środa, 18 listopada 2009

Koty




Ostatnio moja córka zdziwiła się, że zawsze marzyłam o kocie. Przecież miałam psa. Miałam. Czarną, wesołą i głupiutką spanielkę prosto z Sopotu. Bardzo ją lubiłam. Ale widocznie nie aż tak bardzo, jeśli zgodziłam się, żeby tata ją sprzedał. Mam nadzieję że trafiła w dobre ręce.
Kiedy miałam mniej więcej 10 lat wydarzyły się dwie rzeczy,
nie pamiętam która najpierw. Na wakacjach w leśniczówce u wuja Józka poznałam cudną, szarą kotkę Małpę, a od taty dostałam cudną książkę Ludwiki Woźnickiej pod tytułem "Czarka".
"W dniu Imienin Kochanej Córeczce Tatuś". Miałam kilka, lub nawet kilkanaście książek z taką dedykacją. Ta jest jedną z najukochańszych.

Czarka, to "kotek" znaleziony przez dziesięcioletnią Irkę na polu, na peryferiach Warszawy. Irka zabiera kotka do domu i rodzina, uradowana faktem otrzymanego właśnie nowego mieszkania, pozwala go jej zatrzymać. Kotek, mimo że duży, wymaga opieki jak niemowlak. Coraz większy krąg osób zostaje zaangażowany do ratowania Czarki, łącznie z oszczenioną właśnie wilczycą Norą. Nora wcale nie chce karmić Czarki, czuje do niej niczym nie usprawiedliwioną niechęć, a nawet lęk. Nie bez powodu. Czarka bowiem bardzo szybko wyrasta na dorodną, czarną panterę...
Historia była wzruszająca, wielowątkowa i, jak się okazało, wielotomowa.
Czarka i Irka stały się moimi idolkam
i. Mały kawałek zdobytego skądś czarnego futra zamieniał się w mojej wyobraźni w groźną panterę, a moja mała laleczka stawała się dzielną treserką. Potrafiłam się tak bawić godzinami.
Potem oswajałam wsiowe koty. Miękkie, cieplutkie kuleczki wydawały mi się najsłodsze na świecie, mimo że miały pazury jak szpilki.
Hipnotyzujące koty... A pamiętacie film "Siedem życzeń"? Prawie wierzyłam w tego zaczarowanego kota Rademenesa, chociaż to film dla dzieci był:)))
Kot w naszym domu zjawił się za sprawą Mateusza, który pewnego dnia napomknął, że kotka jego koleżanki właśnie niedługo będzie miała małe... I że on może jednego załatwić dla nas... Andrzej oczywiście powiedział natychmiast: NIE!

