sobota, 29 maja 2010

Życie, życie jest jak melon...

Którą wybrać z
dróg..?








Już od dawna życie potrząsa mi palcem przed nosem.
- Halo, kobieto! To ja, twoje radio...
Taaak.... Moje radio gra na falach ultrakrótkich. Fale długie są zwodnicze. Dalekosiężne plany załamują się nagle, jak pogoda w górach. Myślisz, że wszystko masz pod kontrolą, a tu figa z makiem. Niekiedy nawet z pasternakiem.
Ten wstrząsający (a może raczej potrząsający) fakt dotarł do mnie już kilkanaście lat temu.
Dostałam skierowanie do szpitala. Zadzwoniłam. Powiedzieli, że oczywiście, jeżeli mam skierowanie, to mnie przyjmą.
Oświadczyłam w pracy, że mnie nie będzie, poodwoływałam różne sprawy. Spakowałam torbę. Pożegnałam się z dziećmi. Z duszą na ramieniu pojechałam. Lekarz w izbie przyjęć zbadał mnie i powiedział, że... nie kwalifikuję się na razie (!) do zabiegu. Dał mi skierowanie do przychodni przyszpitalnej i kazał najpierw tam zacząć leczenie. Wróciłam z torbą do domu...
Do szpitala trafiłam po trzech miesiącach.
Wtedy dotarła do mnie ta prawda: życie jest pełne niespodzianek (zupełnie jak pudełko czekoladek). Jesteś przekonany, że droga jest tylko jedna, ale dróg jest wiele, wystarczy, że się rozejrzysz.
W ostatnim roku koło fortuny całkiem się zwichrowało. Jego fanaberie przypominają mi zabawę taką piłeczką, którą przywiozłam dzieciom z Hamburga. Miała pościnane ścianki, jak nierówno obrane jabłko. Rzucona na podłogę odbijała się, ale nie można było nigdy przewidzieć, w którą stronę odskoczy.
Plany, plany...
Chemia mojego męża miała się skończyć wcześniej. Kolejna operacja miała być na początku maja .
-7-go czerwca będziemy mogli wyjechać w góry-powiedział z właściwym sobie optymizmem.
Ale...
Najpierw onkolog poszedł na urlop a później chirurg wyjechał na szkolenie. A później nie było miejsc na chirurgii, a jeszcze później znowu nie było miejsc...
A potem plan operacji był zbyt napięty. A teraz jest długi weekend przed nami...
Urlop przełożyłam.
Czy wyjedziemy w góry? Któż to wie? Rzeki wylewają bez ostrzeżenia, wulkany wybuchają i paraliżują przestrzeń powietrzną, firmy bankrutują i zrywają umowy, wyjazdy do Lizbony odpływają w nieznane...
Córki zachodzą w ciążę.
Synowie się zakochują (albo odkochują, co kto woli).
Deszcz pada a lato tuż, tuż!

Wczoraj biały, biały welon,
jutro białe, białe włosy...

Albo rude, jeśli się zdecyduję do fryzjera iść.

Wesołych świąt!- jak mawiał mój kolega Bogdan. Zawsze są jakieś święta:))))

3 komentarze:

PAPROCH pisze...

A jak ktoś nie lubi melonów?...

mamuśka pisze...

No to może lubi welony. Albo nylony.Albo może życie jest jak Delon-zabójczo przystojne.

PAPROCH pisze...

Delon może być ;-)