienie ścian w kuchni...
- Kiedy?
- No, nie wiem, jak pan będzie miał trochę czasu znowu, między innymi zleceniami..
Specjalista pokiwał głową, przełknął spory kęs. Pomyślał chwilę krótką.
- W przyszłym tygodniu. W środę i w czwartek. W dwa dni się powinienem obrobić...
Aaaaaa!!
Cóż. Słowo się rzekło.
W piątek, sobotę i kawałek niedzieli sprzątałam.
Dzisiaj środa. Kuchnia w ruch!




 Już tak nie wygląda.












Wygląda tak:




Po godzinie (lub dwóch) roboty, pan Robert oznajmił zafrasowany, że "trochę dłużej to potrwa".
Sufit całymi płatami zaczął "spadać", razem z kładzioną warstwą  gruntu, czy czegoś tam.
Po czym wyliczył, co wobec tego trzeba zrobić. 
Nie napiszę co, bo ze wszystkich czynności zapamiętałam tylko groźnie brzmiące "szlifowanie".
- Ale mam i dobrą wiadomość - dodał -  cały przyszły tydzień też mam wolny.
Ucieszyłam się, jak nie wiem co (ha, ha!)
Źle kciuki trzymaliśta!
- Będzie dobrze, mamusia!- pocieszył mnie Syn.
- No, i pięknie!- dorzucił Wesoły Robert.
Już zaczęłam myśleć o malowaniu dużego pokoju.
-A kiedy?
Przezornie odparłam, że może za kilka miesięcy. 
Sprytna ja!
 
 

3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Szalejesz, kochana :-)
Piękne zdjęcie Tymka!

mamuśka pisze...

Prawdopodobnie, to planety szaleją...

agacioszka pisze...

Z drugiej strony, jak fachowiec ma tyle wolnego, to nie świadczy o nim najlepiej. :)