niedziela, 17 grudnia 2017

Basia- Samasia



 W lesie wyrosła, w lesie szumiała, leśnych piosenek w lesie słuchała...

Ho, ho, ho!!!
Oto jest!
Rok temu nie miałam choinki. 
Miałam Barcelonę!
Kochana B. trochę się boczyła na mnie - "Nie ma świąt bez choinki"

Zatem zrehabilitować postanowiłam się.
Okoliczności były romantyczne.
Najpierw przeleciałam się z kijami po parku.  
Circa 5 kilometrów.
Żwir chrzęścił. 
Kaczki na stawie co jakiś czas mąciły wodę z pluskiem.
Wiatr szumiał, a właściwie, to wiał mi w pysk.
Niebo ciemne, kłębiaste było. 
Nisko zawieszone. 
Wokół "ni kogutka", jak mawiał A.

Nagle lampy parkowe nastrojowo rozbłysły i poczułam zew.

Przed znanym hipermarketem, w którym jest prawie wszystko, przy wtórze "Let it snow", u zmarzniętego pana w uszance kupiłam świerczek "nieduży, bez doniczki".
Zapłaciłam cztery dychy.
Kiedy wracałam do domu zaczął padać deszcz ze śniegiem.
Wszystko, jak trzeba.

Sama kupiłam, sama oprawiłam, sama przystroiłam.
Stoi zatem. 
Trochę krzywa i trochę się kiwa.
Sfotografowałam. 
Pochwaliłam się.
Bo ja to wszystko sama!!!

Dzisiaj kręgosłup dał mi do zrozumienia, że ma gdzieś moją potrzebę samozadowolenia i uznania.
Więc tylko się przeleciałam z kijami, popatrzyłam na świetliste kule lamp i teraz popijam koniaczek. 
Sama!!!

 
Może śnieg zacznie padać w pierwsze święto:)

2 komentarze:

PAPROCH pisze...

Raczej deszczyk pewnie... :-p
Ale nic to.
Choinka urocza! :-)

mamuśka pisze...

Też mi się podoba.