Niestety, niestety... Lub może: na szczęście, na szczęście!!! Ziarno zostało zasiane!
Kotka okociła się 12-go maja 2000r. Prawie od razu Mateuszowi "przydzielono" jednego kociaka. Całego czarnego. Andrzej konsekwentnie nie chciał słuchać o kocie. Mieliśmy już jedno zwierzątko, papużkę falistą, Filip
a. Więcej nam nie było potrzeba.
W czerwcu Andrzej wyjechał na swoją tradycyjną, wiosenną wędrówkę po górach. W Boże Ciało Mateusz powiedział nieśmiało: "Anka mówi, że już można kota zabrać..." No, i pojechał po niego.
Pamiętam tę chwilę. Otworzyliśmy wieko czerwonego koszyka i wychyliły się ...dwa czarne uszka a potem wielkie, czarne oczyska. Kot miauknął i czmychnął pod Kasi łóżko. Zajrzałam. Czarno, czarno... Łypnął na mnie jednym okiem. Nie wyłaził.
Był taki malutki, że mieścił
się w dwóch dłoniach. Zasypiał na ulubionym jasieczku Kasi. Piszczał. Tęsknił za swoją kocią mamą. Pił mleko. Gotowałam mu kurze skrzydełka i kawałeczki ryby. Kiedy chował się pod łóżkiem, widać było w mroku tylko oczy i wielkie, wielkie uszy. Istny Gacek. Takie dostał imię.
Andrzej wrócił. Mam przed oczami tę scenę, gdy natknęli się na siebie - mały, czarny kotek z wielkimi uszami i duży, brodaty facet z wielkim plecakiem. Stali naprzeciwko siebie. Długą chwilę. Gacek miauknął i poszedł obwąchać nowe buty. Zrobił to BARDZO ostrożnie. Andrzej prawdopodobnie zapytał: co to jest? Chociaż, że to kot, każdy widział...
- Róbcie sobie co chcecie, ja do tego nie przyłożę ręki!!!
Ale rzeczywistość była zgoła inna. Mały Gacek, z pazurkami jak szpileczki, bardzo sobie upodobał ręce Andrzeja i często je atakował. Zresztą przez pierwsze tygodnie wszyscy chodziliśmy podrapani. Ale tylko mój mą
ż doznawał tego zaszczytu, że kot wskakiwał mu na kolana. Może czuł, że nie grozi mu tam "zagłaskanie na śmierć".
Był bardzo żywiołowym kotkiem. Urządzał wariackie biegi po całym mieszkaniu, wskakiwał na najwyższe meble, wspinał się na zasłonki. Kiedy tylko kt
oś stanął przy blacie w kuchni, Gacek wspinał się po nogawkach spodni, żeby popatrzeć mu na ręce:)) Najczęściej wspinał się po Andrzeju. Ukrywał się w kącie przy szafie i miauczał zachęcająco. Zwabioną osobę chwytał za pięty albo łydki. Namiętnie drapał róg kanapy, a od kupionej specjalnie dla niego drapaczki uciekał, gdzie pieprz rośnie! Polewaliśmy ją walerianą, wtedy na chwilę dostawał "szajbki", miauczał łasił się, lizał. Potem znowu drapał kanapę.
Sypiał na mojej kołdrze, czasami wchodził pod spód. Uwielbiał wszystkie papiery i torby, natychmiast chował w nich głowę i udawał , że go nie ma.
Często powtarzam, że Gacek mnie uratował. To trochę przesadzone stwierdzenie, ale
wtedy tak to czułam. Nadeszło lato 2000 roku i okazało się, że mam na kilka dni zostać sama w domu. Kasia była na obozie letnim, a Andrzej z Mateuszem wybierali się na wędrówkę po górach. Jeszcze bardzo rzadko wychodziłam sama na zewnątrz. Sama w domu? Całe dnie? I noce?
Pojechali. Siedziałam zdrętwiała na kanapie i zastanawiałam się jak przeżyć kolejne godziny. Nagle Gacek podszedł cichutko i otarł się o moje nogi. Wzięłam go na kolana. Zwinął się w kłębek i zasnął. Nie byłam sama! Byłam z kotem! Kot mnie potrzebował. Musiałam zadbać o jego jedzenie i jego kuwetę. Musiałam
go głaskać. Poszliśmy razem spać. Gacek zwinął się na moich nogach i przespaliśmy tak całą noc.
Kiedy urósł, nie wyglądał już jak nietoperz, raczej jak mała czarna pantera. Po wykastrowani
u złagodniał mu charakter. No, i stało się jasne, że jego najlepszym przyjacielem jest Pan Andrzej. Prawdopodobnie traktuje go jako przewodnika tego ludzko-kociego stada. Tylko jego kolana są godne zagospodarowania i tylko jego łóżko nadaje się do spania. Ja się plasuję na samym końcu łańcucha. Jak to matka - daję jeść, więc ostatecznie można mnie tolerować.
O Gacku można opowiadać godzinami...

10 komentarzy:

PAPROCH pisze...

Cudowne zdjęcia:-D

mamuśka pisze...

http://deser.pl/deser/51,83452,7272095.html?i=1
Zajrzyj tam!!

PAPROCH pisze...

REWELACJA!:-D

mamuśka pisze...

Znalazłaś Gacka?

PAPROCH pisze...

A miałam? Nie przebrnęłam przez wszystkie. Zaraz będę szukać:-)

PAPROCH pisze...

Znalazłam:-) Kto robił to zdjęcie?

mamuśka pisze...

Mateusz, dawno temu. Jak sobie aparat kupiliśmy cyfrowy...

PAPROCH pisze...

Jest przepiękne:-D

Mateusz pisze...

A gdzie drugi kot z tytułu? No i to zdjęcie, to robiłem chyba trochę później, nie tak od razu po kupieniu aparatu;)

mamuśka pisze...

Drugi na razie na zdjęciu