Wczoraj.
Po południu.
Gdy słońce przewaliło się już na drugi bok, ale jeszcze grzało mocno.
Założyłam kapelusik i wyszłam z kijkami.
Kapelusik stary, trochę brudny był, więc go wyprałam.
Jak się okazało, zrobiłam głupio, bo na metce (Syn postukał palcem) napisane było, że 100 % PAPIER, made in China i nu, nu, nie prać nawet w 30 stopniach.
Wyprałam i kapelusik nie wyszedł z tego cało, a nawet wprost przeciwnie, całkiem dziurawo.
Kapelusik miły memu sercu, zasłużony, więc go wzięłam i połatałam.
No, i wczoraj wyszłam. W nim.
Najpierw powiedział mi dzień dobry chłopczyk wyprowadzany z przedszkola przez tatusia.
Nie zdziwiłam się. Małe dzieci często mówią mi "dzień dobry".
Na przejściu dla pieszych minęło mnie w szaleńczym pędzie dwóch dziesięciolatków. Jeden z nich, na hulajnodze, rzucał takimi przekleństwami, że aż się zatrzymałam. W szoku i niedowierzaniu. Naprawdę mnie zatkało. Dwie, podążające śladem chłopaków dziewczynki najwyraźniej w szoku nie były. Jedna z nich, bardzo rozbawiona, rzuciła w moją stronę "przepraszamy za nich"
Przeprosiły za nich!
Trzysta metrów dalej spotkałam kolejną grupkę chłopaków, trochę tylko starszych. Każdy z nich, po kolei, powiedział mi "dzień dobry". Żadnego nie znałam.
Minutę później uśmiechnęła się do mnie przechodząca zakonnica, a za chwilę następna!
O co kaman?
Zawsze, wszystkie psy biegające wzdłuż mijanych przeze mnie płotów i parkanów, ujadały namiętnie.
Tym razem:
- pierwszy szczeknął kilka razy i urwał nagle
- dwa wielkie psiska stojące obok siebie, jak dwa posagi, odprowadziły mnie wzrokiem odwracając synchronicznie głowy, bez jednego warknięcia
- kolejny pies, niewidoczny zza parkanu, dał tylko znać krótkim "ghr.."
Ostatni, wychylony przez sztachety na ulicę, jakby mnie nie dostrzegał. Stanęłam przed nim i patrzyłam. Zaczął szczekać.
- Jesteś normalny - powiedziałam mu. Rozszczekał się jeszcze głośniej. To se poszłam.
Ale. Następnie:
Posłała mi uśmiech młoda rowerzystka.
Pani, którą często spotykam na moich spacerach i z którą wymieniamy uśmiechy, zawołała radośnie:
-Dzień dobry pani!
Uśmiechnął się szeroko facet przeprowadzający przez jezdnię swoją rodzinę.
Oraz: facet w Carrefourze.
Jest ich tam kilku, albo i kilkunastu, chodzą w bordowych marynarkach i pilnują porządku. Znam ich z widzenia. Z jednym z nich weszłam kiedyś w jakąś interakcję, nie pamiętam co to było, w każdym razie mówię mu dzień dobry. Często, bo często w sklepie tym bywam.
Pan w Bordowej Marynarce z jakiegoś powodu unika mnie, jak ognia.
Kiedy nadchodzę odwraca wzrok, odwraca głowę, albo odwraca się. Ja uparcie go witam, bo bywam przekorna.
Wczoraj. Wchodzę. Pan rzeczywiście odwrócony, nie widzi mnie na pewno. Mijam go więc i słyszę rzucone do moich pleców:
-Dzień dobry!
Dzień dobry.
Ja się pytam, o co kaman?
Albo, jak w pewnym serialu, "o co chodzi, o co chodzi?"
Czyżby o ten kapelusik?
Cudowny kapelusz mam?