poniedziałek, 8 marca 2010

Chcecie bajki? Oto bajka...







W całym tym zamieszaniu Mikuś nie zauważył prezentu gwiazdkowego, który sobie cały czas spokojnie leżał pod choinką. Była to śliczna, włóczkowa czapeczka i szaliczek, niebieskie z białym paskiem. Potem okazało się, że Miksiuś i Misia też mają włóczkowe ubranka, zielone i czerwone.

- Wyglądacie jak jedna rodzina- powiedział Królik i podrapał się w białe uszko.

- No, bo my jesteśmy jedną rodziną!- potwierdził wesoło Miksiuś. Misia tylko zatrzepotała z wrażenia rzęsami.

Lalki były zachwycone. Uwielbiały takie historie, w których wszystko dobrze się kończy, spotykają się przyjaciele, a najlepiej, jak ktoś się w kimś zakocha. Jak w filmie! Wspaniałomyślnie oddały „Mikusiom” jedno piętro swojego domu i ciągle urządzały proszone podwieczorki z „rewizytą”. Mikuś czuł, jak jego brzuszek robi się coraz większy. Misia w końcu się zbuntowała.

- Jedziemy na wycieczkę!- powiedziała stanowczo.- Od tego jedzenia będę niedługo gruba jak piłka

Och, to był naprawdę świetny pomysł! Wycieczka!

***

Teraz opowiadam ja, Misia. Kazali mi pisać kronikę.

WYCIECZKA- kronika Misi.

Królik powiedział, że pisanie kroniki, to jest wyróżnienie. W nagrodę za pomysł. O tym jak jechaliśmy na wycieczkę.

Królik powiedział, że piszę źle. Bo nie ma sensu i L O G I K I. Skąd ja mam wziąć tę logikę, to nie wiem , Królik mi nie powiedział. A ja nawet nie wiem jak ona wygląda. Pewno jest chudsza ode mnie.

Teraz piszę ja, Królik. Chciałem przejąć ten zaszczytny obowiązek, ale większością głosów zostałem przegłosowany. Misia może nie pisze logicznie, ale oryginalnie. No, cóż! Nie biorę za to odpowiedzialności!

Wiem już, co to jest logika. Królik mi wytłumaczył. Teraz logicznie opiszę po kolei naszą wycieczkę.

Najpierw wszyscy kłócili się o to, gdzie mamy się wyprawić. Królik powiedział, że na wycieczkę się wyprawia. Mikuś chciał się wyprawić do lasu. Miksiuś protestował i mówił, że nie wiemy, jak dojść do lasu. Królik chciał jechać za jakąś granicę i mówił, że to jest światowo. Lalki szybko zrezygnowały, bo im się znudziło dyskutowanie. Ja, czyli Misia nic nie mówiłam, bo i tak mnie nikt nie słuchał. Mikuś wreszcie powiedział, że najlepsza jest wycieczka w nieznane. Wszyscy się ucieszyli z tego pomysłu i ułożyliśmy plan.

Jaki to był plan ? Dowiecie się już za tydzień. Tymczasem pomóżcie Mikusiowi wybrać rzeczy niezbędne na wyciecze.

Plan Wycieczki w nieznane:

1. Przygotować jedzenie

2. Przygotować picie

3.Przygotować ubrania

4. Przygotować sznurek i latarkę( to jest stanowczy wniosek Królika)

5. Ustawić się w kolumnie wycieczkowej

6. Iść na wycieczkę.

Wszystko udało się zgodnie z planem aż do ostatniego punktu. Ostatni punkt musieliśmy przełożyć na jutro, bo już się zrobił wieczór.

Wycieczka

Królik obudził się pierwszy. Słońce mocno świeciło i świergotały wróble.

- Zaiste – powiedział Królik do siebie- piękny dzień na wycieczkę. Tylko dlaczego wszyscy jeszcze śpią?

- Ja nie śpię – szepnęła Misia cichutko. – Tylko mam oczy zamknięte, bo mi się jeszcze trochę śni sen o truskaweczkach...Króliku, czy my musimy iść na tą wycieczkę?

- Tak!- odparł Królik stanowczo.- Bo to jest dobre dla zdrowia.

- Aha! – zgodziła się Misia potulnie.- No, to wstaję.

