wtorek, 23 czerwca 2009

Wędrowiec


Na nasz pierwszy, wspólny urlop pojechaliśmy znowu do Dziwnowa. Tym razem mieliśmy być sami, swobodni, zakochani...
Jechaliśmy ... długo. Pierwszy pociąg na północ był tak zapchany, że nie wsiedliśmy w niego! Pojechaliśmy następnym, przez Toruń. Na zapyziałym, wyludnionym, nocnym dworcu toruńskim czekaliśmy na kolejny pociąg do Stargardu. Bladym, zimnym świtem kuliłam się na drewnianej ławce w brudnym wagonie. W planach mieliśmy wizytę u Andrzeja stryjostwa w Szczecinie. Przyjęli nas bardzo serdecznie. Dostaliśmy oddzielny pokój z wielkim łóżkiem, pod ogromniastą pierzyną.
Następnego dnia wsiedliśmy w autobus do Dziwnowa. U znanej nam gospodyni miejsc nie było. Odesłała nas na następną uliczkę Osiedla Rybackiego do...hrabiny Jabłonowskiej. Wysoka, dystyngowana pani w perłach ponoć była autentyczną hrabiną, jednak apartamenty, które nam zaproponowała, do hrabiowskich nie należały:)) Pierwsze dwie czy trzy noce przespaliśmy w małej budce na podwórku, tzw, bunkrze. Ściany były tak cienkie, że mogliśmy bez problemu słuchać rozmów toczonych na ławeczce, która stała pod drzwiami. Nas pewnie było słychać równie doskonale. Potem awansowaliśmy do pokoiku na pięterku, do którego prowadziły zewnętrzne, drewniane schody.
Dziwnów nas nie zawiódł. Było znów pięknie, ciepło, słonecznie. Morze szumiało, mewy krzyczały a sosny przy drodze na plażę upajająco pachniały żywicą. Chodziliśmy na długie spacery wzdłuż brzegu, wylegiwaliśmy się na kocu, chodziliśmy na deptak, do kina, na gofry, do salonu z grami... Jedliśmy dorsze w smażalni. Robiliśmy zdjęcia. Całowaliśmy się o zachodzie słońca. 11-go sierpnia dla podtrzymania tradycji poszliśmy na koniak do baru "Wodnik". Dudniła szafa grająca. Za barem stał inny kelner. Piliśmy złoty napój i patrzyliśmy sobie w oczy. Sielanka.
Któregoś dnia mój mąż powiedział: "chciałbym się sam przejść na jakąś wycieczkę..."
Sam??!!! Najpierw się zdziwiłam. Potem się zezłościłam. Potem przestraszyłam. A ja ? A co będzie ze mną??? No, nic nie będzie. Miałam sobie poradzić. Byłam przecież już duża...
Poszedł. Minuty ciągnęły się jak flaki z olejem. Zrobiłam pranie. Czytałam. Posprzątałam w pokoju. Może poszłam coś zjeść, a może nie, nie pamiętam. Bez niego wszystko było bez sensu. Wyobraźnia podsuwała mi obrazy apokaliptyczne. Dlaczego? Bóg raczy wiedzieć! Wrócił po dwóch, trzech godzinach. Szczęśliwy. Zmęczony. Stęskniony! Opowiadał ze szczegółami, co widział po drodze. Jakby dawał mi w prezencie tę opowieść.
No, i tak już potem było zawsze. Na każdym wyjeździe ja dawałam mu jeden dzień "wychodnego", on mnie entuzjazm z tej podróży. Czasem przynosił jakiś drobiazg, okruch na pamiątkę.
Teraz wyjeżdża w góry. Sam. Wędruje, rozmyśla, może porządkuje wartości, a może tylko ... rozwiązuje zadania matematyczne w głowie. Kto wie?
"Każdemu potrzebny jest jego kawałek podłogi..."

Kiedyś,
chwilę temu lub wiek,
odchodziłeś o zmroku,
jakby Cię nigdy
nie było.

Kąśliwy niepokój
dręczył moje dłonie,
puste i bezczynne,
pokonane przez odległość.

Odchodzisz ciągle,
wieczny poszukiwacz
i odkrywca.

Wypuszczam Cię na wiatr,
jak jesiennego latawca,
bez drżenia serca.

Już wiem,
że zapełnisz moje dłonie
na powrót.
Włożysz w nie kamyk,
znaleziony w podróży
lub pocałunek.

Przyjmę je
jak klejnot
i nie potknie się moja myśl
o strach
przed samotnością.


8 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Ładne to :-)

mamuśka pisze...

..i daje do myślenia:)))

agacioszka pisze...

Ładne, a jakże.
A pod tym "kawałkiem podłogi" podpisuję się oburącz i obunóż. Choć na początku wydaje się to trudne (wręcz niemożliwe), to potem sami chcemy mieć choć chwilkę sami dla siebie. Bynajmniej u mnie tak to działa :)

mamuśka pisze...

:)))

tataradka pisze...

A ja tu u Ciebie co trochę spotykam znajome sytuacje. Szopa w której ja pomieszkiwałem w Pucku nazywała się szauer. My z Bożenką wsiedliśmy do pierwszego pociągu na północ. Był to "opóźniony pociąg przyspieszony z Zakopanego do Olsztyna przez ....." Mieliśmy niezłe miejsca - na korytarzu, na własnych bagażach.
Pozdro

mamuśka pisze...

Hej, Grzesiu:)Jak miło słyszeć, że czytasz tę moja pisaninę.Całusy! Dla Bożenki uściski serdeczne:)

tataradka pisze...

Czytam, czytam. Czasem opuszczam jakieś fragmenty, o osobach których nie znam, ale podoba mi się na przykład Twoja poezja, choć generalnie to jej nie lubię. Wyjątek czynię tylko dla kilku autorów.

mamuśka pisze...

Dla mnie też wyjątek czynisz?:)) Jak miło!!!