wtorek, 23 maja 2017

Krew czlowiecza

Melka u lekarza po raz drugi. 
Akcja chwytania do kontenera nieco sprawniejsza. 
Ze strachu znowu się posikała. Kwestie sprzątania  kocich wydalin mam na szczęście opanowaną.
W gabinecie akcja pakowania w kocie "dyby" już nie obeszła się bez strat w ludziach. Melka w obronie własnego życia odwróciła głowę, którą chciałam miłośnie przytrzymać i zatopiła pozostałe jej kły w moim nadgarstku.
Krew się lała. Lekarz rzucił okiem i powiedział:
- Sądząc po kolorze, to z żyły...
Nie porzucił swojej pacjentki. Siła spokoju. Mną zajął się po dobrej chwili. Owinął mi przegub zielonkawym plastrem dla zwierzaków.
- Do wesela się zagoi - pocieszył. - Tylko niech pani tego nie zrywa zębami, bo gorzkie.
Ha, ha.!
Nieporadnie starałam się zetrzeć krew z podłogi. W efekcie zostały malownicze mazy. 
Melka na stole płakała żałośnie. Przy pazurze kciuka zrobił się ropień. Dostała kolejny zastrzyk z antybiotykiem. 
- Ona myśli, że to wszystko pani wina! - powiedział wesoło pan Doktor Wojtek.
W rzeczy samej. Może więc zasłużyłam  na tę ranę, chociażby za brak pokory wobec Dzikiej Natury.

Pazurki przycięte. 
Łapki obadane. 
Niektóre zęby do wyrwania.
Zostajemy z nadzieją, że antybiotyk zadziała i nie będzie trzeba amputować Melce kciuka.
Płacimy. 
Do widzenia się w środę.

- Bez obawy - powiedział Doktor Wojtek do następnej gromady ludzko-zwierzęcej wchodzącej po nas do gabinetu. - Na podłodze  to ślady krwi człowieczej.
Sądzę, że powiedział to do kotów.


4 komentarze:

PAPROCH pisze...

:-)
Dzielna jesteś!

mamuśka pisze...

Eee! Raczej nierozsądna.

agacioszka pisze...

Ja to bym od razu spróbowała, czy plaster aby na pewno gorzki. :)

mamuśka pisze...

Uwierzyłam na słowo!!