Westchnęła i otworzyła oczka. Sen o truskaweczkach odfrunął w nieznane. Misia podskoczyła dwa razy, roztrzepał szykować się do drogi. Mikuś i Miksiuś już też się przeciągali w swoich łóżeczkach.

-Pobudka, pobudka! – wołał Królik i robił dużo zamieszania.

Postanowili wyruszyć bezzwłocznie, jak to określił Królik i śniadanie zjeść w drodze. Królik szedł pierwszy, bo miał dobrą orientację w terenie.

- To jest moja rola- powiedział.- Orientować się w terenie. Jestem waszym przewodnikiem. Każdy musi mieć swoją rolę.

Miksiuś szedł drugi i miał rolę „zabawiacza”. Niósł gitarę i podśpiewywał do marszu. Za nim szedł Mikuś z dużym plecakiem, w którym były przygotowane poprzedniego dnia zapasy. Mikuś miał rolę „zaopatrzeniowca”. Misia w czerwonym bereciku szła na końcu. W torebce niosła latarkę, sznurek, dwa koraliki, grzebyk, nadgryziony herbatnik, chusteczkę trochę zużytą, zasuszoną różę, tabletki na morską chorobę, kamyk na szczęście i ołówek. Misia miała przydzieloną rolę ”upiększacza”. Była z niej (z tej roli) bardzo dumna. Szła podskakując i podśpiewując „tra la la, Mikusie dwa”. Szybko jednak się zmęczyła i spociła. Najchętniej usiadłaby i odpoczęła, ale plecy Mikusia oddalały się nieubłaganie. Wkrótce też zaczęły boleć ją nóżki , a rączki od dźwigania torby pełne były odcisków. Berecik zsunął jej się na spocone czoło i zasłonił jedno oko.

- Wcale nie lubię wycieczek! – krzyknęła rozzłoszczona i wpadła na plecy Mikusia, który zatrzymał się przed chwilą, bo Królik właśnie zarządził postój.

Mikuś też był zmęczony. Usiadł obok swojego plecaka i nic nie mówił. Królik biegał dookoła i zachwycał się;

- Patrzcie, patrzcie! Jeszcze tego nie widzieliście! Rozglądajcie się! Zapamiętujcie!

Mikuś rozglądał się niemrawo. Nic ciekawego nie było widać. Doszli do Pierwszej Nogi Biurka. Pod biurkiem było dosyć ciemno i pachniało kurzem. Za nogą leżał na brzuchu zielony, plastikowy żołnierzyk z karabinem. Leżał już chyba od dość dawna, bo warstwa kurzu na jego plecach tworzyła puszysty, szary meszek.

- Ojej!- przestraszyła się Misia. – Czy on nie żyje?

-Nie!- prychnął pogardliwie Królik.-On jest już nieprawdziwy. Zgubił się i jest z a p o m n i a n y.

- Ojej! –zmartwiła się tym razem Misia. – To może go uratujmy?

-Jak to, przecież idziemy na wycieczkę!?- Królik wcale nie był zadowolony z tego pomysłu. Jego nóżki przystosowane do kicania jeszcze wcale się nie zmęczyły i Królik zupełnie nieoczekiwanie dla siebie znajdował uciechę w wędrowaniu.

- Na wycieczkę już doszliśmy- włączył się nagle do rozmowy Miksiuś. _ Teraz organizujemy Akcję Ratunkową!

Tak, tak! Akcja Ratunkowa! To był o wiele lepszy pomysł!

We wszystkich wstąpiły nowe siły. Mikuś powiedział, że najpierw muszą zjeść , bo od tego się lepiej myśli. Zjedli więc zapasy z plecaka . Misi najbardziej smakowały pierniczki, Królikowi pieczone jabłka, a Miksiusiowi orzeszki. Następnie wyciągnięto sznurek i latarkę, przy czym Królik triumfalnie krzyknął:

- A nie mówiłem, że się przyda!

Misia dodała jeszcze swoją trochę napoczętą chusteczkę i tabletki na morską chorobę. Co do tabletek, to Królik zaznaczył, że nie przydadzą się na nic, bo żołnierz jest z piechoty i na żadną morska chorobę nie choruje na pewno.

Kiedy oświetlono teren diałania, okazało się, że żołnierz jest w bardzo dobrym stanie i po starannym wytarciu chusteczką wyglądał prawie jak nowy.

- Piękny jest!- westchnęła roztkliwiona Misia.

- No!- potwierdził Królik.-Zielony, jak świeża sałatka!

- Ma fajny karabin!- zachwycił się Miksiuś.

Mikuś nic nie mówił. Myślał, jak przetransportować żołnierza do domu.

- Zrobimy sanki z plecaka i pociągniemy, ja i Miksiuś. Królik będzie nam oświetlał drogę, a ty Misiu pilnuj, żeby żołnierz nie spadł!

Mikuś nieoczekiwanie dla wszystkich przejął dowództwo. Nikt nie protestował.

Ruszyli w drogę powrotną. Żołnierz nie był ciężki i Mikuś z Miksiusiem maszerowali raźno. Misia dreptała z tyłu. Zdjęła swój czerwony berecik i okryła nim żołnierza, który wydawał się zmarznięty na kość. Droga powrotna wcale nie wydawała się długa ani trudna. Wszyscy śpieszyli się, żeby uratować żołnierza.

- Chyba wolę Wyprawy Ratunkowe niż zwykłe wycieczki!- wysapała Misia.

- Co mówisz? – nie usłyszał Mikuś.

Zatrzymał się i odwrócił głowę. Misia w rozpędzie potknęła się o plecak, który nagle wpadł jej pod nogi i jak długa przewróciła się na żołnierza. Żołnierz podskoczył nagle, jakby go prąd poraził i stanął na baczność. Mrugał oczami i ściskał w garści swój karabin.

- Stój! Kto idzie?! Hasło! Stój, bo strzelam! Ręce do góry!

- O matko!- pisnęła Misia i schowała się za plecak.

Mikuś podniósł drżące łapki do góry. Miksiuś prychnął niecierpliwie:

- Cicho bądź i opuść ten karabin! Straszysz mi przyjaciół!

- Co się stało? Gdzie ja jestem?- żołnierz opuścił karabin i przyglądał się trzem postaciom o żółtych pyszczkach i błękitnych uszkach. Z daleka kicał w ich stronę Królik, który się trochę rozpędził i nie zauważył, że nikt za nim nie idzie.

- Jesteśmy w drodze do domu- odparł uroczyście Mikuś.- Myśmy cię u r a t o w a l i!

- Czy ja byłem poległy?- zatrwożył się żołnierz.

- No...- zawahał się Mikuś.- Byłeś raczej z a g u b i o n y.

- Ale to dobrze, że się ocknąłeś, bo już nie musimy cię ciągnąć!- klasnął w ręce Miksiuś. – A gdzie Misia?

- Tutaj jestem!- pisnęła Misia zza plecaka. Trochę się jeszcze bała i wstydziła, że upadła na żołnierza. – Czy on się na mnie nie gniewa?

- Skądże znowu, proszę pani!- zasalutował żołnierz.- Jak widać, dobrze mi zrobiła ta kuracja wstrząsowa!

Misia Zrobiła się czerwona, jak jej własny berecik. Trochę z radości, a trochę z zawstydzenia.

- No- powiedział filozoficznie Królik- nie ma tego złego, co by na nogi nie stanęło.

- To nie tak chyba było- odezwał się niepewnie Mikuś. Ale Królik już pokicał do przodu wołając:

- Chodźcie, chodźcie! Już widzę naszą półkę...!

O wycieczce, która przekształciła się w Wyprawę Ratunkową opowiadano sobie jeszcze długo przy różnych okazjach, szczególnie na podwieczorkach u lalek. Lalki były ciągle spragnione szczegółów tej historii i dopytywały o wszystko. Interesował je też los żołnierza, który po krótkim odpoczynku u Kena i Barbie wrócił do armii. Królik, Miksiuś, Misia i szczególnie Mikuś mieli już dosyć tego gadania i zaczęli myśleć nad zorganizowaniem jakiegoś nowego Zdarzenia.

Wtedy właśnie pojawił się wśród nich BANAN.

O BANANIE ciąg dalszy nastąpi za tydzień.



3 komentarze:

PAPROCH pisze...

Bardzo emocjonująca historia:-D

mamuśka pisze...

Oczywiście. W przeciwnym wypadku niewarta byłaby wzmianki:)

Anonimowy pisze...

Przypadkiem odkryłem ten blog.:)
Jak przyjemnie czytać o minionych dekadach i przypominać sobie swój czas tamtych lat.Pozdrawiam serdecznie - Janusz Budnik.